sobota, 15 marca 2014

Rozdział szósty

4 komentarze:
Po odejściu Dominika nie bardzo wiedziałam, co powinnam ze sobą zrobić. Czekał mnie cały wolny dzień, nie mogłam nawet pójść do pracy na kilka godzin, byłam niewyspana, ale wiedziałam, że i tak wszelkie próby odespania pójdą na marne, ponieważ byłam zbyt skołowana. Miałam ochotę porządnie się upić. Zajrzałam do lodówki – chłodziły się w niej cztery butelki ulubionego piwa Alana. Westchnęłam zrezygnowana. Nie dam rady upić się taką ilością alkoholu. Pomyślałam, że warto było skorzystać z okazji i wreszcie coś namalować – czysto teoretycznie malarstwo było moim hobby – ale jak zawsze nie mogłam znaleźć weny. Nachodziła mnie tylko w sytuacjach ekstremalnych, kiedy absolutnie nie miałam wolnego czasu. Ironia losu.

Z braku innych kreatywnych zajęć postanowiłam zająć się trochę zwykłą codziennością. Znalazłam w sobie wielkie pokłady energii, które wykorzystałam na wysprzątanie mojego małego mieszkanka, zrobiłam małe zakupy i ugotowałam obiad na kilka kolejnych dni. Nawet gotowaniu do którego nigdy wcześniej nie przywiązywałam większej wagi, poświęciłam wiele zaangażowania. Zrobiłam kurczaka w sosie słodko–kwaśnym, wcześniej mocząc pokrojone mięso w sosie sojowym z posiekanym czosnkiem i imbirem, wszystkie składniki do sosu odmierzałam z uwagą, nie myśląc przy tym o niczym innym. Dopiero kiedy wszystko było gotowe, a naczynia po gotowaniu pozmywane, otrząsnęłam się i nie mogłam wyjść z podziwu, że udało mi się tak bardzo na czymś skupić. Prawie nigdy mi się to nie udawało, co często bardzo utrudniało mi naukę – chociaż zawsze udawało mi się utrzymywać dobre oceny.

Kwestia mojej koncentracji była zresztą dla mnie sprawą dosyć ciekawą. Czasami zastanawiałam się, gdzie jest granica między zwykłym lenistwem a jakimś zaburzeniem, które nie pozwala mi skoncentrować myśli na czymś zbyt długo – przecież widziałam ludzi, którzy potrafili uczyć się godzinami, w miarę efektownie. A ja nawet, kiedy zależało mi na tym bardzo, jak byłam przyciśnięta do muru – nie mogłam przekroczyć pewnego limitu czasowego mojej koncentracji. Trudno to wytłumaczyć nawet przed samą sobą – po prostu nie mogłam. Jakiś czas temu, prawdopodobnie podczas prób nauki do egzaminów maturalnych, zaczęłam czytać artykuły o zapaleniu opon mózgowych, z których wynikało, że mogą trwale wpłynąć na życie poprzez upośledzenia o różnym nasileniu, problemy ze słuchem, koncentracją i nauką, a nawet depresją. Szukałam skutków tego schorzenia dlatego, że w przedszkolu przez to przechodziłam – kilka tygodni leżałam w szpitalu, dostawałam zastrzyki w rdzeń kręgowy, po których musiałam leżeć płasko na plecach i nie wolno mi było poruszać nogami. Więc od czasu zapoznania się z tymi artykułami zaczęłam tłumaczyć niektóre swoje przypadłości tamtym wydarzeniem z dzieciństwa; być może to głupie tłumaczenie się, ale naprawdę mi to pomagało. To nie tak, że się poddawałam, zakładając z góry, że nie dam rady czegoś zrobić, tylko jak odnosiłam porażki, łatwiej było mi się z nimi pogodzić. Zresztą, każdy chyba potrzebuje jakiejś logiki w swoim życiu, ja ją znalazłam w ten sposób. Na różne sposoby byłam genetycznie obciążona, co motywowało mnie to większych starań. A sukcesy były tym większym powodem do dumy. Tak było zwykle wtedy, gdy nie dopadała mnie moja zwykła, codzienna obojętność.

Po uporządkowaniu przestrzeni wokół siebie poczułam się nagle bardzo spokojna, jakaś część chaosu i absurdu została zniwelowana. Być może to jest dobry dzień, by uporządkować też inne rzeczy – a przynajmniej podjąć próbę uporządkowania.

