wtorek, 24 września 2013

Rozdział trzeci

Październik tego roku był naprawdę piękny. Gdy tylko miałam wolny czas spacerowałam po uliczkach Krakowa, nie mogąc się nacieszyć pięknym widokom. Zawsze taka byłam: mimo tego, że zazwyczaj żyłam zupełnie beznamiętnie, lub wręcz pogrążałam się w smutku, trochę piękna wyzwalało we mnie entuzjazm. Potrafiłam zapomnieć o wszystkim i stać się częścią tej cudownej harmonii. Złotoczerwone liście opadały na chodniki i rozkosznie szeleściły pod butami, a cały ten krajobraz oblewany był delikatnymi promieniami słońca. A to wszystko w tym pięknym, wymarzonym Krakowie... W takich momentach naprawdę szczerze się cieszyłam, że dokonałam decyzji, które sprowadziły mnie do tego miasta i dały szansę na nowy start.

Ten konkretny dzień jednak nie był zwykły.

Dotarło do mnie to dopiero po skończeniu wykładów, jak samotnie, spokojnym spacerem wracałam do domu. Zrozumiałam, że pierwszy raz w życiu nie powiązałam aktualnej kartki w kalendarzu z moimi urodzinami. Naprawdę, poczułam się w jednej chwili tak głupio, że zatrzymałam się na środku chodnika. Jak można zapomnieć o własnych urodzinach? I z tego wszystkiego po raz pierwszy spędzę je samotnie. Gdybym wspomniała o tym przy Adzie, mogłybyśmy pójść na piwo czy coś w tym stylu, ale w tym momencie wydawało mi się wręcz absurdalne dzwonić do niej, gdy jest już w tramwaju, że przypomniałam sobie o swoich urodzinach i czy nie spędziłaby ich ze mną. Zrezygnowana ruszyłam z miejsca, ociągając się jeszcze bardziej niż wcześniej. Cały ten mój wspaniały nastrój nagle gdzieś uleciał. Akurat dzisiaj miałam nie przychodzić do pracy, więc czas będzie dłużył się jeszcze bardziej; perspektywa łażenia samemu po mieście też nagle wydała mi się smutna. Idealnie. Doskonały moment, by tęsknić za ludzkim towarzystwem.

– Laura...?

Odwróciłam się, poznając od razu głos Alana. Codziennie zagadywał mnie w sklepie i na uczelni, więc zaczęłam przyzwyczajać się do jego towarzystwa.

– O rany... Jesteś chyba jeszcze smutniejsza, niż zwykle.

Wzruszyłam ramionami, lekko zirytowana uwagą tego typu. Uznałam jednak, że skoro rozpaczałam przed chwilą z powodu braku towarzystwa, to grzechem byłoby nie wykorzystać szansy na chwilę rozmowy.

– To dlatego, że właśnie przypomniałam sobie o swoich urodzinach – mruknęłam niezadowolona. – Zwykle spędzałam je nieco weselej. A teraz, dziesiątki moich wspaniałych znajomych z Warszawy zaszczycą mnie pewnie co najwyżej uroczymi wpisami na facebooku.

Zaczęłam powoli iść przed siebie, a chłopak dotrzymał mi kroku, uśmiechając się szeroko.

– Czyli zapomniałaś, że dzisiaj są twoje urodziny? W sumie to całkiem zabawne.

Rzeczywiście, wyglądał na całkiem rozbawionego.

– Powiedziałabym raczej, że tragiczne. Żałosne dziewiętnaste urodziny.

– Ale skoro tak się alienujesz... Trudno się dziwić. No i masz przecież już koleżanki z naszego kierunku, czemu się z nimi nie umówisz?

– Teraz już za późno.

Zaśmiał się głośno i poklepał mnie głowie.

– Lubisz sobie stwarzać problemy, co? Kurczę... Zaprosiłbym cię na jakieś dobre, urodzinowe jedzonko, gdybym miał ze sobą trochę więcej kasy. – Zatrzymałam się, więc dodał. – Co jest?

