Po odejściu Dominika nie bardzo wiedziałam, co powinnam ze sobą
zrobić. Czekał mnie cały wolny dzień, nie mogłam nawet pójść
do pracy na kilka godzin, byłam niewyspana, ale wiedziałam, że i
tak wszelkie próby odespania pójdą na marne, ponieważ byłam zbyt
skołowana. Miałam ochotę porządnie się upić. Zajrzałam do
lodówki – chłodziły się w niej cztery butelki ulubionego piwa
Alana. Westchnęłam zrezygnowana. Nie dam rady upić się taką
ilością alkoholu. Pomyślałam, że warto było skorzystać z
okazji i wreszcie coś namalować – czysto teoretycznie malarstwo
było moim hobby – ale jak zawsze nie mogłam znaleźć weny.
Nachodziła mnie tylko w sytuacjach ekstremalnych, kiedy absolutnie
nie miałam wolnego czasu. Ironia losu.
Z braku innych kreatywnych zajęć postanowiłam zająć się trochę
zwykłą codziennością. Znalazłam w sobie wielkie pokłady
energii, które wykorzystałam na wysprzątanie mojego małego
mieszkanka, zrobiłam małe zakupy i ugotowałam obiad na kilka
kolejnych dni. Nawet gotowaniu do którego nigdy wcześniej nie
przywiązywałam większej wagi, poświęciłam wiele zaangażowania.
Zrobiłam kurczaka w sosie słodko–kwaśnym, wcześniej mocząc
pokrojone mięso w sosie sojowym z posiekanym czosnkiem i imbirem,
wszystkie składniki do sosu odmierzałam z uwagą, nie myśląc przy
tym o niczym innym. Dopiero kiedy wszystko było gotowe, a naczynia
po gotowaniu pozmywane, otrząsnęłam się i nie mogłam wyjść z
podziwu, że udało mi się tak bardzo na czymś skupić. Prawie
nigdy mi się to nie udawało, co często bardzo utrudniało mi naukę
– chociaż zawsze udawało mi się utrzymywać dobre oceny.
Kwestia mojej koncentracji była zresztą dla mnie sprawą dosyć
ciekawą. Czasami zastanawiałam się, gdzie jest granica między
zwykłym lenistwem a jakimś zaburzeniem, które nie pozwala mi
skoncentrować myśli na czymś zbyt długo – przecież widziałam
ludzi, którzy potrafili uczyć się godzinami, w miarę efektownie.
A ja nawet, kiedy zależało mi na tym bardzo, jak byłam
przyciśnięta do muru – nie mogłam przekroczyć pewnego limitu
czasowego mojej koncentracji. Trudno to wytłumaczyć nawet przed
samą sobą – po prostu nie mogłam. Jakiś czas temu,
prawdopodobnie podczas prób nauki do egzaminów maturalnych,
zaczęłam czytać artykuły o zapaleniu opon mózgowych, z których
wynikało, że mogą trwale wpłynąć na życie poprzez upośledzenia
o różnym nasileniu, problemy ze słuchem, koncentracją i nauką, a
nawet depresją. Szukałam skutków tego schorzenia dlatego, że w
przedszkolu przez to przechodziłam – kilka tygodni leżałam w
szpitalu, dostawałam zastrzyki w rdzeń kręgowy, po których
musiałam leżeć płasko na plecach i nie wolno mi było poruszać
nogami. Więc od czasu zapoznania się z tymi artykułami zaczęłam
tłumaczyć niektóre swoje przypadłości tamtym wydarzeniem z
dzieciństwa; być może to głupie tłumaczenie się, ale naprawdę
mi to pomagało. To nie tak, że się poddawałam, zakładając z
góry, że nie dam rady czegoś zrobić, tylko jak odnosiłam
porażki, łatwiej było mi się z nimi pogodzić. Zresztą, każdy
chyba potrzebuje jakiejś logiki w swoim życiu, ja ją znalazłam w
ten sposób. Na różne sposoby byłam genetycznie obciążona, co
motywowało mnie to większych starań. A sukcesy były tym większym
powodem do dumy. Tak było zwykle wtedy, gdy nie dopadała mnie moja
zwykła, codzienna obojętność.
Po uporządkowaniu przestrzeni wokół siebie poczułam się nagle
bardzo spokojna, jakaś część chaosu i absurdu została
zniwelowana. Być może to jest dobry dzień, by uporządkować też
inne rzeczy – a przynajmniej podjąć próbę uporządkowania.