Kolejne kilka godzin przeznaczyłam na liczne telefony, przeglądanie internetu w poszukiwaniach jakichkolwiek śladów po ostatniej żonie mojego ojca. Niewiele o niej wiedziałam, tyle tylko, jak się nazywa i że ma jeszcze syna z poprzedniego małżeństwa. A jedyne osoby jakie znałam, które mogły mieć z nią jakiś kontakt, to najbliższa rodzina mojego ojca, z którą niestety zbyt dobrych stosunków nie miałam. Babcia w ostatniej rozmowie telefonicznej powiedziała mi, że przeprasza, ale nie ma siły widzieć ani mnie, ani mojego starszego brata; w tamtym momencie przekreśliłam ostatecznie jakiekolwiek nadzieje na bliższe więzi z tą kobietą. Jednak wiedziałam, że muszę odstawić na bok uprzedzenia, jeśli naprawdę chcę coś rozwiązać.

Ostatecznie udało mi się wyciągnąć numer i ostatni znany adres od siostry mojego ojca. Nie miała pytań i nie rozwijała tematu – wspomniała jedynie, że dzwonienie może okazać się bezcelowe, ponieważ od dawna nie dało się do niej dodzwonić. Drzwi również nie otwiera. Podziękowałam za te informacje, potwierdziłam że tak, dobrze mi się żyje w Krakowie, wymieniłyśmy się pozdrowieniami i zakończyłam rozmowę. Kto by pomyślał, że rozmowy telefoniczne z rodziną mogą być tak trudne. Zawsze wielkie, zintegrowane rodziny moich znajomych były dla mnie abstrakcją – dla mnie prawdziwą rodziną była tylko moja mama i mój brat, byłam w stanie podpiąć też pod to moją babcię od strony matki, która jednak od wielu lat pracowała za granicą, więc spędzałam z nią tylko wakacje i święta. Do nowego ojczyma też zdążyłam przywyknąć. Ale nic więcej. Cała reszta była tylko ludźmi, którzy pojawiali się i znikali z mojego życia kiedy tylko im to odpowiadało, ale ja też nie tęskniłam za nimi ani nie pragnęłam spotkań. Wyjątkiem był tylko mój ojciec, do samego końca poza moim zasięgiem; nawet na pogrzebie tak bardzo chciałam ostatni raz zobaczyć jego twarz, ale mogłam tylko patrzeć na małą szkatułę, w której podobno były jego prochy. Nie widziałam go od roku i musiałam się pogodzić z faktem, że naprawdę tak po prostu nagle umarł, że zniknął z tego świata, pozostała po nim tylko garść prochu. I nawet moje życie praktycznie się nie zmieniło po jego odejściu, świat działał nadal, moje życie toczyło się tym samym trybem – tylko dobijała się do mnie z głębi podświadomości myśl, że coś umarło we mnie, już tego nie ma, już nie mam do czego rozpaczliwie wyciągać rąk.

Mimo że zrobiłam już tak wiele, żeby zdobyć informację na temat wdowy po ojcu, teraz zupełnie nie mogłam zmusić się do tego, by spróbować do niej zadzwonić. Nie wiedziałam, co właściwie chciałabym jej powiedzieć, o co spytać – przecież to wcale nie było takie proste. Przez to wszystko miałam wrażenie, że wtrącam się w nieswoje sprawy, mimo że było to absurdalne. Ale przecież miałam tak bardzo ograniczony kontakt z ojcem, przez ostatnie lata prawie całkiem się urwał, a ta kobieta żyła z nim, widziała go na co dzień. Może jej się zwierzał, że przed maturą go ignorowałam, jak chciał nawiązać ze mną kontakt? Może mnie nienawidziła?

Wpatrywałam się w swój telefon, jakby miało mi to w czymś pomóc, kiedy nagle wyświetlacz zrobił się jasny i rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia. Wzdrygnęłam się. Ada. Po chwili wewnętrznej walki, odebrałam.

– Laura, bardzo się nudzisz?

No tak, nikt nie miał złudzeń, że mogłabym robić coś konstruktywnego.

– Umiarkowanie.

– Doskonale. Akurat jestem niedaleko twojego mieszkania, więc pomyślałam, że może byś chciała się ze mną przejść na spacer. Jest śliczna pogoda.

Wyjrzałam przez okno. Mimo że było już po południu, przez cały dzień nie zwróciłam uwagi na to, co dzieje się na zewnątrz; równie dobrze mogła się rozpętać trzecia wojna światowa, a ja tkwiłabym tu nieświadomie.

– W porządku. Gdzie się spotkamy?

– Jestem pod twoim domem.