Jego wesoły głos poprawił mi humor, więc widok mojej klatki schodowej wcale mnie nie ucieszył. Nie mogłam jednak zignorować faktu, że jestem już na miejscu.

– Tutaj mieszkam.

Jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.

– A to dopiero zabawne, bo ja... – wskazał palcem w kierunku bloku sąsiadującego z moim. – Mieszkam tam. Jakim cudem nigdy nie spotkałem cię po drodze na uczelnię?

– Zazwyczaj chodzę na około. – zamyśliłam się, po czym dodałam – Zresztą wydaje mi się, że zawsze jesteś okrążony wianuszkiem znajomych, więc pewnie byś mnie nawet nie zauważył.

Alan zaśmiał się.

– Nie bądź zazdrosna. Jak będziesz tak miła i podasz mi swój numer mieszkania, to ja w tym czasie skoczę do domu i zorganizuję coś dobrego, a potem zrobię ci urodzinową niespodziankę.

Jego plan jakoś nie pasował mi do definicji niespodzianki, jednak nie mogłam się oszukiwać, że sprawił mi radość, więc podałam mu potrzebne informacje i pożegnałam się z nim. Propozycję, by wpadł do mnie tak po prostu, bez przynoszenia niczego, z miejsca odrzucił. W innej sytuacji być może dłużej zastanawiałabym się nad tym, czy zaproszenie chłopaka, którego prawie nie znam, do mieszkania, w którym mieszkam zupełnie sama, jest dobrym pomysłem; teraz jednak czułam się tak, jakby ktoś mi całą tę sytuację zesłał z góry jako jedyny urodzinowy prezent. No, może nie jedyny – stan mojego konta też pewnie wkrótce znacznie się powiększy dzięki osobom, które załatwiają swoje obowiązki rodzinne tylko za pomocą pieniędzy.

Nie musiałam martwić się sprzątaniem, ponieważ mój jeden pokój i tak był niemal pusty i nie miałam jeszcze szansy go zabałaganić. Zajrzałam do lodówki, która również świeciła pustkami – nie będę miała szansy porządnie przyjąć swojego pierwszego gościa, ale postanowiłam się tym nie przejmować, bo i tak już nic nie mogłam na to poradzić. Czekając na chłopaka zaczęłam odczuwać drobne poddenerwowanie, czułam się właściwie jak dziki człowiek, który pierwszy raz od lat ma okazję na spędzenie czasu z drugą osobą. Jednocześnie czułam ulgę właśnie z powodu tych niezbyt mądrych uczuć – w końcu coś czułam, nie byłam zupełnie obojętna, przejmowałam się. Minuty wydłużały się a ja zaczęłam obawiać się, że tak naprawdę nikt nie przyjdzie. Alan mógł się przecież rozmyślić, mogło mu się odechcieć, co by było zresztą całkiem naturalne, w końcu nawet mnie dobrze nie zna. Zresztą, nie da się ukryć – na pewno sprawiałam wrażenie dziwnej, odcinającej się od świata osoby.

Kiedy akurat upewniłam się już w przekonaniu, że spędzę jednak urodziny całkiem samotnie, usłyszałam pukanie do drzwi. Podchodząc do nich pomyślałam, że powinnam zorganizować sobie jakiś dzwonek, bo ten dźwięk wzbudzał we mnie dziwny niepokój – nawet teraz, gdy wiedziałam, kto stoi po drugiej stronie.

Alan przytargał ze sobą kilka siatek zakupów, które bez słowa postawił na kuchennym blacie. Rozejrzał się po pomieszczeniu.

– Tak właśnie czułem, że pewnie mieszkasz sama – powiedział i bez najmniejszego skrępowania zaczął spacerować po mieszkaniu i zaglądać w każdy kąt. – Teraz już się nie dziwię, że tyle pracujesz, przecież można się tu zapłakać z nudów...

– Przepraszam, że nie spełniam twoich wymagań – mruknęłam.

Alan uśmiechnął się i zabrał się do rozpakowywania przyniesionych przez siebie toreb.