Kolejne kilka godzin przeznaczyłam na liczne telefony, przeglądanie
internetu w poszukiwaniach jakichkolwiek śladów po ostatniej żonie
mojego ojca. Niewiele o niej wiedziałam, tyle tylko, jak się nazywa
i że ma jeszcze syna z poprzedniego małżeństwa. A jedyne osoby
jakie znałam, które mogły mieć z nią jakiś kontakt, to
najbliższa rodzina mojego ojca, z którą niestety zbyt dobrych
stosunków nie miałam. Babcia w ostatniej rozmowie telefonicznej
powiedziała mi, że przeprasza, ale nie ma siły widzieć ani mnie,
ani mojego starszego brata; w tamtym momencie przekreśliłam
ostatecznie jakiekolwiek nadzieje na bliższe więzi z tą kobietą.
Jednak wiedziałam, że muszę odstawić na bok uprzedzenia, jeśli
naprawdę chcę coś rozwiązać.
Ostatecznie udało mi się wyciągnąć numer i ostatni znany adres
od siostry mojego ojca. Nie miała pytań i nie rozwijała tematu –
wspomniała jedynie, że dzwonienie może okazać się bezcelowe,
ponieważ od dawna nie dało się do niej dodzwonić. Drzwi również
nie otwiera. Podziękowałam za te informacje, potwierdziłam że
tak, dobrze mi się żyje w Krakowie, wymieniłyśmy się
pozdrowieniami i zakończyłam rozmowę. Kto by pomyślał, że
rozmowy telefoniczne z rodziną mogą być tak trudne. Zawsze
wielkie, zintegrowane rodziny moich znajomych były dla mnie
abstrakcją – dla mnie prawdziwą rodziną była tylko moja mama i
mój brat, byłam w stanie podpiąć też pod to moją babcię od
strony matki, która jednak od wielu lat pracowała za granicą, więc
spędzałam z nią tylko wakacje i święta. Do nowego ojczyma też
zdążyłam przywyknąć. Ale nic więcej. Cała reszta była tylko
ludźmi, którzy pojawiali się i znikali z mojego życia kiedy tylko
im to odpowiadało, ale ja też nie tęskniłam za nimi ani nie
pragnęłam spotkań. Wyjątkiem był tylko mój ojciec, do samego
końca poza moim zasięgiem; nawet na pogrzebie tak bardzo chciałam
ostatni raz zobaczyć jego twarz, ale mogłam tylko patrzeć na małą
szkatułę, w której podobno były jego prochy. Nie widziałam go od
roku i musiałam się pogodzić z faktem, że naprawdę tak po prostu
nagle umarł, że zniknął z tego świata, pozostała po nim tylko
garść prochu. I nawet moje życie praktycznie się nie zmieniło po
jego odejściu, świat działał nadal, moje życie toczyło się tym
samym trybem – tylko dobijała się do mnie z głębi
podświadomości myśl, że coś umarło we mnie, już tego
nie ma, już nie mam do czego rozpaczliwie wyciągać rąk.
Mimo że zrobiłam już tak wiele, żeby zdobyć informację na temat
wdowy po ojcu, teraz zupełnie nie mogłam zmusić się do tego, by
spróbować do niej zadzwonić. Nie wiedziałam, co właściwie
chciałabym jej powiedzieć, o co spytać – przecież to wcale nie
było takie proste. Przez to wszystko miałam wrażenie, że wtrącam
się w nieswoje sprawy, mimo że było to absurdalne. Ale przecież
miałam tak bardzo ograniczony kontakt z ojcem, przez ostatnie lata
prawie całkiem się urwał, a ta kobieta żyła z nim, widziała go
na co dzień. Może jej się zwierzał, że przed maturą go
ignorowałam, jak chciał nawiązać ze mną kontakt? Może mnie
nienawidziła?
Wpatrywałam się w swój telefon, jakby miało mi to w czymś pomóc,
kiedy nagle wyświetlacz zrobił się jasny i rozległ się dźwięk
przychodzącego połączenia. Wzdrygnęłam się. Ada. Po chwili
wewnętrznej walki, odebrałam.
– Laura, bardzo się nudzisz?
No tak, nikt nie miał złudzeń, że mogłabym robić coś
konstruktywnego.
– Umiarkowanie.
– Doskonale. Akurat jestem niedaleko twojego mieszkania, więc
pomyślałam, że może byś chciała się ze mną przejść na
spacer. Jest śliczna pogoda.
Wyjrzałam przez okno. Mimo że było już po południu, przez cały
dzień nie zwróciłam uwagi na to, co dzieje się na zewnątrz;
równie dobrze mogła się rozpętać trzecia wojna światowa, a ja
tkwiłabym tu nieświadomie.
– W porządku. Gdzie się spotkamy?
– Jestem pod twoim domem.
