niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział czwarty

Jak to się właściwie stało?

Stałam we własnym mieszkaniu z poczuciem coraz bardziej rozprzestrzeniającego się absurdu. Zresztą, stałam to raczej złe określenie – opierałam się o kuchenny blat i patrzyłam bezmyślnie na czarne zmierzwione włosy osobnika, który rozłożył się na mojej kanapie, jakby było to dla niego najbardziej naturalne miejsce z możliwych. Próbowałam zebrać myśli i podjąć próby powiedzenia do niego czegokolwiek, ale z jakiegoś dziwnego powodu sama czułam się jak nieproszony gość. Chłopak wypił łyk zrobionej przeze mnie herbaty i z westchnieniem odstawił kubek na stolik. Znowu zapadła cisza.

Muszę tam podejść, zamiast patrzeć na niego z tyłu – myślałam, ale z drugiej strony nie widziałam w tym najmniejszego sensu. Zerknęłam na swój telefon; do zapowiedzianego przyjścia Alana zostało jeszcze trochę czasu. Chyba za bardzo zaczęłam na nim polegać i liczyć na to, że rozwiąże za mnie problemy. A tym razem sama się w to wplątałam, teraz odpokutowuję za moją nadmierną ciekawość. Ciekawość, która sprawiła, że mój tajemniczy sąsiad siedzi na mojej kanapie, pije herbatkę z mojego kubka i czuje się zupełnie jak u siebie w domu, całkowicie mnie ignorując.

Mógłbym ją jeszcze dosłodzić? – usłyszałam nagle.

... Co?

Chłopak odwrócił się i obrzucił mnie bardzo zdziwionym spojrzeniem

Herbatę. Lubię słodką.

Wzdrygnęłam się. No tak. To nie wymagało wyjaśnienia. Zaniosłam mu cukierniczkę z wielką ostrożnością, bo tego dnia miałam wrażenie, że wszystko się może wydarzyć, jeśli chociażby przez krótką chwilę nie będę skupiona. Chłopak wsypał do herbaty kilka łyżeczek cukru, mimo że już wcześniej była słodzona. Naprawdę lubi słodką.

Dzięki. – patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, po czym spytał. – Czemu nie usiądziesz?

Ta absurdalna atmosfera zmusiła mnie do poddania się jego spojrzeniu w stylu dobrodusznego gospodarza – usiadłam obok niego, w bezpiecznej odległości, śmiejąc się z siebie samej w duchu. Dzień zaczął się całkiem normalnie – wyszłam rano na uczelnię, zaliczyłam wszystkie wykłady, wracałam z Alanem (który wyjątkowo, akurat dzisiaj, miał coś do załatwienia i nie wprosił się do mnie) – aż do momentu, w którym weszłam na swoje piętro i zobaczyłam, że pod sąsiednimi drzwiami ktoś sobie smacznie śpi. I tutaj popełniłam niewybaczalny błąd, który przewrócił mój spokojny, cudownie przeciętny dzień do góry nogami; zamiast zignorować niecodzienny widok i schować się czym prędzej za swoimi drzwiami, ja zatrzymałam się przy śpiącym chłopaku, co więcej! Kucnęłam przy nim, by z bliska przyjrzeć się jego twarzy. Było na co patrzeć, bo mimo dziwacznie rozczochranych, trochę za długich włosów i sińców pod oczami, był naprawdę przystojny. Przynajmniej takie odniosłam wtedy wrażenie, oglądając go niczym ciekawe zjawisko przyrodnicze. Trudno było mi ocenić jego wiek, ale nie odbiegał chyba za bardzo od mojego. Zarówno jego twarz jak i budowa ciała sprawiały wrażenie znacznie bardziej męskich od delikatnego Alana, do którego widoku tak ostatnio przywykłam. A jednak spał głęboko, jak dziecko, rozczochrany i cały jakby wygnieciony.

Kiedy przez kolejny głupi impuls wyciągnęłam powoli rękę, by dotknąć kosmka tych jego ciemnych, gęstych włosów – chłopak nagle otworzył oczy i spojrzał na mnie tak przytomnie, jakby przez cały ten czas tylko czuwał i czekał na odpowiedni moment. Cofnęłam rękę gwałtownie, przez co straciłam równowagę, zachwiałam się do tyłu i chcąc ratować się przed upadkiem złapałam chłopaka za ramię. Zobaczyłam na jego twarzy całkowicie zrozumiałą dezorientację, a po chwili to ja byłam kurczowo trzymana za ramiona, a jego twarz przysunęła się bardzo blisko mojej, przyglądając mi się uważnie. Wtedy te oczy, szeroko otwarte ze zdziwienia, skojarzyły mi się z bursztynem.