– Miałem ochotę napić się piwa, więc dla ciebie też kupiłem, mam nadzieję, że nie pogardzisz... O, a tu mam trochę ciasta, wyglądało najładniej. Nie mogłem się powstrzymać i kupiłem też eklerki, bo je uwielbiam. A tutaj mam coś specjalnego.

Chwilę później stał przede mną z całkiem pokaźnej wielkości bukietem w ręku. Nie miałam zielonego pojęcia, skąd go właściwie wyciągnął i jakim cudem go wcześniej nie zauważyłam. Były to wyjątkowo śliczne, czerwone różyczki przewiązane złotymi wstążkami. Nie wiem jak długo tak stałam w całkowitym szoku, ale Alan w końcu nie wytrzymał i wybuchnął głośnym śmiechem, wciskając mi na siłę kwiaty. Wydukałam podziękowanie i w panice zaczęłam szukać czegokolwiek, co mogłoby imitować wazon. Chłopak w tym czasie wyciągnął z siatki kilka świeczek, które wbił pokracznie w spory kawałek ciasta i zadowolony z siebie spoczął na tapczanie.

– Naprawdę, Alan... – zaczęłam, kiedy uporałam się w końcu z bukietem. – Dlaczego to wszystko dla mnie robisz?

Blondyn poklepał miejsce obok siebie w taki sposób, jakby przywoływał psa.

– Nie zadawaj pytań tylko ciesz się urodzinami. Miałbym wyrzuty sumienia, jakbym cię tak zostawił. Poza tym – zawahał się przez chwilę – nie lubię siedzieć w domu. Jeśli chcesz się odwdzięczyć to wystarczy, jak czasem pozwolisz mi tu posiedzieć, jakoś swobodnie się z tobą czuję.

Mówiąc to, uśmiechał się cały czas wyjątkowo delikatnie i szczerze. Przypomniałam sobie swoje przemyślenia na temat różnicy w jego zachowaniu wtedy, kiedy jest wśród znajomych a wtedy, kiedy widziałam go samego. Może właśnie o tej swobodzie mówił? Jednak prawda jest taka, że sam sobie mnie wybrał i prawdopodobnie ukształtował swój obraz mojego charakteru tak, jak mu to akurat odpowiadało, bo nie miałam jeszcze okazji w jakikolwiek sposób mu się zaprezentować. Usiadłam obok niego, a on wyjął z kieszeni zapalniczkę i zapalił po kolei wszystkie świeczki na cieście, po czym podsunął mi swoje dzieło pod nos.

– Czas na życzenie.

Zamknęłam oczy. Życzenie...
 
Żeby wszystko się wreszcie ułożyło.
 
Zdmuchnęłam świeczki i zapatrzyłam się przez chwilę w radosną twarz Alana, pierwszy raz tak blisko mojej. Był naprawdę śliczny a z jego oczu biła szczera życzliwość. Czułam się dokładnie tak, jakbym patrzyła na zesłanego specjalnie dla mnie anioła. Chociaż dziwiło mnie jedno: gdyby kiedyś przytrafiła mi się sytuacja, jaka właśnie miała miejsce, jestem niemal pewna, że z miejsca bym się w swoim wybawicielu zakochała. A teraz... czułam radość, prawdziwą radość i wdzięczność, a te uczucia były czyste i pozbawione jakichkolwiek podtekstów. Pomyślałam, że naprawdę chciałabym mieć go jako przyjaciela; wszystko byłoby łatwiejsze.

W tym momencie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz – nieznany mi numer. Alan skinieniem głowy poradził mi odebrać i sam poszedł otworzyć piwo. Miałam złe przeczucia, ale postanowiłam nie ignorować połączenia.

Mój niepokój okazał się całkiem uzasadniony. Mężczyzna po drugiej stronie słuchawki wymówił nazwę sądu na warszawskiej Pradze. I wszystko było już dla mnie jasne.

– Zostało do pani wysłane pismo w sprawie ujawnienia miejsca zamieszkania Moniki Sowińskiej, czy...