Ada rozłączyła się, a ja jęknęłam – dziewczyna pierwszy raz
wyszła z inicjatywą spotkania, wiec miałam złe przeczucia. Jak
zawsze, wszystko musiało dziać się naraz. Nie chciałam, żeby
zbyt długo czekała, więc ubrałam się pospiesznie i wyszłam;
rzadko zdarzało mi się wychodzić z domu bez delikatnego makijażu
ale uznałam tym razem, że świat się może nie zawali – w końcu
jeszcze kilka godzin wcześniej z roztarganymi włosami i w piżamie
przyjmowałam u siebie całkiem przystojnego chłopaka
Zaczęłam żałować swojego wyboru w momencie, w którym zobaczyłam
Adę, jak zawsze zadbaną i śliczną. Teoretycznie średnio mnie
zwykle obchodził mój wygląd, ale nawet ja niezbyt lubiłam być
szarą myszką, tym bardziej, że po moim nienormalnym śnie miałam
mieszane uczucia w stosunku do tej dziewczyny. Spróbowałam się z
nią przywitać jak najbardziej naturalnie, jak tylko potrafiłam.
Przecież nie zrobiła mi nic złego.
– Przepraszam, że wyciągam cię tak nagle – Ada uśmiechnęła
się do mnie. – Może podjedziemy kawałek tramwajem, a potem
przejdziemy się w stronę rynku?
Nie miałam ochoty znajdować się teraz wśród ludzi, ale zgodziłam
się na jej propozycję. Podróżując komunikacją miejską
wymieniłyśmy zaledwie kilka zdawkowych zdań. Ada przyglądała się
innym pasażerom a ja usiłowałam wymyślić jakikolwiek temat do
rozmowy, nawet nie bardzo rozumiejąc, czemu się tym tak denerwuję.
Często spędzając razem czas miałyśmy długie minuty ciszy,
zawsze jednak wydawały mi się zupełnie naturalne – czemu tym
razem tak nie było?
Jednak widok i klimat starego miasta uspokoił mnie; jak zawsze moje
nerwy znalazły ukojenie w otaczającym mnie pięknie – tak bardzo
kochałam brukowane ulice, starą architekturę, kamienice, te
wszystkie urocze szczegóły, które łączyły się w jedną
harmonijną całość. Nawet ludzie tutaj zdawali się być mniej
zabiegani.
– Wiesz, Laura... – Ada wyrwała mnie z rozmyślań. – Tak
naprawdę, to chciałam z tobą o czymś porozmawiać.
– Domyśliłam się tego. Chcesz gdzieś usiąść i pogadać przy
kawie?
– Nie, tak jest lepiej. Jest naprawdę piękna pogoda –
odpowiedziała zamyślona.
Po chwili siedziałyśmy na ławce na plantach. Nie było zbyt
wielkiego ruchu, było zaskakująco spokojnie i chicho, a Adrianna
milczała. Nie wiedziałam, jak ją zachęcić do rozpoczęcia tematu
– odkąd usłyszałam, że chce o czymś ze mną
porozmawiać, serce biło mi mocno i boleśnie, nie mogłam zebrać
myśli; zaczęłam nawet być zła na dziewczynę, że trzyma mnie
tak w niepewności.
– Chciałaś o czymś porozmawiać? – zagadnęłam, próbując
przybrać beztroski ton głosu.
Ada mruknęła coś, co brzmiało jak potwierdzenie i zapatrzyła się
w chodnik. Po chwili jednak najwidoczniej zebrała się w sobie i
spojrzała na mnie.
– Co sądzisz o Alanie?
Doprawdy
zaskakujące pytanie.
– Nie wiem jeszcze o nim zbyt dużo, ale traktuję go jako coś na
kształt przyjaciela – zawahałam się przez chwilę – tak sądzę.
Ada pokiwała głową zamyślona.
– Właściwie, to on mi się podoba – mruknęła. – I byłam
przekonana, że was coś już łączy. Dlatego było mi wczoraj
strasznie głupio, ale mimo to próbowałam wyciągnąć od Alana coś
na jego temat... Na wasz temat. Przepraszam cię za to.
Nie bardzo wiedziałam, jak powinnam zareagować na coś takiego,
więc tylko pokręciłam głową. Nawet nie rozumiałam, za co mnie
przepraszała.
– I czego się dowiedziałaś?
Dziewczyna uśmiechnęła się, ale nie było w tym geście nic
wesołego – jej oczy wypełnione były żalem.
– Że jesteś dla niego jak młodsza siostra.
– Dlaczego akurat młodsza? – zdziwiłam się.
– Spytaj go o to – Ada wzruszyła ramionami i zapatrzyła się w
przestrzeń przed sobą. – No ale w każdym razie nie to było
takie szczególnie zaskakujące. Dowiedziałam się od niego, że ma
dziewczynę, są ze sobą od jakichś trzech lat i bardzo dobrze im
się układa.