Potrzebujesz czegoś? – spytał.

Nie... Ja tylko... – spróbowałam się uwolnić z jego uścisku, ale on nie zamierzał chyba mi na to pozwolić. – Chciałam tylko sprawdzić, czy nic ci nie jest. W końcu spałeś pod drzwiami, i...

Dotykasz każdego nieznajomego? – zaciekawił się, nadal mnie nie puszczając.

Zaczęłam odczuwać lekką irytację. Z twarzy chłopaka nie mogłam wyczytać nic, oprócz zwyczajnego zdziwienia. I dlaczego nagle to ja w tej sytuacji wyszłam na dziwną?

Nie odwracaj kota ogonem – mruknęłam niezadowolona. – Nie każdy śpi wczesnym popołudniem na korytarzu, pod drzwiami. W środku tygodnia. Chyba miałam prawo się zainteresować?

Chłopak zamyślił się na chwilę, kiwnął głową, po czym wreszcie zdjął ręce z moich ramion. Od razu wstałam i zrobiłam krok w stronę mojego mieszkania. Coś mnie jednak zatrzymało. Ta beznadziejna ciekawość.

Czekasz na kogoś? Sąsiad – wskazałam na drzwi, pod którymi siedział – chyba rzadko wraca do domu.

Dzisiaj wróciłem.

Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, więc zmusiłam się tylko do beznamiętnego "aha". Ten człowiek zupełnie mijał się z moimi wyobrażeniami na temat tajemniczego sąsiada. Może i był dość przystojny, ale oprócz tego sprawiał wrażenie względnie normalnego, przeciętnego chłopaka. Byłam troszkę tym faktem rozczarowana. Było mi szkoda, że drzwi sąsiadujące z moimi bezpowrotnie stracą magię ukrytej za nimi zagadki.

Z rozmyślań wyrwał mnie chłopak, który nagle spytał, czy zaproszę go do siebie, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie. Powiedział coś mętnie o zostawionych u kogoś kluczach do mieszkania. Właściwie to poczułam się raczej poinformowana, że do mnie przyjdzie. Podczas tej rozmowy coś stało się ze światem, wszystko było na opak, to co było wcześniej absurdem stało się nagle niepodważalną prawdą, a rzeczy logiczne straciły jakiekolwiek znaczenie. Wpuściłam chłopaka do swojego mieszkania, zrobiłam mu herbatę, o którą poprosił, a teraz siedziałam obok niego zupełnie nie wiedząc, co dalej robić. Wcześniej, kiedy dotarło do mnie, że do mieszkania, w którym żyję całkiem sama zaprosiłam nieznajomego faceta śpiącego pod drzwiami, spanikowałam i napisałam do Alana z prośbą o pomoc. Liczyłam na to, że jego obecność sprawi, że świat wejdzie z powrotem w swoje orbity.

Jak masz na imię? – spytałam, chcąc po prostu przerwać jakoś ciszę.

Chłopak milczał przez chwilę.

Abdullah.

Spojrzałam na niego. Zarówno ton głosu, jak i jego obojętna mina wcale nie wskazywały na to, że żartował. Z powagą wypił jeszcze jeden łyk herbaty, po czym uśmiechnął się lekko.

Tak miałem mieć na imię. Ale ostatecznie padło na Bartolomeo. Jednak chyba wolę Abdullah, więc możesz tak do mnie mówić.

Westchnęłam.

Uznajmy, że nie pytałam.

Od początku zauważyłam, że był dosyć niegrzeczny jak na kogoś, kogo tak uprzejmie potraktowano. Odniosłam wrażenie, że całkowicie wykorzystał sytuację tak, by było mu wygodnie, i nic więcej poza tym go nie interesowało. Siedział zupełnie rozluźniony i patrzył w jakiś tylko mu znany punkt przed sobą. Przyjrzałam mu się ukradkiem – teraz, gdy nie był pogrążony w spokojnym, dziecięcym śnie, wyglądał na bardzo zmęczonego, tak, jakby od wielu dni słabo sypiał i męczyły go jakieś stresy. Zarówno na twarzy jak i na rękach miał liczne, chociaż niepozorne, zadrapania i siniaki. Zmęczony, wygłodzony, poobijany. Niczym bezpański pies. A do tego zupełnie niewdzięczny.