Ada rozłączyła się, a ja jęknęłam – dziewczyna pierwszy raz wyszła z inicjatywą spotkania, wiec miałam złe przeczucia. Jak zawsze, wszystko musiało dziać się naraz. Nie chciałam, żeby zbyt długo czekała, więc ubrałam się pospiesznie i wyszłam; rzadko zdarzało mi się wychodzić z domu bez delikatnego makijażu ale uznałam tym razem, że świat się może nie zawali – w końcu jeszcze kilka godzin wcześniej z roztarganymi włosami i w piżamie przyjmowałam u siebie całkiem przystojnego chłopaka

Zaczęłam żałować swojego wyboru w momencie, w którym zobaczyłam Adę, jak zawsze zadbaną i śliczną. Teoretycznie średnio mnie zwykle obchodził mój wygląd, ale nawet ja niezbyt lubiłam być szarą myszką, tym bardziej, że po moim nienormalnym śnie miałam mieszane uczucia w stosunku do tej dziewczyny. Spróbowałam się z nią przywitać jak najbardziej naturalnie, jak tylko potrafiłam. Przecież nie zrobiła mi nic złego.

– Przepraszam, że wyciągam cię tak nagle – Ada uśmiechnęła się do mnie. – Może podjedziemy kawałek tramwajem, a potem przejdziemy się w stronę rynku?

Nie miałam ochoty znajdować się teraz wśród ludzi, ale zgodziłam się na jej propozycję. Podróżując komunikacją miejską wymieniłyśmy zaledwie kilka zdawkowych zdań. Ada przyglądała się innym pasażerom a ja usiłowałam wymyślić jakikolwiek temat do rozmowy, nawet nie bardzo rozumiejąc, czemu się tym tak denerwuję. Często spędzając razem czas miałyśmy długie minuty ciszy, zawsze jednak wydawały mi się zupełnie naturalne – czemu tym razem tak nie było?

Jednak widok i klimat starego miasta uspokoił mnie; jak zawsze moje nerwy znalazły ukojenie w otaczającym mnie pięknie – tak bardzo kochałam brukowane ulice, starą architekturę, kamienice, te wszystkie urocze szczegóły, które łączyły się w jedną harmonijną całość. Nawet ludzie tutaj zdawali się być mniej zabiegani.

– Wiesz, Laura... – Ada wyrwała mnie z rozmyślań. – Tak naprawdę, to chciałam z tobą o czymś porozmawiać.

– Domyśliłam się tego. Chcesz gdzieś usiąść i pogadać przy kawie?

– Nie, tak jest lepiej. Jest naprawdę piękna pogoda – odpowiedziała zamyślona.

Po chwili siedziałyśmy na ławce na plantach. Nie było zbyt wielkiego ruchu, było zaskakująco spokojnie i chicho, a Adrianna milczała. Nie wiedziałam, jak ją zachęcić do rozpoczęcia tematu – odkąd usłyszałam, że chce o czymś ze mną porozmawiać, serce biło mi mocno i boleśnie, nie mogłam zebrać myśli; zaczęłam nawet być zła na dziewczynę, że trzyma mnie tak w niepewności.

– Chciałaś o czymś porozmawiać? – zagadnęłam, próbując przybrać beztroski ton głosu.

Ada mruknęła coś, co brzmiało jak potwierdzenie i zapatrzyła się w chodnik. Po chwili jednak najwidoczniej zebrała się w sobie i spojrzała na mnie.

– Co sądzisz o Alanie?

Doprawdy zaskakujące pytanie.

– Nie wiem jeszcze o nim zbyt dużo, ale traktuję go jako coś na kształt przyjaciela – zawahałam się przez chwilę – tak sądzę.

Ada pokiwała głową zamyślona.

– Właściwie, to on mi się podoba – mruknęła. – I byłam przekonana, że was coś już łączy. Dlatego było mi wczoraj strasznie głupio, ale mimo to próbowałam wyciągnąć od Alana coś na jego temat... Na wasz temat. Przepraszam cię za to.

Nie bardzo wiedziałam, jak powinnam zareagować na coś takiego, więc tylko pokręciłam głową. Nawet nie rozumiałam, za co mnie przepraszała.

– I czego się dowiedziałaś?

Dziewczyna uśmiechnęła się, ale nie było w tym geście nic wesołego – jej oczy wypełnione były żalem.

– Że jesteś dla niego jak młodsza siostra.

– Dlaczego akurat młodsza? – zdziwiłam się.

– Spytaj go o to – Ada wzruszyła ramionami i zapatrzyła się w przestrzeń przed sobą. – No ale w każdym razie nie to było takie szczególnie zaskakujące. Dowiedziałam się od niego, że ma dziewczynę, są ze sobą od jakichś trzech lat i bardzo dobrze im się układa.