– Dziewczynę? – powtórzyłam zdezorientowana. – A to
niespodzianka. Nie poświęca jej chyba zbyt dużo czasu.
– Jest od nas starsza, studiuje prawo, ma mnóstwo nauki i praktyki
w tym momencie, więc rzadko ma wolne. Spotykają się czasem w
weekendy.
– Nie miałam o tym pojęcia. Przykro mi, Ada...
Obrzuciła mnie krótkim spojrzeniem.
– Niech ci nie będzie przykro z mojego powodu. Pewnie źle to
zabrzmi, ale po tej rozmowie zmieniłam o nim zdanie. Laura –
podniosła lekko głos – nie sądzisz, że jak chłopak spędza
większość czasu w domu nowo poznanej dziewczyny, nie wspominając
nigdy o tym, że jest zajęty, to coś jest z nim nie tak? Miałaś
pełne prawo pomyśleć, że on coś do ciebie czuje, bo tak się
zachowywał, przynajmniej ja tak to widziałam. No powiedz mi, czy to
nie byłoby przykre?!
– Wiesz... To czysto hipotetyczna sytuacja, na szczęście nic
sobie nie wyobrażałam, więc nic mi nie jest i trudno mi go w ten
sposób oskarżać. Nie chcę go oczerniać z takiego powodu. Też
musisz ochłonąć, wiem, że się na nim zawiodłaś, ale
najwidoczniej Alan ma swój specyficzny sposób postrzegania świata,
prawda?
– Mi jest przykro – mruknęła – nie można zachowywać się w
ten sposób.
Westchnęłam ciężko.
– Rzeczywiście w takiej sytuacji wypadałoby wcześniej
zasygnalizować, że jest się w związku.
– Ciekawe, czy tej dziewczynie nie przeszkadzają bliskie
przyjaciółki Alana, które są dla niego niczym siostry –
powiedziała zirytowana. – A może o tym też nie wspomina?
– Kto wie... – odparłam wymijająco.
Sama byłam zszokowana taką informacją, jednak daleko mi było do
żalu, jaki musiała odczuwać Adrianna. Ale coś we mnie mimo
wszystko było, coś jakby... Rozczarowanie?
– Naprawdę nie jesteś zła, że ci o tym nie powiedział? –
spytała mnie nagle.
– Nie wiem.
– Nie wiesz...
Milczałyśmy obie przez dłuższą chwilę. Ja próbowałam ułożyć
w głowie jak najbardziej dyplomatyczne odpowiedzi, odkładając na
razie na bok interpretację swoich uczuć w tej sprawie. Dziewczyny
ze złamanym sercem nie mogą myśleć zbyt rozważnie, zależało mi
więc opanowaniu sytuacji. Przyjaciółka najprawdopodobniej w takim
momencie przyznałaby, jakim ów chłopak jest bezczelnym kretynem,
jak on tak mógł, pozłorzeczyłyby razem kwitując to
stwierdzeniem, że wszyscy faceci są tacy sami i nie ma sensu się
nimi zajmować. Tak przynajmniej wyobrażałam sobie dziewczęce
przyjaźnie. Ale w moim wykonaniu wyszłoby to co najmniej
groteskowo.
– Pogadam z nim o tym. Raczej bym nie chciała, żeby mój chłopak
prowadził taki beztroski styl bycia, chociaż nie wiem, jakie oni
mają relacje. Rozchmurz się – uśmiechnęłam się do niej – z
takim Alanem i jego podejściem do życia tylko byś się
niepotrzebnie denerwowała.
– Jeju... Naprawdę cię przepraszam! – jęknęła. – W pewnym
momencie byłam trochę zła przez to, że byliście tak blisko.
Zżerała mnie zazdrość. Dlatego zazwyczaj, jak proponowałaś, bym
do ciebie wpadła, odmawiałam. Bałam się, że on wpadnie nagle jak
gdyby nigdy nic i będzie się zachowywał, jakby z tobą mieszkał.
Ada ukryła twarz w dłoniach. Problem był w gruncie rzeczy naprawdę
błahy – przynajmniej z mojej perspektywy – ale potrafiłam
zrozumieć, że ta dziewczyna trochę z tego powodu wycierpiała. Tak
samo jak ja martwiąc się, czy nie zostanę przez nich wykluczona...
Każdy w swojej małej zawężonej wizji świata boryka się z
różnymi dylematami, które z perspektywy absolutu okazałaby się
niczym więcej, jak drobiną kurzu; prawdopodobnie właśnie takie
patrzenie z góry na nasze życie dałoby nam prawdziwy spokój. Ktoś
kiedyś powiedział, że inteligentny człowiek potrafi dostrzec, że
to co spotyka jego, spotyka też wielu innych ludzi. Jak bardzo ta
biedna dziewczyna zdążyła się zakochać w Alanie? I jak bardzo
nie miało to teraz najmniejszego znaczenia...?