Mieszkasz tu sama? – kiedy skinęłam głową, kontynuował. – Emmanuel to całkiem ładne imię. Albo Samuel. Jeśli umiesz gotować, to możesz czasem zaprosić mnie na obiad. A ty jak masz na imię?

Helga.

Dosyć pospolicie – zasmucił się. – Chętnie bym się przespał.

Mhm... Kiedy odzyskasz klucze do swojego mieszkania? Nie chcę wyjść na niegościnną, ale nie mam za bardzo możliwości, by proponować ci tutaj nocleg.

Chłopak spojrzał mi prosto w oczy i uśmiechnął się.

Po rozłożeniu ta kanapa jest pewnie dosyć duża. Zmieścimy się, bez obaw. – Chyba zauważył panikę w moich oczach, bo roześmiał się. – Spokojnie, do wieczora się stąd wyniosę. Spałem ostatnio u... znajomej, i zostawiłem tam trochę rzeczy, w tym najwidoczniej klucze. Już do niej dzwoniłem. Jak skończy pracę, to mi je odda. Dziękuję, że pozwoliłaś mi tu poczekać.

Tak jakbym miała jakiś wybór.... Zastanowiłam się chwilę nad pauzą, jaką zrobił przed słowem znajomej, tak jakby albo nie bardzo chciał o tym mówić, albo sam nie był pewny jego relacji z tą osobą. W ciągu zaledwie miesiąca mieszkania tutaj widziałam kilka różnych dziewczyn kręcących się wokół jego drzwi. Widziałam nawet dojrzałą kobietę, pewnie koło czterdziestki, piękną i dystyngowaną, jednak w jakiś sposób drapieżną. Wszystkie czekały na niego cierpliwie, często miały ze sobą torby z zakupami, i wszystkie rzucały mi podobne spojrzenia – pełne czegoś złośliwego i bardzo niepokojącego. Zupełnie nie mogłam rozszyfrować, kim one są i czemu tu przychodzą.

Nagle na korytarzu rozległ się głos szybkich kroków, i po chwili drzwi do mojego mieszkania otworzyły się.

Laura...! – jęknął Alan na progu. – Mówiłem ci, żebyś zamykała drzwi od środka. Wiesz dobrze, jacy tu podejrzani ludzie się kręcą. A ty jeszcze zapraszasz takich do siebie.

Mówiąc to stanął przed nami i patrzył na mojego gościa bardzo podejrzliwie. Oddychał szybko, jakby przebiegł duży dystans, i miał, jak na niego, wyjątkowo rozgniewaną minę. Najwidoczniej musiałam go zdenerwować sms–em, w którym poinformowałam, że tajemniczy sąsiad wprosił się do mnie na herbatę i nie mam pojęcia, co z nim zrobić. Zrobiło mi się wstyd, że przeszkodziłam Alanowi w załatwianiu jego spraw. Przecież mówił, że to ważne, a ja zmusiłam go do rzucenia wszystkiego. Wstałam i podeszłam do niego, żeby go przeprosić, ale całkowicie mnie zignorował, wpatrując się cały czas w chłopaka.

Kim jesteś? – spytał oschle.

Mustafa.

Jesteś nienormalny! – nie wytrzymałam.

A ty niemiła, Helgo. A twój chłopak patrzy na mnie jak na kryminalistę. Aż zrobiło mi się przykro. To ty przecież mnie obudziłaś, prawda?

Już nabrałam powietrza, żeby wylać na niego swoją frustrację, ale Alan uspokajająco położył rękę na moim ramieniu. Odetchnął głęboko, po czym usiadł na podłodze, opierając się o przeciwległą do kanapy ścianę. Gość przyglądał nam się wyraźnie rozbawiony, jego zmęczone, bursztynowe oczy trochę się rozjaśniły. Alan po chwili też się rozpogodził a z jego twarzy znikł ten zupełnie niepasujący do niego, niezadowolony grymas.

