środa, 29 stycznia 2014

Rozdział piąty

4 komentarze:
– Jak zapewne pani wiadomo, poprzedni lekarz wystawił pani, ze względu na ograniczoną ilość spotkań, dosyć szybką diagnozę. Dystymia – zamyślił się przez chwilę psychoterapeuta – to dosyć bezpieczna opcja. Zaburzenie dosyć powszechne, mówi się, że większość dystymików nie ma pojęcia o tym, że cierpi na coś takiego. Melancholiczna osobowość, którą traktują po prostu jako część charakteru, bo tak w ich mniemaniu najwidoczniej po prostu musi być, tacy są. Zaburzenie przewlekłe, nieleczone mogące trwać całe życie, wpływając na życie chorego i jego otoczenia, jednak nie tak intensywnie, jak w przypadku depresji endogennej. Leczenie dosyć trudne, ale nie niemożliwe. Zdecydowanie mniejsza umieralność, ale pani jest po niemal skuteczniej próbie samobójczej; podręczniki tłumaczyłyby to tak zwanym zjawiskiem podwójnej depresji, gdy samopoczucie gwałtownie spada poniżej zwykłe, codzienne obniżenie nastroju. Zaleca się psychoterapię z lekami. Tyle z teorii, co pani o tym sądzi?

Tyle to zdążyłam przeczytać sama w internecie. Wbiłam wzrok w okno udając, że głęboko się zastanawiam nad jego słowami. Prawdę mówiąc, nic mnie to nie obchodziło, zamierzałam powiedzieć cokolwiek, co przyjdzie mi do głowy. Wiedziałam przecież dobrze, co u mnie zdiagnozowano, czym to w teorii jest – a raczej jak bardzo to nie jest niczym konkretnym. Wstyd mi było czasem się do tego przyznać przed samą sobą, ale po rozmowach z poprzednim lekarzem, po kilku testach, jakie wypełniłam, miałam nadzieję, że stwierdzi u mnie jakieś głębokie i groźne dla otoczenia zaburzenie psychiczne. Nie chodziło mi nawet o to, że tak bardzo chciałabym trafić znowu do szpitala pod kontrolą psychiatryczną, ale raczej o to, że takie szaleństwo dałoby mojemu istnieniu nutkę wyjątkowości, tej romantycznej wizji człowieka wrażliwszego, który widzi więcej. Niczym mój kochany Rafał Wojaczek ze swoją obsesją na punkcie wpisanej w papiery psychopatii.

– Jak każdy porządny dystymik jestem całkiem pogodzona z tą smutną stroną mojego jestestwa i nie wyobrażam sobie siebie innej – powiedziałam w końcu, kiedy spojrzenie mężczyzny stało się naglące.

– Ale przychodzi tu pani, chociaż nikt pani do tego nie zmusza.

– Obiecałam mamie.

– Pani mama nie jest w stanie sprawdzić, czy faktycznie pani uczęszcza na terapię, bo jest pani pełnoletnia i sama podejmuje za siebie decyzje. Skoro mieszka pani tak daleko od domu to zakładam, że nie byłoby dla pani problemem ukrycie faktu, że nie przychodzi pani wcale.

– To by było bez sensu – mruknęłam. – Wolę poświęcić trochę czasu ten raz w tygodniu niż tak zmyślać.

Mężczyzna westchnął.

– Powiem teraz szczerze. Na początku sądziłem, że tak jak większość osób... cierpiących przez smutek, jedynym odpowiednim wyjściem z sytuacji według pani będą leki. Łatwe, przyjemne, bez starania się. Ale przychodzi tu pani już kolejny raz i jeszcze nigdy nie poprosiła pani o przepisanie antydepresantów. Czyli nie myśli pani o szybkim ulżeniu sobie, ale z drugiej strony widzę również dużą obojętność do wszystkiego, co się wokół pani dzieje, chyba wręcz stara się pani pokazać, jak bardzo nie zależy pani, żeby zrobić ze sobą cokolwiek. Absolutne zobojętnienie, brak okazywania emocji. A przecież te emocje gdzieś głęboko są w pani, pewnie zna je pani doskonale. Naprawdę pani nie wierzy, że nic z nimi nie można zrobić, że nic ani nikt nie może pomóc?

Wzruszyłam ramionami. Takie rzeczy męczyły mnie najbardziej.

– W takim razie przejdźmy dalej, chciałbym podzielić się moim kolejnym spostrzeżeniem. Z pani opowieści zwróciłem uwagę na to, jak wielką pani wagę przykłada do wizerunku mężczyzn, mimo że niewielu ich było w pani życiu. Wydaje mi się, że bardzo pani idealizuje mężczyzn, nie sądzi pani?