– Wiem – przerwałam mu sucho. – Wyjaśniałam już tę sprawę. Widziałam tę kobietę tylko dwa razy, w tym raz na pogrzebie. Nie mam pojęcia, gdzie ona jest, czym się zajmuje ani tym bardziej czy zamierza przyjąć spadek, więc proszę mnie tym nie nękać.

– Rozumiem. Jeszcze niewyjaśniona została sprawa listu pożegnalnego, w którym jest o pani mowa.

Westchnęłam. Alan stał oparty o blat kuchenny i wpatrywał się uparcie w okno, starając się chyba zakamuflować swoją obecność.

– Naprawdę nie mogę teraz o tym rozmawiać – jęknęłam. – Pytałam o list tyle razy, a państwo przypomnieli sobie o nim dopiero teraz... Nie mógłby pan zadzwonić jutro?

Mężczyzna przeprosił za zajmowanie czasu i się rozłączył. Zamknęłam oczy, próbując opanować narastające we mnie emocje. Miałam rację, nie chcąc odebrać tego telefonu; to był najgorszy moment z możliwych na takie sprawy. Miałam wielką ochotę zostać sama, zwinąć się w kłębek i popłakać ze złości, ale nie mogłam zmarnować wysiłku, jaki Alan włożył w umilenie mi tego specjalnego dnia. Jednak musiałam chwilę odsapnąć. Dlaczego nadal jestem dręczona tą sprawą? Po samobójczej śmierci mojego ojca zaczęły wychodzić na jaw drobne nieścisłości związane z jego drugą żoną. Podobno jego najbliżsi (nie, nie ja... jego matka, rodzeństwo, przyjaciel) już długo przed tym incydentem zauważyli, że coś go gryzie, nie chciał jednak przyjąć od nikogo pomocy (zakładając, że takie propozycje rzeczywiście padały). Jakiś tydzień przed śmiercią mój ojciec pokłócił się z Moniką, która wyprowadziła się od niego razem z ich synkiem, nikt nie wie, o co tak naprawdę im poszło, ale podobno w ów pamiętny dzień zachowywał się wyjątkowo normalnie, zrobił zakupy i poszedł pogodzić się ze swoją żoną. I to, co stało się tamtego wieczoru jest wielką zagadką, ponieważ wrócił do swojego mieszkania i w nocy się powiesił. Babcia zaczęła popadać w paranoję – uważała, że to wszystko było wynikiem intrygi Moniki, która ponoć miała wiedzieć, co się wydarzy, ponieważ pierwsza odnalazła ciało i próbowała zniszczyć list pożegnalny. Co do tego listu – to mnie nurtowało najbardziej, nic nie rozumiałam z mętnych zeznań babci (załamaną dodatkowo tym, że Monika podobno zabroniła jej spotykać się z wnukiem), próbowałam dowiedzieć się czegoś od policji, która powinna przetrzymać list jako materiał dowodowy. I teraz, kiedy próbowałam zapomnieć o całej sprawie, dostaję taki telefon. Jednak głupie było myślenie, że mój wyjazd pozwoli odciąć mi się od tego typu spraw.

Coś zimnego dotknęło mojego policzka. Otworzyłam oczy – to Alan, uśmiechając się delikatnie, dotykał mnie otworzonym już piwem. Z wdzięcznością odwzajemniłam uśmiech i odebrałam od niego puszkę.

– Nie chcę, żebyś się teraz smuciła, więc udam, że nic nie słyszałem – zaczął blondyn poważnie. – Ale jak będziesz chciała kiedyś o tym pogadać, to wal śmiało.

– Jesteś naprawdę dziwny.

– Hmm? Dlaczego?

Zamilkłam na chwilę, szukając odpowiednich słów. Po chwili napiłam się piwa i zaczęłam tłumaczyć.

– Musisz przyznać, że to co robisz, nie jest typowe. Rozpoznałeś mnie w sklepie, mimo że ja nie zdołałam zapamiętać po rozpoczęciu roku ani jednej twarzy. Okej, to jest jeszcze całkiem prawdopodobne. Nie wnikam też czemu taki popularny chłopak – w tym momencie po twarzy Alana przebiegł cień zadowolenia – poświęca swój czas komuś tak mało rzucającemu się w oczy, jak ja. No i dzisiaj... Zrobiłeś dla mnie tak wiele, a prawie w ogóle mnie nie znasz...