– Dziewczynę? – powtórzyłam zdezorientowana. – A to niespodzianka. Nie poświęca jej chyba zbyt dużo czasu.

– Jest od nas starsza, studiuje prawo, ma mnóstwo nauki i praktyki w tym momencie, więc rzadko ma wolne. Spotykają się czasem w weekendy.

– Nie miałam o tym pojęcia. Przykro mi, Ada...

Obrzuciła mnie krótkim spojrzeniem.

– Niech ci nie będzie przykro z mojego powodu. Pewnie źle to zabrzmi, ale po tej rozmowie zmieniłam o nim zdanie. Laura – podniosła lekko głos – nie sądzisz, że jak chłopak spędza większość czasu w domu nowo poznanej dziewczyny, nie wspominając nigdy o tym, że jest zajęty, to coś jest z nim nie tak? Miałaś pełne prawo pomyśleć, że on coś do ciebie czuje, bo tak się zachowywał, przynajmniej ja tak to widziałam. No powiedz mi, czy to nie byłoby przykre?!

– Wiesz... To czysto hipotetyczna sytuacja, na szczęście nic sobie nie wyobrażałam, więc nic mi nie jest i trudno mi go w ten sposób oskarżać. Nie chcę go oczerniać z takiego powodu. Też musisz ochłonąć, wiem, że się na nim zawiodłaś, ale najwidoczniej Alan ma swój specyficzny sposób postrzegania świata, prawda?

– Mi jest przykro – mruknęła – nie można zachowywać się w ten sposób.

Westchnęłam ciężko.

– Rzeczywiście w takiej sytuacji wypadałoby wcześniej zasygnalizować, że jest się w związku.

– Ciekawe, czy tej dziewczynie nie przeszkadzają bliskie przyjaciółki Alana, które są dla niego niczym siostry – powiedziała zirytowana. – A może o tym też nie wspomina?

– Kto wie... – odparłam wymijająco.

Sama byłam zszokowana taką informacją, jednak daleko mi było do żalu, jaki musiała odczuwać Adrianna. Ale coś we mnie mimo wszystko było, coś jakby... Rozczarowanie?

– Naprawdę nie jesteś zła, że ci o tym nie powiedział? – spytała mnie nagle.

– Nie wiem.

– Nie wiesz...

Milczałyśmy obie przez dłuższą chwilę. Ja próbowałam ułożyć w głowie jak najbardziej dyplomatyczne odpowiedzi, odkładając na razie na bok interpretację swoich uczuć w tej sprawie. Dziewczyny ze złamanym sercem nie mogą myśleć zbyt rozważnie, zależało mi więc opanowaniu sytuacji. Przyjaciółka najprawdopodobniej w takim momencie przyznałaby, jakim ów chłopak jest bezczelnym kretynem, jak on tak mógł, pozłorzeczyłyby razem kwitując to stwierdzeniem, że wszyscy faceci są tacy sami i nie ma sensu się nimi zajmować. Tak przynajmniej wyobrażałam sobie dziewczęce przyjaźnie. Ale w moim wykonaniu wyszłoby to co najmniej groteskowo.

– Pogadam z nim o tym. Raczej bym nie chciała, żeby mój chłopak prowadził taki beztroski styl bycia, chociaż nie wiem, jakie oni mają relacje. Rozchmurz się – uśmiechnęłam się do niej – z takim Alanem i jego podejściem do życia tylko byś się niepotrzebnie denerwowała.

– Jeju... Naprawdę cię przepraszam! – jęknęła. – W pewnym momencie byłam trochę zła przez to, że byliście tak blisko. Zżerała mnie zazdrość. Dlatego zazwyczaj, jak proponowałaś, bym do ciebie wpadła, odmawiałam. Bałam się, że on wpadnie nagle jak gdyby nigdy nic i będzie się zachowywał, jakby z tobą mieszkał.

Ada ukryła twarz w dłoniach. Problem był w gruncie rzeczy naprawdę błahy – przynajmniej z mojej perspektywy – ale potrafiłam zrozumieć, że ta dziewczyna trochę z tego powodu wycierpiała. Tak samo jak ja martwiąc się, czy nie zostanę przez nich wykluczona... Każdy w swojej małej zawężonej wizji świata boryka się z różnymi dylematami, które z perspektywy absolutu okazałaby się niczym więcej, jak drobiną kurzu; prawdopodobnie właśnie takie patrzenie z góry na nasze życie dałoby nam prawdziwy spokój. Ktoś kiedyś powiedział, że inteligentny człowiek potrafi dostrzec, że to co spotyka jego, spotyka też wielu innych ludzi. Jak bardzo ta biedna dziewczyna zdążyła się zakochać w Alanie? I jak bardzo nie miało to teraz najmniejszego znaczenia...?