Poczułam się dziwnie. Nie spodziewałam się takiego spostrzeżenia. To był pierwszy raz, kiedy ten człowiek czymś mnie zaskoczył i zmusił do przemyśleń. Idealizacja mężczyzn...

Począwszy od tych pięknych opisów ojca – kontynuował nie doczekawszy się odpowiedzi. – Nie powiedziała pani na niego złego słowa, mimo że ma przecież pani do tego prawo. Odszedł od swoich małych dzieci zostawiając wszystko na barkach studiującej jeszcze żony, niechętnie przyznała pani, że kontakt utrzymywał tylko od czasu do czasu, pod naciskiem pani matki. Nigdy nie płacił alimentów. Często zrywał obietnice. Nie powiedział pani o tym, że założył nową rodzinę i ma synka. Aż w końcu zabił się tuż przed pani maturą, wymieniać można by jeszcze pewnie długo. A jednak odniosłem wrażenie, że pani zatrzymała się przy wizji jego jako idealnego, pięknego faceta o ładnym głosie, grającego na gitarze przy ognisku. To nie tyczy się tylko jego, kiedy opowiadała pani o opiekującym się panią dziadkiem, kiedy zostawała pani w przedszkolu najpóźniej, bo zasiedział się na piwie z kolegami z parkingu obok, a potem przedszkolanki nie chciały pani z nim wypuścić, bo ledwo stał na nogach – nie obwinia go pani, nie czuć od pani niechęci.

Mężczyzna skończył mówić, a ja milczałam. Zupełnie nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć, nie mogłam znaleźć argumentów, by jakoś zaprzeczyć jego rozumowaniu. Byłam zdezorientowana – w gruncie rzeczy powiedział same oczywiste fakty, nic nie powinno mnie zdziwić – a jednak takie ujęcie problemu było dosyć zaskakujące. Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Czy ja kiedykolwiek czułam nienawiść do jakiegoś mężczyzny? Potrafiłam z pasją gardzić wieloma dziewczynami, ale rzeczywiście, na złe strony kolegów zazwyczaj przymykałam oko. Nie miały znaczenia. Mogłam kogoś lubić, lub być do niego nastawiona obojętnie. Nic poza tym.

– Chciałbym, żeby przemyślała to pani przez nadchodzący tydzień. Może nawet same się pani nasuną ewentualne przyczyny tego zjawiska.

Trochę nieprzytomnie zgodziłam się z nim i pożegnałam. W drodze do domu dręczyły mnie dosyć niepokojące rozmyślania; skoro idealizuję mężczyzn, czy to nie znaczy, że jestem wobec nich łatwowierna i bez problemu będą mogli mnie wykorzystać? A może już się to dzieje? Pomyślałam o częstych wizytach Alana. Rzeczywiście, nie byłam w stanie pomyśleć o nim nic złego, pewnie zgodziłabym się bez wahania na większość jego propozycji. Ale z drugiej strony trudno doszukiwać się w jego czynach jakichś złych zamiarów... Prawda? A jeszcze niedawno przecież wyraźnie irytował mnie tajemniczy sąsiad Dominik podczas swojej pierwszej, i jak sądzę, ostatniej wizyty w mojej kawalerce. Może to działa tylko przy głębszej relacji? A może najlepiej w ogóle się nad tym nie zastanawiać, bo z nadmiernego teoretyzowania nigdy nic dobrego nie wychodzi.

Sprawdziłam godzinę. Zamierzałam pójść pieszo, jednak czas mnie naglił, więc wsiadłam do nadjeżdżającego tramwaju. Jak zwykle w godzinach popołudniowych, było dosyć tłoczno. Jakoś zawsze męczyła mnie jazda komunikacją miejską, te wszystkie znudzone twarze, ocierające się o siebie ciała, nieprzyjemny zaduch i urywki głupkowatych rozmów. Autobusy to wylęgarnie plotek i mało ambitnych opowiastek treści wszelakiej – usłyszenie naprawdę ciekawej i sensownej rozmowy graniczy z cudem, a we mnie się wzbiera pogarda do wszechświata. Ciekawe, że spostrzegawczy psychoterapeuta nie zdiagnozował jeszcze manii wyższości, może za mało się staram. A może to zbyt typowe.