– A co ja takiego zrobiłem? – chłopak wyglądał na szczerze zdziwionego. – Rozmawiam z każdym wtedy, kiedy mam na to akurat ochotę, łaski ci nie robię. A dzisiaj miałem ochotę napić się piwa i zjeść eklerkę, a w swoim domu nie lubię siedzieć. Ty jesteś znacznie dziwniejsza czepiając się takich szczegółów, nie sądzisz?

Upiłam kolejny, duży łyk piwa i roześmiałam się. Rzeczywiście, zdecydowanie to ja jestem tutaj dziwną osobą, doszukującą się wszędzie podstępu. Muszę pozbyć się przykrego nawyku traktowania wszystkich ludzi tak, jakby mieli zamiar mnie zaraz wykorzystać i zrobić krzywdę. Przecież kiedyś wierzyłam, że bezinteresowna życzliwość istnieje na tym świecie.

– Wreszcie się śmiejesz – powiedział Alan z satysfakcją. – Tak jest o wiele lepiej. Będę się teraz tobą zajmował, bo mnie wkurza twój brak pewności siebie. Wiesz, to raczej ja powinienem być ci wdzięczny, że mnie obdarzyłaś zaufaniem i pozwoliłaś wejść do mieszkania, w którym żyjesz całkiem sama. Przecież mógłbym chcieć zrobić coś brzydkiego.

Z jakiegoś powodu jego poważny ton, połączony z rozbawioną miną i całkiem swobodną pozycją na moim tapczanie, być może z domieszką przyjętego już alkoholu, doprowadziły mnie do kolejnego ataku śmiechu. Tym razem cały stres nagle ze mnie zszedł i ulatające się ze mnie złe emocje przeobraziły się w naprawdę głośny, szczery, duszący wręcz śmiech, który był moją specjalnością – jednak dawno nie miałam okazji, by śmiać się właśnie w ten sposób. Alan przez chwili patrzył na mnie w osłupieniu, po chwili jednak przyłączył się do mnie i oboje daliśmy się ponieść głupawce. Kiedy ze śmiechu zaczął boleć mnie brzuch, wyprostowałam się i zawiesiłam spojrzenie na chłopaku, którego twarz nabrała zupełnie nowych kolorów – nie było to zbyt mądre posunięcie, bo na ten widok dopadła mnie kolejna salwa śmiechu.

– O rany – jęknął Alan. – Przecież ty tego nie przeżyjesz.

Zajęło mi kilka minut całkowite uspokojenie się.

– Przepraszam. Od razu mi lepiej – powiedziałam, ocierając łzy z oczu.

– Ale wiesz, taka zmiana po tak małej ilości piwa... Tylko pogratulować.

– Ej! – oburzyłam się. – To nie przez piwo. Ja tak czasem mam. Chociaż muszę przyznać, że dawno tak się nie śmiałam. Dziękuję.

Uśmiechnęłam się do niego, a on nagle uciekł wzrokiem, chyba troszkę speszony.

– Nawet nie wiem, co cię tak rozbawiło. Próbowałem być poważny – westchnął.

Alan siedział u mnie aż do wieczora. Cały czas spędziliśmy wesoło rozmawiając o wszystkim, co nam akurat przyszło do głowy, zajadając przyniesione przez niego słodkości i wykorzystując zapas piwa. Nie wiem, kiedy ostatnio czułam się tak odprężona, kiedy mogłam się tak beztrosko śmiać i nie myśleć o niczym złym. Chłopak próbował chyba zająć każdą sekundę mojego czasu, tak, że nie miałam ani chwili na popadanie w zadumę czy smutne przemyślenia. Zazwyczaj długo musiałam oswajać się z nowo poznanymi chłopakami, by móc rozmawiać z nimi swobodnie, jednak z Alanem stało się to szybko i zupełnie naturalnie. Zaczęło mi się wydawać, że to jego bezproblemowe nastawienie do życia może mnie uratować. Żegnał się ze mną dosyć niechętnie, widocznie perspektywa wracania do domu naprawdę nie napawała go radością, ale postanowiłam nie wypytywać się o to na razie; może, jeśli nasza znajomość się rozwinie, sam mi kiedyś wszystko opowie.