Dlaczego na moją piękną Laurę mówisz Helga?

Na kogo?

Chłopak ziewnął i zerknął na swój telefon, prawdopodobnie sprawdzając godzinę. Potem obaj mierzyli się spojrzeniami, z których nie mogłam do końca wyczytać, czy są wrogie, czy raczej po prostu zaciekawione.

Laura, mogłabyś mi przynieść piwo? – spytał nagle Alan zmęczonym głosem.

Spojrzałam na niego zdziwiona. Przyzwyczaiłam się, że lubił korzystać ze swoich zapasów alkoholowych zgromadzonych w mojej lodówce o każdej porze dnia, ale zwykle obsługiwał się zupełnie sam, nie mieszając mnie w to. Z racji tego, że nadal miałam wyrzuty sumienia związane ze ściągnięciem tu go, stłumiłam w sobie irytację i zrobiłam, o co mnie prosił. Gość spojrzał tęsknie na butelkę.

– Ty nie dostaniesz, póki się nie zdecydujesz, jak masz na imię – powiedziałam do niego. – Zresztą nie chcę, żebyś tu zaraz zasnął.

Chłopak wzruszył ramionami.

– Chyba jednak nie mam ochoty.

– Słyszałem, że szukają cię tu często bardzo interesujący ludzie. Tak dużo masz przyjaciół? – spytał Alan, po czym ostentacyjnie pociągnął łyka z butelki.

– Słyszałem, że zbyt wścibscy ludzie kiepsko kończą – odparł chłopak, uśmiechając się szeroko jednym z tych uśmiechów, które wyglądają ładnie, ale są tylko na pokaz. – Mam pracę, która wymaga kontaktu z ludźmi i jeżdżenia w rożne miejsca, dlatego często mam gości i dlatego też nie zawsze zastają mnie w domu. Przykro mi, jeśli zakłóciłem spokój Helgi. Obiecuję, że jak tylko dostanę klucze to wyjdę, i nie będę już twojej dziewczyny męczył. Naprawdę nie musisz być taki podejrzliwy.

To była do tej pory najdłuższa jego wypowiedź, tym bardziej, że mówił powoli, jakby z wysiłkiem. Czułam się dziwnie będąc kolejny raz nazywana dziewczyną Alana, ale najwidoczniej żadne z nas nie czuło potrzeby wyprowadzania kłopotliwego gościa z błędu. Alan zresztą chyba dobrze wczuł się w rolę martwiącego się chłopaka. Pierwszy raz był taki małomówny i najwidoczniej wcale nie było mu do śmiechu. Chyba jednak nadal był zły, mimo że starał się przybrać swoją zwykłą, beztroską minę.

W pokoju rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Chłopak nie spiesząc się podniósł swoją komórkę, przyjrzał się dokładnie ekranowi, po czym odebrał. Rozmawiał przez chwilę, używając samych równoważników zdań, rozłączył się i wstał.

– Klucze czekają już pod moimi drzwiami – wyjaśnił, kierując się do wyjścia. – Dzięki za herbatkę.

Alan skinął głową i nie ruszył się z miejsca, kończąc swoje piwo, a ja po chwili podeszłam do drzwi i oparłam się o nie, patrząc na zbierającego się do wyjścia gościa. Chłopak patrzył chwilę na mnie trochę nieprzytomnym wzrokiem. Westchnął i nachylił się do mnie tak blisko, że czułam jego oddech na swoim uchu.

– Dominik – wyszeptał.

Otwierając mu drzwi z jakiejś niewyjaśnionej przyczyny czułam niepokój, dziwne uczucie odkładające się na dnie serca i nadające mu dodatkowego ciężaru. Miałam wrażenie, że coś jest nie w porządku. Może nie powinnam go wypuszczać? A może wręcz przeciwnie, może on nigdy nie powinien był się tu znaleźć. Zostawiłam za nim lekko uchylone drzwi, przez które mogłam zobaczyć dziewczynę po sąsiednim mieszkaniem – widziałam ją po raz pierwszy. Tak jak inne, ubrana była ładnie i porządnie, sprawiała wrażenie zamożnej i znacznie ode mnie starszej. Chłopak zatrzymał się przed nią bez słowa, a ona dotknęła jego ramienia i pocałowała w szyję. Zamknęłam drzwi.