Próbowałam przypomnieć sobie wszystkie moje rozmowy z Alanem, jakiekolwiek sytuacje związane z nim – czy kiedyś zasugerował, że ma dziewczynę? Nigdy nie mówił zbyt dużo o sobie, dużo żartował, opowiadał rozmaite historie; jednak bez żadnych konkretów. Nie wiedziałam, jakich ma znajomych poza uczelnią, nie wiedziałam zupełnie nic o jego rodzinie, przeszłości. Nawet jego miejsce zamieszkania nie było dla mnie do końca jasne. Prawdopodobnie określenie naszej znajomości słowem "przyjaciele" jest jednak mocno zawyżone – przecież już nawet więcej wiem o chłopaku z mieszkania obok, z którym rozmawiałam tylko dwa razy. I kto tutaj jest tajemniczy...

– No już, już... – Delikatnie pogłaskałam Adę po włosach. – Jesteśmy już dużymi dziewczynkami. Następnym razem, jak będzie cię coś gryzło, powiedz mi o tym od razu. Pośmiejemy się z tego razem.

Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie.

– Byłabyś naprawdę dobrym facetem – zaśmiała się.

Zmarszczyłam brwi, udając zdenerwowaną.

– Proszę cię, tylko nie to. Nie pierwszy raz to słyszę. Jak w końcu sama zacznę tak myśleć, to będę miała naprawdę poważny problem – zamyśliłam się. – Chociaż może rzeczywiście lepszy byłby ze mnie rycerz, niż księżniczka.

– Od jakiegoś czasu mnie zastanawia na przykład to, dlaczego zawsze przepuszczasz mnie w drzwiach.

Zaśmiałam się. Cóż za zgrabna zmiana tematu.

– Naprawdę tak robię? Może dlatego, że jesteś taka urocza. Pewnie jestem mentalnie facetem.

Ada pokręciła głową. Była już bardziej rozpromieniona, jakby udało się się zrzucić ze swoich barków coś naprawdę ciężkiego.

– Tłumaczyłabym to raczej twoimi manierami, zachowujesz się czasem jakbyś została wychowana na jakimś dworze szlacheckim. Czasami aż mi wstyd jeść przy tobie, nawet kanapkę jesz tak perfekcyjnie i z gracją, kiedy ja w tym czasie zabrudzę wszystko wokół okruszkami. Jest wokół ciebie aura absolutnej elegancji.

– Tak, tak. Mów mi więcej – mruknęłam, starając się stłumić śmiech.

– No wiesz...! Jestem poważna. 

– To w takim razie może jednak skusisz się na kawę, moja droga? Byłoby mi niezmiernie przykro, gdybym nie mogła poczęstować czymś takiej ślicznej panienki. Nie mam co prawda białego rumaka...

– Teraz się będziesz ze mnie nabijać? Niestety – Ada wstała z ławki i uśmiechnęła się do mnie szeroko – tym razem muszę odmówić. Takie proste dziewki jak ja mają swoje obowiązki. Pranie wzywa. I ćwiczenia zadane na jutrzejszy lektorat również.

Pożegnałyśmy się i każda z nas poszła w swoim kierunku. Czułam się zaskakująco lekko. Postanowiłam przejść jak największy odcinek piechotą, korzystając z ostatnich ciepłych dni tego roku; spacery po ładnych miejscach pomagały zawsze uporządkować mi myśli, znajdowałam w ten sposób spokój.

Alan...

Poczułam lekkie ukłucie w sercu. Do tej pory nie zawracałam sobie tym głowy, kim dla mnie jest. Ani tym bardziej, kim ja jestem dla niego. Nie minęły jeszcze nawet dwa miesiące, odkąd się poznaliśmy, a spędziliśmy razem już tyle czasu, tyle razy poprawił mi humor, w moim mieszkaniu w każdym niemal kącie czuć było jego obecność. A jednak nie wiedziałam na jego temat nic konkretnego. Nie wiedziałam jeszcze jak ustosunkować się do myśli, że ma dziewczynę – cokolwiek bym nie mówiła Adzie, samej siebie nie mogłam do końca oszukać; w całej jego uwadze poświęconej mojej osobie, w tym, jak delikatnie mnie traktował i jak dbał o mój dobry humor, doszukiwałam się czasem wyjaśnienia innego, niż "bo jestem jego przyjaciółką". Chłopcy, których znałam do tej pory (z jakiegoś powodu uważam z określeniem "mężczyzna"), nie zajmowali się tak dziewczynami, które były dla nich tylko koleżankami. Zawsze było coś więcej. To się czuło w powietrzu. W tym przypadku też czasami wydawało mi się, że to czułam; delikatny i dyskretny powiew uczucia, który wolałam spychać gdzieś na peryferia swojej świadomości.