Posprzątałam wszystko dosyć sprawnie, mimo lekkiego kręcenia się w głowie (wypiłam w końcu kilka piw, a zdążyłam odzwyczaić się od alkoholu). Włączyłam telefon, który od czasu przykrej rozmowy leżał porzucony i ponury na stole. Przeczytałam kilka wiadomości z życzeniami: od mamy, dziewczyny, z którą przyjaźniłam się od pierwszej klasy szkoły podstawowej i kilku osób z gimnazjum i liceum; w przypływie dobrego humoru postanowiłam odpowiedzieć wszystkim z podziękowaniem. Po wysłaniu ostatniej wiadomości podeszłam do róż zostawionych przez Alana, dotknęłam delikatnie płatków jednej z nich, po czym nachyliłam się i zachłysnęłam wspaniałą wonią. Wstyd się przyznać, ale to był pierwszy raz, kiedy dostałam kwiaty od chłopaka, dlatego tym bardziej nie mogłam się teraz na nie napatrzeć. Dzięki nim całe pomieszczenie stało się jakby bardziej ludzkie i... żywe. Tak, właśnie to był chyba mój główny problem podczas przebywaniu w tym mieszkaniu. Ściany, meble, właściwie każdy kąt czy drobina kurzu były martwe i zimne. Telefon leżał zwykle skulony w kącie niczym drapieżne stworzenie, czekające tylko na przekazanie jakiejś złej nowiny. Trudno było urodzić się na nowo w miejscu pozbawionym życia. Tutaj rzeczywiście mogłam czuć się jak na dnie głębokiej studni, chłodnej i wilgotnej, odcięta od ludzi i świata zewnętrznego. Teraz jednak ktoś otworzył jej wieko i zaczęły docierać do mnie pierwsze promienie słońca.



Następnego dnia obudziłam się z myślą, że jednak muszę wszystko uporządkować w swoim życiu porządnie, od podstaw. Nawet, jeśli będę musiała w tym celu kilka razy pojechać do Warszawy i zmierzyć się z historiami, o których od dawna próbowałam zapomnieć. Wczoraj... Moje urodziny, może nie byłyby niczym specjalnym dla kogoś innego, dla mnie jednak ten dzień był specyficznym punktem zwrotnym w moich emocjach. Teraz nie miałam już tylko jakiegoś mglistego przeświadczenia, że mam szansę wyjść z dołka i żyć dalej, miałam wręcz pewność, że nadszedł czas na zrobienie czegoś, i nawet zaczęłam się domyślać, czego. Pora na zaprzestanie całego tego tchórzostwa, w które się wplątałam, tłumaczenie na różne sposoby swoich słabości; pamiętam, jak zaświadczenie psychiatry o dystymii z podwójną depresją pomogło mi zrzucić z siebie wszelką odpowiedzialność, pogodzić się z tym, że tak musi być, i uciec tak daleko. Jak mogłam zignorować obietnicę złożoną dawno temu? Jak mogłam poddać się i... zostawić Aleksandra? Tłumaczenie sobie, że robienie czegokolwiek w tym zakresie będzie niepotrzebnym rozgrzebywaniem przeszłości, było nierozsądne. Po pierwsze: to nie przeszłość, a raczej teraźniejszość, po drugie: właśnie zostawiając wszystko tak, jak jest, męczyłam się najbardziej i pozbawiałam się normalnego życia.

Być może naprawdę dostałam szansę wydostania się z dna głębokiej studni. Być może miałam ją cały czas, wolałam jednak siedzieć w ciemności, kuląc się przed promieniami słońca. 