Stałam chwilę nieruchomo i patrzyłam w przestrzeń. Co to za okropne uczucie? Jakoś wcale nie czułam ulgi, że pozbyłam się niegrzecznego sąsiada, wręcz przeciwnie – miałam ochotę wybiec i wciągnąć go tu z powrotem, dać mu coś do jedzenia, położyć spać. Przecież nie musi tego robić... Zaraz, nie robić czego? Nie mogłam sprecyzować swoich własnych myśli, nieznośny niepokój wyprowadzał mnie z równowagi, coś na kształt bardzo złych przeczuć.

– Hej, Laura... – Alan stał przede mną i patrzył na mnie smutno. – Nie przejmuj się. Ten ćpun właśnie pewnie zarabia na kolejną działkę. Całego świata nie ocalisz.

Poczułam się, jakby uderzył mnie w twarz.

– O czym ty mówisz?

Widziałam zakłopotanie na jego twarzy. Pociągnął mnie delikatnie za rękę i zdecydowanym ruchem zmusił do zajęcia miejsca na kanapie. Usiadł obok mnie i delikatnie odgarnął włosy z mojej twarzy. Zupełnie nie rozumiałam, co się działo.

– Przepraszam, powinienem być delikatniejszy. Nic nie zauważyłaś, prawda? – pokręciłam głową, a on kontynuował, bawiąc się moimi włosami. – Nie zauważyłaś, jakie miał oczy? I spowolnione ruchy, ten dziwny sposób mówienia, kurczę... Nie, żebym był znawcą, ale stawiam na heroinę. No, chyba że to jakieś silne leki antydepresyjne. A te wszystkie kobiety, o których mówiłaś... Wiesz, być może mu płacą, może być przecież całkiem ładną zabawką dla znudzonych mężatek. Dla towaru robi się różne rzeczy. On ledwo żył... Laura, nie patrz tak na mnie! Twoje oczy spaniela nic tu nie dadzą, nawet nie wiesz, jaki jestem na ciebie wściekły...

Odsunął się ode mnie i schylając się lekko, ukrył twarz w dłoniach. Westchnął głośno.

– Przepraszam, byłeś zajęty, a ja...

– Nie o to mi chodzi! – Przerwał mi, prostując się. – Nic nie rozumiesz. Tyle razy opowiadałaś mi o ludziach przychodzących do tego chłopaka, sama mówiłaś, że cię to niepokoi. A ja tyle razy zwracałem ci uwagę na to, że nie zamykasz tego pieprzonego zamka po powrocie do domu. Dzisiaj zostawiłem cię na chwilę i co? Dostaję wiadomość, że wpuściłaś tego ćpuna do środka. Wiesz... nie zawsze będę w pobliżu, a na świecie są źli ludzie i robią takim miłym dziewczynkom jak ty naprawdę niedobre rzeczy.

Przerwał i patrzył na mnie dziwnie.

– Teraz będę tak się martwił, że nie będę mógł spać po nocach. Musisz mi to jakoś wynagrodzić.

Uśmiechnął się wreszcie, a ja odwzajemniłam jego uśmiech. Nie byłam pewna, czy to nie jest zbyt ryzykowny w tym momencie temat, ale jednak byłam zbyt zaciekawiona, czułam, że oskarżenia Alana trochę pokrywają się z niepokojem, który zagnieździł się w moim sercu.

– Nie sądzisz, że trochę za wcześnie go oceniasz? Moim zdaniem był po prostu bardzo niewyspany...

– Jakoś mi wcale nie zależy na tym, żeby się o tym przekonać – uciął. – Ach, i jakbyś miała z nim jeszcze styczność, czego ci nie radzę, to dla niego jestem twoim chłopakiem. Bez dyskusji. Może to go powstrzyma przed dobieraniem się do ciebie.