A jednak wyglądało na to, że uczucia Alana do mnie były czyste jak łza. Odnalazł we mnie młodszą siostrę. Obiecałam Adzie, że porozmawiam z nim na ten temat, ale nie wiedziałam, jak się do tego zabrać. Wiedziałam, że najlepiej załatwić to jeszcze dzisiaj, by uniknąć nieprzyjemnych sytuacji na jutrzejszych zajęciach, ale nie było to takie proste – musiałabym do niego zadzwonić i poprosić o spotkanie. Zrobił się z tego mały dramat, ale nadal nie chciałam osaczać tak Alana i dopytywać o sprawy, o których sam nigdy mi nie mówił. Westchnęłam. Dlaczego to się musiało tak skomplikować? Być może miałoby to większy sens dla mnie, gdyby problem w moich oczach był poważniejszy – ja widziałam tu tylko nazbyt beztroskiego chłopaka, który świadomie lub nie zataja fakt o swoim związku i ma same bliskie przyjaciółeczki i dziewczynę, która się w nim zakochała i czuje się teraz pokrzywdzona przez życie.

Przypomniałam sobie moją ostatnią rozmowę z Dominikiem i aż zaśmiałam się głośno z powodu wyraźnego kontrastu między tymi sytuacjami. Próbowałam sobie wyobrazić jego reakcję na opowieść o wielce dramatycznych perypetiach naszej trójki, ale było to jednak stanowczo za bardzo abstrakcyjne; chociaż może dobrze by mu zrobiło pośmianie się z takich błahostek?

Na takich rozmyślaniach minęła mi cała droga i ze zdziwieniem spostrzegłam, że widzę już swój blok. Ten Kraków jest jednak raczej kameralny. Niemal biegiem wspięłam się na pierwsze piętro i ruszyłam w stronę swoich drzwi, jednak na wysokości mieszkania sąsiada zatrzymałam się. Z jakiegoś dziwnego powodu chciałam do niego zapukać, chociaż zupełnie nie wiedziałam, co bym mu miała powiedzieć. "Jak tam twoje oko?", czy "Wyspałeś się?" brzmiały dramatycznie głupio, ale nic bardziej bystrego nie przychodziło mi do głowy. Równie dobrze mogłabym mu upiec ciasto i udawać perfekcyjną sąsiadkę.

Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i gdybym w ostatniej chwili nie zdążyła odskoczyć, to zapewne sama nabawiłabym się jakiegoś uroczego siniaka. Dominik, w luźnej, białej koszulce i czerwonych bokserkach, przyglądał mi się z wyraźnym rozbawieniem.

– Nie otwieraj drzwi tak nagle – jęknęłam, oddychając szybko.

Chłopak uśmiechnął się szeroko.

– Może powinienem cię uprzedzić, że otwieram? Coś w stylu: przepraszam, jeśli ktoś przypadkiem stoi pod moimi drzwiami to niech się odsunie, bo jak odliczę do trzech, to otworzę – zaśmiał się. – Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale od kilku minut stoisz pod moim mieszkaniem i chichoczesz pod nosem. Wbrew pozorom to całkiem nieźle słychać w środku.

Poczułam, jak robi mi się gorąco z zażenowania, moja twarz na pewno przybrała już kolor dojrzałego pomidora. Z jakiegoś powodu przy nim to zawsze ja wychodzę na dziwaczkę.

– Wyglądasz znacznie lepiej, niż wczoraj – zauważyłam, starając się nie myśleć o tym, jakie to jest bezsensowne. 

Chłopak oparł się o framugę .

– Próbowałem trochę zakamuflować pozostałości po wczoraj. Siniaka nie udało się do końca ukryć, ale jestem z siebie całkiem zadowolony.