#

Tak więc jest kolejny rozdział. Niestety, kończą mi się wakacje i zaczną się studia, praca dorywcza i inne fascynujące zajęcia więc nie mam pojęcia, w jakiej częstotliwości będę publikować dalsze części tego opowiadania. Jednak pisanie tego naprawdę mi pomaga i pozwala uporządkować sobie wiele rzeczy, więc pewnie czas się zawsze znajdzie :) Dziękuję osobom, które śledzą życie mojej kochanej Laury i dzielą się swoją bezcenną opinią. 

4 komentarze:

  1. Napisalam taki cudowny komentarz i juz mialam go dodac, ale przy ostatnim zdaniu cos sie przelaczylo i calosc zniknela :( Chyba mam dzisiaj pecha :P Nic, sprobuje go jakos odtworzyc.
    Hmm… Doszlam do wniosku, ze zapomnienie o swoich urodzinach moze okazac sie calkiem ciekawe w swoich skutkach (ot taki wprowujacy z usmiechem na twarzy, sterta zakupow i kwiatami do domu Alan) i warte wyprobowania ;D
    Wiesz, w ogole ten rozdzial odebralam bardzo pozytywnie. To chyba przede wszystkim przez obecnosc Alana, ktory chyba powoli stanie sie dobrym duchem opowiadania i samej Laury. Poza tym – Laura. Widac, ze powoli zaczyna zachodzic w niej przemiana, wychodzi z tego najtrudniejszego dla siebie okresu, o czym swiadczy jej dobry humor i koncowka, bedaca odzwierciedleniem jej mysli biegnacych w strone prawidlowa – powrotu do cieszenia sie zyciem.
    Mam tez wrazenie, ze dzieki Alanowi caly ten proces zostanie znacznie przyspieszony (co mnie bardzo cieszy, bo chcialabym dla Laury jak najlepiej). Zastanawia mnie tez sam Alan. Ciekawe, czy okaze sie zupelnie bezinteresowny i czy dalej beda tak swietnie sie dogadywac. Jak na razie wydaje sie on byc naprawde w porzadku (i w sumie niech tak zostanie).
    I wciaz intryguje mnie ten sasiad. Teraz juz wiem na pewno, ze to nie Alan (choc raczej te mozliwosc uznawalam za najmniej prawdopodobna), ale ciekawosc tylko sie wzmaga. Bo chyba jednak odegra on jakas role w calosci :D
    Trzymam kciuki za Laure i za Ciebie (zeby mimo natloku zajec starczylo czasu na czeste dodawanie notek)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj jeśli chcesz porozmawiać o pechu, to... Troszkę w tym rozdziale wykrakałam. Miałam urodziny przedwczoraj no i niestety o nich pamiętałam. Niestety, bo okazało się, że ludzie z którymi mieszkam, czyli najbliższa rodzina, nie pamiętali :D było mi niezmiernie z tego powodu smutno cały dzień, przy okazji stłukłam ulubiony kubek, a wyjmując zakupy z samochodu walnęłam się w głowę o klapę bagażnika, przez co mam olbrzymiego guza. Wczoraj biegłam na tramwaj, wypadł mi z kieszeni smartfon którego posiadam od miesiąca, kopnęłam go w biegu i przeleciał kilka metrów dalej po chodniku. No, ale tyle o moim pięknym życiu, musiałam się pochwalić :D
      No i dziekuję bardzo za komentarz :) Dobrze, że ciekawi Cię sąsiad, już wkrótce postaram się ciekawość zaspokoić (na tyle, na ile pozwoli mi na to moje nowe studenckie życie). Swoją drogą - kiedy rozdział u Ciebie? Wchodzę raz na jakiś czas i nadal nic, troszkę to smutne :<

      Usuń
  2. Jedno słowo: dziękuję ... za to piękne opowiadanie o prawdziwym życiu, zaufaniu i emocjach.Obiecuję, że będę tu często zaglądać i z niecierpliwością czekam na kolejne przygody ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dziękuję za takie miłe słowa, aż nabrałam znowu ochoty, żeby pisać. Mam nadzieję, że nie zawiodę Twoich oczekiwań:)

      Usuń

© Agata | WS | 1, 2.