Próbowałam przypomnieć sobie wszystkie moje rozmowy z Alanem,
jakiekolwiek sytuacje związane z nim – czy kiedyś zasugerował,
że ma dziewczynę? Nigdy nie mówił zbyt dużo o sobie, dużo
żartował, opowiadał rozmaite historie; jednak bez żadnych
konkretów. Nie wiedziałam, jakich ma znajomych poza uczelnią, nie
wiedziałam zupełnie nic o jego rodzinie, przeszłości. Nawet jego
miejsce zamieszkania nie było dla mnie do końca jasne.
Prawdopodobnie określenie naszej znajomości słowem "przyjaciele"
jest jednak mocno zawyżone – przecież już nawet więcej wiem o
chłopaku z mieszkania obok, z którym rozmawiałam tylko dwa razy. I
kto tutaj jest tajemniczy...
– No już, już... – Delikatnie pogłaskałam Adę po włosach. –
Jesteśmy już dużymi dziewczynkami. Następnym razem, jak będzie
cię coś gryzło, powiedz mi o tym od razu. Pośmiejemy się z tego
razem.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie.
– Byłabyś naprawdę dobrym facetem – zaśmiała się.
Zmarszczyłam brwi, udając zdenerwowaną.
– Proszę cię, tylko nie to. Nie pierwszy raz to słyszę. Jak w
końcu sama zacznę tak myśleć, to będę miała naprawdę poważny
problem – zamyśliłam się. – Chociaż może rzeczywiście
lepszy byłby ze mnie rycerz, niż księżniczka.
– Od jakiegoś czasu mnie zastanawia na przykład to, dlaczego
zawsze przepuszczasz mnie w drzwiach.
Zaśmiałam się. Cóż za zgrabna zmiana tematu.
– Naprawdę tak robię? Może dlatego, że jesteś taka urocza.
Pewnie jestem mentalnie facetem.
Ada pokręciła głową. Była już bardziej rozpromieniona, jakby
udało się się zrzucić ze swoich barków coś naprawdę ciężkiego.
– Tłumaczyłabym to raczej twoimi manierami, zachowujesz się
czasem jakbyś została wychowana na jakimś dworze szlacheckim.
Czasami aż mi wstyd jeść przy tobie, nawet kanapkę jesz tak
perfekcyjnie i z gracją, kiedy ja w tym czasie zabrudzę wszystko
wokół okruszkami. Jest wokół ciebie aura absolutnej elegancji.
– Tak, tak. Mów mi więcej – mruknęłam, starając się stłumić
śmiech.
– No wiesz...! Jestem poważna.
– To w takim razie może jednak skusisz się na kawę, moja droga?
Byłoby mi niezmiernie przykro, gdybym nie mogła poczęstować czymś
takiej ślicznej panienki. Nie mam co prawda białego rumaka...
– Teraz się będziesz ze mnie nabijać? Niestety – Ada wstała z
ławki i uśmiechnęła się do mnie szeroko – tym razem muszę
odmówić. Takie proste dziewki jak ja mają swoje obowiązki. Pranie
wzywa. I ćwiczenia zadane na jutrzejszy lektorat również.
Pożegnałyśmy się i każda z nas poszła w swoim kierunku. Czułam
się zaskakująco lekko. Postanowiłam przejść jak największy
odcinek piechotą, korzystając z ostatnich ciepłych dni tego roku;
spacery po ładnych miejscach pomagały zawsze uporządkować mi
myśli, znajdowałam w ten sposób spokój.
Alan...
Poczułam lekkie ukłucie w sercu. Do tej pory nie zawracałam sobie
tym głowy, kim dla mnie jest. Ani tym bardziej, kim ja jestem dla
niego. Nie minęły jeszcze nawet dwa miesiące, odkąd się
poznaliśmy, a spędziliśmy razem już tyle czasu, tyle razy
poprawił mi humor, w moim mieszkaniu w każdym niemal kącie czuć
było jego obecność. A jednak nie wiedziałam na jego temat nic
konkretnego. Nie wiedziałam jeszcze jak ustosunkować się do myśli,
że ma dziewczynę – cokolwiek bym nie mówiła Adzie, samej siebie
nie mogłam do końca oszukać; w całej jego uwadze poświęconej
mojej osobie, w tym, jak delikatnie mnie traktował i jak dbał o mój
dobry humor, doszukiwałam się czasem wyjaśnienia innego, niż "bo
jestem jego przyjaciółką". Chłopcy, których znałam do tej
pory (z jakiegoś powodu uważam z określeniem "mężczyzna"),
nie zajmowali się tak dziewczynami, które były dla nich tylko
koleżankami. Zawsze było coś więcej. To się czuło w powietrzu.