Roześmiałam się. To uczucie, że ktoś się o mnie martwi i troszczy było na swój sposób niesamowicie miłe. Tak za tym tęskniłam jeszcze niedawno, jak pogrążałam się w depresji coraz bardziej, jak umierałam powoli, zatapiałam się w ciemności... I pragnęłam śmierci, marzyłam o niej, o przejściu przez drzwi do wieczności – a raczej o tym, żeby ktoś w ostatniej chwili złapał mnie za rękę, nakrzyczał na mnie i wydrwił moją głupotę, a potem siedział i płakał ze mną, ze szczęścia, że jednak nadszedł kolejny dzień, słońce kolejny raz pojawiło się na niebie, a świat nie wyszedł z orbit. W tamtej chwili tak bardzo kochałam Alana za te słowa, za jego obrażoną minę, chciałam go przytulić i mu to powiedzieć, ale nie potrafiłam. Nie byłam w stanie go dotknąć. Dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy ostatni raz widziałam swojego ojca... Nienawidziłam tej swojej blokady uczuciowej.

Alan niedługo później wyszedł, załatwić swoje sprawy, którymi nie dane mu było wcześniej się zająć, a ja siedziałam i myślałam o tajemniczym sąsiedzie. Dominik... Wcześniej myślałam, że tajemnica została rozwiązana, a jednak okazało się, że teraz wszystko stało się tylko bardziej zagmatwane.

Usłyszałam na korytarzu głos kobiety. Za bardzo stłumiony, by rozróżnić jakieś słowa.

Drzwi trzasnęły.

Na korytarzu rozległ się głośny stukot jej wysokich obcasów.

Tup, tup, tup. A każdy krok jakby wstrzykiwał w moje serce kolejną dawkę niepokoju.

5 komentarzy:

  1. Przeczytałam właściwie już zaraz, jak go dodałaś, ale jak to ja, zanim zebrałam się do skomentowania, trochę czasu minęło. Ile to razy obiecywałam sobie, że będę bardziej systematyczna ;)
    O, rany, pojawił się sąsiad. Tak bardzo oczekiwałam tego momentu i oto jest! Właściwie sama nie wiem, jak oceniać Dominika. Trochę mam słabość do takich odrobinę aroganckich i pewnych siebie męskich postaci. I dlatego, ledwo wkroczył do akcji, podświadomie obdarzyłam go całkiem sporą jak na początek dozą sympatii. Potem, wraz z przybyciem Alana, część z niej, gdzieś się zapodziała i w końcu nie zostało z niej prawie nic :P Ale przeczuwam, że sam Dominik będzie miał jeszcze okazję to naprawić. Bo on odegra tutaj jakąś większą rolę, prawda? Jego postać tak bardzo mnie zaintrygowała... I mimo że nie kryje się już za nim mit tajemniczego sąsiada, niewiele utracił z tej swojej mityczności :D Spostrzeżenia i ocena Alana co do niego, pewnie okażą się trafne, ale i tak, w pewien sposób ten Dominik mnie zastanawia xD Jaka ja uparta jestem.
    Co do Alana, jej, on jest tak cudownie troskliwy. Trochę zazdroszczę Laurze <3 Pierwsza myśl, która mi się nasuwa, to pewność, że prędzej czy później oni będą razem (w końcu Laura musi znaleźć jakąś miłość, ot co!), ale z drugiej strony, to mogłoby być zbyt proste. Sama nie wiem. Kompletnie nie mam pojęcia, co takiego szykujesz i wręcz, muszę przyznać, że moja świadomość aż krzyczy, że to może być coś naprawdę zaskakującego. Mam zacząć się bać o Laurę? :D
    Nic, kończę swoje odrobinę dziwaczne wywody (piątek wieczór, zmęczenie wygrywa ze mną zanim jeszcze zdążyłam podjąć rękawicę) i uciekam.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, nawet nie wiesz, jak ucieszył mnie Twój komentarz! Ostatnio z powodu studiów, pracy i depresji wyłączyłam się zupełnie z życia blogowego, ale jakiś czas temu poczułam, że MUSZĘ coś napisać - a skoro mam coś niedokończonego, to uznałam, że napiszę to, no a skoro już napisałam, to uznałam, że warto opublikować nawet, jeśli nikt tego już nie przeczyta. A tu niespodzianka:) Zajrzałam do Ciebie i widzę, że mam zaległości - jak tylko będę po tej koszmarnej sesji to w nagrodę zrelaksuję się czytaniem :)
      A co do rozdziału - podobają mi się Twoje odczucia odnośnie Dominika, myślę, że mniej więcej takie pierwsze wrażenie chciałam wykreować (dziwnie to może brzmi - "myślę" - no ale prawda jest taka, że w głowie mam tylko baaardzo ogólny zarys wydarzeń, a wszystko się okazuje w czasie pisania, czasem zmieniam to, co sobie wcześniej zaplanowałam tylko dlatego, że tak się akurat napisało, a czasem wręcz siadam do pisania zupełnie bez pomysłu i czekam na to, co się samo stworzy - i ciekawi mnie, jak jest w Twoim przypadku? Totalna improwizacja i chaos jak u mnie, czy może raczej wszystko przemyślane? Lub coś zupełnie innego? :D)
      Jedyne co do czego jestem pewna w moich planach, że szykuję Laurze i reszcie emocjonalną jazdę bez trzymanki, bo kocham dramaty nie może być zbyt łatwo, no bo na czym bym wtedy oparła moje ukochane, ciągnące się w nieskończoność rozmyślania o życiu? :D Więc być może bać się trzeba. Kto wie:)
      I cieszę się, że lubisz Alana, sama szukam takiego Alana w swoim życiu, ale rzeczywistość jest okrutna :D Martwi mnie czasem moja tendencja do wciskania wszędzie gdzie się da pięknych buziek, pewnie realność mojego mętnego pisania bardzo przez to cierpi, ale to chyba jakieś schorzenie :D Mogę kochać postacie totalnie zepsute, beznadziejne, na marginesie społeczeństwa, kłamliwe, zdradzieckie, złośliwe itd - póki są zewnętrznie piękne (każda na swój sposób, oczywiście). Beznadziejna sprawa. Rujnuje to całą moją romantyczność.
      Kończę, bo pora zwlec się z łóżka i zająć się rzeczywistością. Dziękuję jeszcze raz, że przeczytałaś moje wypociny. Miłego dnia! :D