Ja sama byłam pod wielkim wrażeniem, bo w okolicach jego oka widniała tego lekko ciemniejsza od reszty twarzy plama, nie wyróżniająca się zbytnio. Musiał nałożyć na to jakiś dobry podkład, ale bałam się, że pytanie o to, dlaczego posiada kosmetyki tego typu może dać początek kolejnej absurdalnej rozmowy. Przyglądając mu się teraz musiałam przyznać, aczkolwiek niechętnie, że rzadko widywałam takich przystojnych chłopaków. Do tej pory widywałam go tylko w dosyć krytycznym stanie ciała i ducha, więc nie rzucało się to tak w oczy, ale teraz stała przede mną jakby inna osoba. Przemknęło mi przez myśl, że jednak potwierdzenie faktu, iż opłacają go starsze kobiety, wcale nie byłoby takie zaskakujące.

Postanowiłam jednak wrócić na ziemię i spróbować jakoś wybrnąć z sytuacji, w jaką się wpakowałam, bo Dominik wyglądał, jakby miał wielką ochotę się ze mnie pośmiać.

– Właściwie to nie chciałam od ciebie nic konkretnego, tylko byłam ciekawa, czy już się lepiej czujesz – wymamrotałam. – I nie byłam pewna, czy nie odsypiasz teraz, dlatego...

Nie dokończyłam, bo Dominik nagle złapał mnie za rękę i stanowczym ruchem przyciągnął do siebie zmuszając mnie do przekroczenia progu. Kiedy próbowałam się wyzwolić z jego uścisku, on drugą ręką zamknął za mną drzwi.

– Co robisz? – automatycznie podniosłam głos.

– Spokojnie, nie ma potrzeby rozmawiać na korytarzu – odparł, puszczając moją rękę.

– To nie najlepszy sposób na zapraszanie ludzi. Wychodzę.

Odwróciłam się i chwyciłam za klamkę, ale chłopak chwycił mnie mocno w pasie i przylgnął do mnie całym ciałem. Jego głowa opadła na moje ramię.

– Dominik...?

Zrezygnowałam z próby otworzenia drzwi i próbowałam się odwrócić, silny uścisk chłopaka uniemożliwiał mi to. Czułam na jego włosach zapach mojego szamponu. Odczuwałam z aż nierealną intensywnością ciepło jego ciała i bicie serca. W tamtym momencie najbardziej na świecie pragnęłam odwrócić się i odwzajemnić jego uścisk, utonąć i zagubić się w jego cieple.

– Puszczę cię jeśli mi obiecasz, że zostaniesz tu ze mną na trochę – odezwał się nagle.

– Niech ci będzie.

W następnej sekundzie odsunął się ode mnie i od razu poszedł do innego pomieszczenia, jakby uciekając. Dało mi to pierwszą szansę, żeby się rozejrzeć – mieszkanie było znacznie większe, od mojego, z obszernego przedpokoju widać było dwa średniej wielkości pokoje, zaraz po prawej stronie od drzwi wejściowych znajdowała się wąska kuchnia, między pokojami za zamkniętymi drzwiami była najprawdopodobniej łazienka. Przeszłam kilka kroków, by zajrzeć do każdego z pomieszczeń – wszystkie urządzone były bardzo gustownie, meble z ciemnego drewna sprawiały wrażenie dosyć starych, w większym pokoju stał nawet ogromny regał zapełniony książkami. Jednak w całym mieszkaniu panował nieład, wszędzie porozrzucane były najróżniejsze rzeczy.

– Prawie wszystko, co tutaj jest, należało do mojego wujka – odezwał się z kuchni Dominik. – Nie przestawiłem mebli nawet o centymetr. Ale staruszek miał niezły gust, prawda? Zobacz, jakie mam fajne łóżko.

Zajrzałam do mniejszego pokoju. Znaczną część jego powierzchni zajmowało imponująco wielkie łoże, na widok którego od razu zrobiłam się śpiąca.

– Nie rozumiem, czemu wolisz sypiać na korytarzu – rzuciłam, wchodząc do kuchni.

Dominik uśmiechnął się pod nosem. Kiedy ja zwiedzałam mieszkanie, on zdążył pokroić na kawałki apetycznie wyglądające ciasto. Wyjął z szafki talerzyki, które mi podał i nic nie mówiąc wszedł razem z ciastem do większego pokoju. Poszłam za nim.

Z wyjątkiem wspaniałego regału, w tym pomieszczeniu znajdowała się brązowa kanapa przy której stał niski stoliczek, w rogu pokoju, pod mosiężną lampą, umieszczony był fotel, na podłodze z jasnego drewna znajdował się duży, owalny dywan. Całość sprawiała, że miało się ochotę wybrać jedną z książek i zatopić się w lekturze na fotelu. Dominik postawił ciasto na stoliku i opadł na kanapę, spojrzeniem nakazując mi pójście jego przykładem.