W tym przypadku też czasami wydawało mi się, że to czułam;
delikatny i dyskretny powiew uczucia, który wolałam spychać gdzieś
na peryferia swojej świadomości.
A jednak wyglądało na to, że uczucia Alana do mnie były czyste
jak łza. Odnalazł we mnie młodszą siostrę. Obiecałam Adzie, że
porozmawiam z nim na ten temat, ale nie wiedziałam, jak się do tego
zabrać. Wiedziałam, że najlepiej załatwić to jeszcze dzisiaj, by
uniknąć nieprzyjemnych sytuacji na jutrzejszych zajęciach, ale nie
było to takie proste – musiałabym do niego zadzwonić i poprosić
o spotkanie. Zrobił się z tego mały dramat, ale nadal nie chciałam
osaczać tak Alana i dopytywać o sprawy, o których sam nigdy mi nie
mówił. Westchnęłam. Dlaczego to się musiało tak skomplikować?
Być może miałoby to większy sens dla mnie, gdyby problem w moich
oczach był poważniejszy – ja widziałam tu tylko nazbyt
beztroskiego chłopaka, który świadomie lub nie zataja fakt o swoim
związku i ma same bliskie przyjaciółeczki i dziewczynę, która
się w nim zakochała i czuje się teraz pokrzywdzona przez życie.
Przypomniałam sobie moją ostatnią rozmowę z Dominikiem i aż
zaśmiałam się głośno z powodu wyraźnego kontrastu między tymi
sytuacjami. Próbowałam sobie wyobrazić jego reakcję na opowieść
o wielce dramatycznych perypetiach naszej trójki, ale było to
jednak stanowczo za bardzo abstrakcyjne; chociaż może dobrze by mu
zrobiło pośmianie się z takich błahostek?
Na takich rozmyślaniach minęła mi cała droga i ze zdziwieniem
spostrzegłam, że widzę już swój blok. Ten Kraków jest jednak
raczej kameralny. Niemal biegiem wspięłam się na pierwsze piętro
i ruszyłam w stronę swoich drzwi, jednak na wysokości mieszkania
sąsiada zatrzymałam się. Z jakiegoś dziwnego powodu chciałam do
niego zapukać, chociaż zupełnie nie wiedziałam, co bym mu miała
powiedzieć. "Jak tam twoje oko?", czy "Wyspałeś
się?" brzmiały dramatycznie głupio, ale nic bardziej bystrego
nie przychodziło mi do głowy. Równie dobrze mogłabym mu upiec
ciasto i udawać perfekcyjną sąsiadkę.
Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i gdybym w ostatniej chwili
nie zdążyła odskoczyć, to zapewne sama nabawiłabym się jakiegoś
uroczego siniaka. Dominik, w luźnej, białej koszulce i czerwonych
bokserkach, przyglądał mi się z wyraźnym rozbawieniem.
– Nie otwieraj drzwi tak nagle – jęknęłam, oddychając szybko.
Chłopak uśmiechnął się szeroko.
– Może powinienem cię uprzedzić, że otwieram? Coś w stylu:
przepraszam, jeśli ktoś przypadkiem stoi pod moimi drzwiami to
niech się odsunie, bo jak odliczę do trzech, to otworzę –
zaśmiał się. – Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale od
kilku minut stoisz pod moim mieszkaniem i chichoczesz pod nosem.
Wbrew pozorom to całkiem nieźle słychać w środku.
Poczułam, jak robi mi się gorąco z zażenowania, moja twarz na
pewno przybrała już kolor dojrzałego pomidora. Z jakiegoś powodu
przy nim to zawsze ja wychodzę na dziwaczkę.
– Wyglądasz znacznie lepiej, niż wczoraj – zauważyłam,
starając się nie myśleć o tym, jakie to jest bezsensowne.
Chłopak oparł się o framugę .
– Próbowałem trochę zakamuflować pozostałości po wczoraj.
Siniaka nie udało się do końca ukryć, ale jestem z siebie całkiem
zadowolony.
Ja sama byłam pod wielkim wrażeniem, bo w okolicach jego oka
widniała tego lekko ciemniejsza od reszty twarzy plama, nie
wyróżniająca się zbytnio. Musiał nałożyć na to jakiś dobry
podkład, ale bałam się, że pytanie o to, dlaczego posiada
kosmetyki tego typu może dać początek kolejnej absurdalnej
rozmowy. Przyglądając mu się teraz musiałam przyznać, aczkolwiek
niechętnie, że rzadko widywałam takich przystojnych chłopaków.