      Usuń
    2. Jak to jest u mnie? Ha, moje opowiadania to sama improwizacja. Oczywiście zawsze najpierw musi pojawić się pomysł, ale zazwyczaj i tak, gdy usiadam i mam coś napisać, zmieniam wszystko. Potem sama się gubię i najczęściej historia zostaje nieskończona. Oj, zła ze mnie kobieta, tak tych swoich bohaterów męczę.
      Cieszę się, że mogłam sprawić choć odrobinę radości :)
      I naprawdę zaczynam się bać...
      W sumie to zawsze jest tak, że mówi się o tym, że takie piękne, idealne postacie, kreowane w opowiadaniach, tylko psują obraz rzeczywistości itd. Ale ja to lubię. W końcu w pewnym sensie opowiadanie to odzwierciedlenie pewnych pomysłów, może marzeń czy sposobu postrzegania świata, a nie wierna kopia rzeczywistości.
      Pozostaje mieć nadzieję, że jednak znajdziesz takiego Alana. Jak już Ci się uda, to daj znać gdzie, to też wybiorę się na poszukiwania :D

      Usuń
    3. W takim razie już się nie będę tak wstydzić mojej wielkiej improwizacji;D Teraz pozostaje wierzyć w to, że te opowiadania uda nam się dociągnąć do końca (poprzednie, które pisałam, też koniecznie chciałam skończyć ale poprzez miliard rozpoczętych wątków zupełnie się pogubiłam - wpadłam w końcu na "genialny" pomysł, że główni bohaterowie uznają, że pora zacząć wszystko od nowa, spakują rzeczy, wsiądą do pociągu - który się wykolei, umrą, koniec. Ostatecznie jednak nie miałam sumienia :D).
      Może mój Alan będzie miał krewnych, na pewno Ci polecę ^ ^

      Usuń
    4. Wybacz, że odpisuje dopiero teraz, ale ostatnio moje roztargnienie osiąga przerażająco wielkie rozmiary :(
      Pewnie, w końcu to chyba w większości przypadków właśnie improwizacja daje najlepszy efekt.
      Musi się udać. Jak nie, to będę męczyć i prześladować (może ja sama w sobie groźna nie jestem, ale straszny ze mnie natręt). Także masz większą motywację, bo w końcu każdemu taka maruda jak ja da się we znaki. Więc pisz, pisz i ...(eh, chciałaby napisać kończ, ale to w sumie nie wypada, bo wolałabym jakby ta historia toczyła się i toczyła - więc nie dokończę) :P
      O, dziękuję :* Będę naprawdę wdzięczna.

      Usuń

© Agata | WS | 1, 2.