– Dostałem to ciasto w prezencie, ale nie przepadam za słodyczami – powiedział znużonym głosem, kiedy usiadłam przy nim, zachowując bezpieczną odległość. – Więc jedz.

– Zaciągnąłeś mnie tu bo nie chcesz, żeby się ciasto zmarnowało?

– A jakie to ma znaczenie? – przyglądał mi się przez chwilę. – Wyglądasz, jakbyś lubiła słodycze.

– A ty wyglądasz, jakbyś bardzo chciał zostać tu sam.

Dominik zaśmiał się i nałożył sobie kawałek ciasta. Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę podejrzliwie, po czym najwidoczniej podjął jakąś decyzję i spróbował.

– Nie najgorsze.

– Brzmi zachęcająco – westchnęłam, nadal zastanawiając się nad tym, która część mojego jestestwa zdradza zamiłowanie do słodyczy.

– Może chcesz, żebym cię nakarmił?

W odpowiedzi pospiesznie nałożyłam sobie ciasto, co go najwidoczniej bardzo rozbawiło, bo parsknął śmiechem. Generalnie był w podejrzanie dobrym humorze – Alan zapewne by uznał, że znowu coś brał. Ciasto przełożone było białym kremem, a posypane wiórkami kokosowymi. Po pierwszym kęsie musiałam się mocno powstrzymywać, by nie pożreć całego kawałka naraz. Przez cały czas czułam na sobie drwiące spojrzenie chłopaka.

– Ktoś cię musi bardzo lubić, skoro przynosi ci takie miłe prezenty – zauważyłam, odstawiając pusty talerzyk.

Chłopak wzruszył ramionami i zapatrzył się w jakiś punkt na suficie.

– Równowaga we wszechświecie musi być zachowana: niektórzy dają mi ciasta, a inni po twarzy.

Zastanowiłam się nad tym. W czasie naszego poprzedniego spotkania sam powiedział, że zasłużył na takie potraktowanie, a teraz beztrosko zajada się ciastem. Może dostał je od klientki, której mąż potem się zdenerwował i postanowił go ukarać? Zrobiło mi się niedobrze. Nagle ciasto z wiórkami kokosowymi stało się dla mnie czymś symbolicznym, epicentrum całego brudu świata wobec wielkiego spokoju gwiazd.

– A jeszcze inni lubią stać pod moimi drzwiami, ale jeszcze nie znam ich pozycji we wszechświecie – powiedział, wyrywając mnie z zamyślenia. – I jak tam, zrobiłaś dzisiaj coś ze swoim życiem, Helgo?

– Nawet więcej, niż mogłam się spodziewać. Ale jeśli mówimy o robieniu czegoś – przeniosłam wzrok na jego gołe nogi – to mógłbyś się ubrać. Wiesz, Mustafa, nie powinno się przyjmować gości w samych bokserkach.

Dominik nabrał powietrza, żeby odegrać się jakąś ripostą, ale zamilkł, wyraźnie czegoś nasłuchując. Po chwili ja również usłyszałam. Ktoś przechodził obok mieszkania Dominika i poszedł dalej. Kroki ucichły chwilę później, więc najpewniej zatrzymał się pod moimi drzwiami. Najpierw usłyszeliśmy stłumiony dźwięk szarpania klamką, po czym rozległo się donośne, niecierpliwe pukanie.

– To Alan – z jakiejś nieznanej mi przyczyny zniżyłam głos niemal do szeptu. – Zawsze wchodzi bez pukania.

Wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia.

– Czekaj! – Dominik poszedł za mną i zatrzymał się przy drzwiach, po czym kontynuował szeptem. – Nie będzie na ciebie zły, jak stąd wyjdziesz? Chyba mnie nie polubił.

Westchnęłam. Znając Alana, na pewno będzie się złościł i uzna, że zupełnie na siebie nie uważam i włażę do mieszkania podejrzanych, nieznajomych facetów. Ale z drugiej strony, zwłaszcza po tym, czego się dzisiaj dowiedziałam, jakie on miał prawo do zwracania mi uwagi? A Dominik wyglądał bardziej na rozbawionego, niż zmartwionego moją sytuacją.

Pukanie rozległo się ponownie. 

Zmieniłam szkice postaci w zakładce "Bohaterowie", teraz pozostaje mi jeszcze zaktualizować Laurę i dodać Adę. Ach, dobrze zajmować się rzeczami, które nikomu do niczego nie są potrzebne :D
© Agata | WS | 1, 2.