Do tej pory widywałam go tylko w dosyć krytycznym stanie ciała i
ducha, więc nie rzucało się to tak w oczy, ale teraz stała przede
mną jakby inna osoba. Przemknęło mi przez myśl, że jednak
potwierdzenie faktu, iż opłacają go starsze kobiety, wcale nie
byłoby takie zaskakujące.
Postanowiłam jednak wrócić na ziemię i spróbować jakoś wybrnąć
z sytuacji, w jaką się wpakowałam, bo Dominik wyglądał, jakby
miał wielką ochotę się ze mnie pośmiać.
– Właściwie to nie chciałam od ciebie nic konkretnego, tylko
byłam ciekawa, czy już się lepiej czujesz – wymamrotałam. – I
nie byłam pewna, czy nie odsypiasz teraz, dlatego...
Nie dokończyłam, bo Dominik nagle złapał mnie za rękę i
stanowczym ruchem przyciągnął do siebie zmuszając mnie do
przekroczenia progu. Kiedy próbowałam się wyzwolić z jego
uścisku, on drugą ręką zamknął za mną drzwi.
– Co robisz? – automatycznie podniosłam głos.
– Spokojnie, nie ma potrzeby rozmawiać na korytarzu – odparł,
puszczając moją rękę.
– To nie najlepszy sposób na zapraszanie ludzi. Wychodzę.
Odwróciłam się i chwyciłam za klamkę, ale chłopak chwycił mnie
mocno w pasie i przylgnął do mnie całym ciałem. Jego głowa
opadła na moje ramię.
– Dominik...?
Zrezygnowałam z próby otworzenia drzwi i próbowałam się
odwrócić, silny uścisk chłopaka uniemożliwiał mi to. Czułam na
jego włosach zapach mojego szamponu. Odczuwałam z aż nierealną
intensywnością ciepło jego ciała i bicie serca. W tamtym momencie
najbardziej na świecie pragnęłam odwrócić się i odwzajemnić
jego uścisk, utonąć i zagubić się w jego cieple.
– Puszczę cię jeśli mi obiecasz, że zostaniesz tu ze mną na
trochę – odezwał się nagle.
– Niech ci będzie.
W następnej sekundzie odsunął się ode mnie i od razu poszedł do
innego pomieszczenia, jakby uciekając. Dało mi to pierwszą szansę,
żeby się rozejrzeć – mieszkanie było znacznie większe, od
mojego, z obszernego przedpokoju widać było dwa średniej wielkości
pokoje, zaraz po prawej stronie od drzwi wejściowych znajdowała się
wąska kuchnia, między pokojami za zamkniętymi drzwiami była
najprawdopodobniej łazienka. Przeszłam kilka kroków, by zajrzeć
do każdego z pomieszczeń – wszystkie urządzone były bardzo
gustownie, meble z ciemnego drewna sprawiały wrażenie dosyć
starych, w większym pokoju stał nawet ogromny regał zapełniony
książkami. Jednak w całym mieszkaniu panował nieład, wszędzie
porozrzucane były najróżniejsze rzeczy.
– Prawie wszystko, co tutaj jest, należało do mojego wujka –
odezwał się z kuchni Dominik. – Nie przestawiłem mebli nawet o
centymetr. Ale staruszek miał niezły gust, prawda? Zobacz, jakie
mam fajne łóżko.
Zajrzałam do mniejszego pokoju. Znaczną część jego powierzchni
zajmowało imponująco wielkie łoże, na widok którego od razu
zrobiłam się śpiąca.
– Nie rozumiem, czemu wolisz sypiać na korytarzu – rzuciłam,
wchodząc do kuchni.
Dominik uśmiechnął się pod nosem. Kiedy ja zwiedzałam
mieszkanie, on zdążył pokroić na kawałki apetycznie wyglądające
ciasto. Wyjął z szafki talerzyki, które mi podał i nic nie mówiąc
wszedł razem z ciastem do większego pokoju. Poszłam za nim.
Z wyjątkiem wspaniałego regału, w tym pomieszczeniu znajdowała
się brązowa kanapa przy której stał niski stoliczek, w rogu
pokoju, pod mosiężną lampą, umieszczony był fotel, na podłodze
z jasnego drewna znajdował się duży, owalny dywan. Całość
sprawiała, że miało się ochotę wybrać jedną z książek i
zatopić się w lekturze na fotelu. Dominik postawił ciasto na
stoliku i opadł na kanapę, spojrzeniem nakazując mi pójście jego
przykładem.
– Dostałem to ciasto w prezencie, ale nie przepadam za słodyczami
– powiedział znużonym głosem, kiedy usiadłam przy nim,
zachowując bezpieczną odległość. – Więc jedz.
– Zaciągnąłeś mnie tu bo nie chcesz, żeby się ciasto
zmarnowało?
– A jakie to ma znaczenie? – przyglądał mi się przez chwilę.
– Wyglądasz, jakbyś lubiła słodycze.
– A ty wyglądasz, jakbyś bardzo chciał zostać tu sam.
Dominik zaśmiał się i nałożył sobie kawałek ciasta. Przyglądał
mu się przez dłuższą chwilę podejrzliwie, po czym najwidoczniej
podjął jakąś decyzję i spróbował.
– Nie najgorsze.
– Brzmi zachęcająco – westchnęłam, nadal zastanawiając się
nad tym, która część mojego jestestwa zdradza zamiłowanie do
słodyczy.
– Może chcesz, żebym cię nakarmił?
W odpowiedzi pospiesznie nałożyłam sobie ciasto, co go
najwidoczniej bardzo rozbawiło, bo parsknął śmiechem. Generalnie
był w podejrzanie dobrym humorze – Alan zapewne by uznał, że
znowu coś brał. Ciasto przełożone było białym kremem, a
posypane wiórkami kokosowymi. Po pierwszym kęsie musiałam się
mocno powstrzymywać, by nie pożreć całego kawałka naraz. Przez
cały czas czułam na sobie drwiące spojrzenie chłopaka.
– Ktoś cię musi bardzo lubić, skoro przynosi ci takie miłe
prezenty – zauważyłam, odstawiając pusty talerzyk.
Chłopak wzruszył ramionami i zapatrzył się w jakiś punkt na
suficie.
– Równowaga we wszechświecie musi być zachowana: niektórzy dają
mi ciasta, a inni po twarzy.
Zastanowiłam się nad tym. W czasie naszego poprzedniego spotkania
sam powiedział, że zasłużył na takie potraktowanie, a teraz
beztrosko zajada się ciastem. Może dostał je od klientki,
której mąż potem się zdenerwował i postanowił go ukarać?
Zrobiło mi się niedobrze. Nagle ciasto z wiórkami kokosowymi stało
się dla mnie czymś symbolicznym, epicentrum całego brudu świata
wobec wielkiego spokoju gwiazd.
– A jeszcze inni lubią stać pod moimi drzwiami, ale jeszcze nie
znam ich pozycji we wszechświecie – powiedział, wyrywając mnie z
zamyślenia. – I jak tam, zrobiłaś dzisiaj coś ze swoim życiem,
Helgo?
– Nawet więcej, niż mogłam się spodziewać. Ale jeśli mówimy
o robieniu czegoś – przeniosłam wzrok na jego gołe nogi –
to mógłbyś się ubrać. Wiesz, Mustafa, nie powinno się
przyjmować gości w samych bokserkach.
Dominik nabrał powietrza, żeby odegrać się jakąś ripostą, ale
zamilkł, wyraźnie czegoś nasłuchując. Po chwili ja również
usłyszałam. Ktoś przechodził obok mieszkania Dominika i poszedł
dalej. Kroki ucichły chwilę później, więc najpewniej zatrzymał
się pod moimi drzwiami. Najpierw usłyszeliśmy stłumiony dźwięk
szarpania klamką, po czym rozległo się donośne, niecierpliwe
pukanie.
– To Alan – z jakiejś nieznanej mi przyczyny zniżyłam głos
niemal do szeptu. – Zawsze wchodzi bez pukania.
Wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia.
– Czekaj! – Dominik poszedł za mną i zatrzymał się przy
drzwiach, po czym kontynuował szeptem. – Nie będzie na ciebie
zły, jak stąd wyjdziesz? Chyba mnie nie polubił.
Westchnęłam. Znając Alana, na pewno będzie się złościł i
uzna, że zupełnie na siebie nie uważam i włażę do mieszkania
podejrzanych, nieznajomych facetów. Ale z drugiej strony, zwłaszcza
po tym, czego się dzisiaj dowiedziałam, jakie on miał prawo
do zwracania mi uwagi? A Dominik wyglądał bardziej na rozbawionego,
niż zmartwionego moją sytuacją.
Pukanie rozległo się ponownie.
Zmieniłam szkice postaci w zakładce "Bohaterowie", teraz pozostaje mi jeszcze zaktualizować Laurę i dodać Adę. Ach, dobrze zajmować się rzeczami, które nikomu do niczego nie są potrzebne :D
Zmieniłam szkice postaci w zakładce "Bohaterowie", teraz pozostaje mi jeszcze zaktualizować Laurę i dodać Adę. Ach, dobrze zajmować się rzeczami, które nikomu do niczego nie są potrzebne :D