Kiedy znalazłam się na miejscu, z ulgą opuściłam pojazd. Zawsze muszę przez chwilę postać na przystanku, żeby nabrać powietrza i pozbyć się poczucia niesmaku. Skierowałam się w stronę pubu, w którym umówiłam się z Alanem i Adrianną. Alan nalegał na to, żeby wyjść w końcu razem na miasto, a akurat odwołano nam zajęcia z następnego dnia więc w końcu nadarzyła się okazja. Zaproponował mu, żebyśmy zabrali też Adę, bo prawie w ogóle nie spędzałam z nią czasu poza uczelnią i bardzo z tego powodu ubolewałam – sprawiała wrażenie osoby, która nie lubi się narzucać swoją obecnością i nigdy nie zaproponowała mi spotkania. Była u mnie kilka razy, tylko i wyłącznie kiedy zaprosiłam ją na konkretną godzinę i z konkretnego powodu, ale za każdym razem nagle pojawiał się Alan i zachowywał, jakby był u siebie i być może to było powodem tego, że dziewczyna niedługo potem nagle przypominała sobie o jakiejś sprawie i uciekała. Miałam nadzieje, że wspólne spotkanie na neutralnym gruncie wyjdzie nam lepiej.

Rozejrzałam się po wnętrzu baru. Tak jak zapowiadał Alan, było bardzo klimatycznie – w piwnicy z przytłumionym oświetleniem, dającym efekt przyjemnego, intymnego półmroku. Na ścianach porozwieszane były czarno–białe fotografie aktorów, poetów i malarzy, ozdobnymi literami wymalowane wokół nich cytaty, meble były stare i bardzo różnorodne – od zwykłych krzeseł do głębokich foteli, na każdym stoliku stały świeczki, a gdzieniegdzie dało się zauważyć starą maszynę do pisania czy inne relikwia przeszłości. W tle cichych ludzkich rozmów (nawet w środku tygodnia w godzinie dosyć wczesnej większość miejsc była pozajmowana) subtelnie dawała się usłyszeć poezja śpiewana. Idealne miejsce dla mnie.

Dostrzegłam Alana i Adriannę i zaczęłam kierować się w stronę ich stolika. Alan opowiadał o czymś, a Ada patrzyła na niego z delikatnym uśmiechem, wyraźnie zasłuchana. O rany. Na ten widok aż przeszedł mnie dreszcz – czy ona zawsze patrzyła na niego w ten sposób? Kiedy o tym pomyślałam Alan mnie zauważył, przerwał swoją wypowiedź i pomachał mi z szerokim uśmiechem.

– Przepraszam, ze jestem tak późno, trochę mi się zeszło – powiedziałam, siadając przy okrągłym stoliczku. – Długo czekacie?

– Nie, dopiero przyszliśmy. Już mówiłem Adzie, że mają tutaj naprawdę pyszne grzane wino, polecam. Skoro już jesteś, to zamówię.

Skinęłam głową, a Alan odszedł. Uśmiechnęłam się do Adrianny. Wyglądała bardzo ładnie, swoje gęste, ciemne włosy spięła z boku a jej delikatny makijaż jak zawsze był nienaganny. Lubiłam na nią patrzeć, zawsze starannie dobierała ubrania, a wszystko wyglądało na niej uroczo, bo była dosyć niska i drobna. Czułam się często przy niej jak wielka ignorantka, jeśli chodzi o dbanie o wizerunek.

– Byłaś tu już wcześniej? – spytałam, rozglądając się jeszcze raz po pomieszczeniu. – Myślałam, że Alan przesadzał mówiąc, jak tu jest ślicznie. A tu takie miłe zaskoczenie.

Dziewczyna zaśmiała się.

– Wiesz, to naprawdę popularna knajpa. Mieszkasz tu już trzeci miesiąc i dopiero teraz tu jesteś... Naprawdę powinnaś częściej wychodzić z domu.

– Sama? – uśmiechnęłam się.

– To może podchodzić pod alkoholizm, więc lepiej nie. Ale w razie czego jestem do usług.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć Alan postawił na stoliku trzy kufle z grzanym winem. Poczułam cudowny aromat nasączonych słodkim winem goździków, cynamonu i pomarańczy. Po moim ciele rozeszło się dziwne uczucie błogości.

– Pierwszą kolejkę stawiam – oznajmił chłopak wesoło, a gdy próbowałyśmy się sprzeciwić, uciął krótko – bez dyskusji.

Wytworzyła się tak przyjemna atmosfera, że wszystkie myśli związane z wizytą o psychoterapeuty odeszły w zapomnienie. Alan był rozgadany nawet bardziej niż zwykle i swoimi opowieściami doprowadzał mnie i Adę do łez. A właściwie to ciemnowłosą nawet bardziej – wymuszenie wspólnego spotkania poza uczelnią i moim mieszkaniem okazało się strzałem w dziesiątkę, dziewczyna, zawsze troszkę spięta przy Alanie tym razem zachowywała się zupełnie naturalnie i wesoło. I wyglądało na to, że całkowicie zapomniała o mojej obecności, wpatrzona była cały czas w chłopaka, a on, jak zwykle, gdy jest w centrum uwagi, popisywał się i rozdawał swoje najbardziej szerokie uśmiechy.

– Co takiego cię właściwie zatrzymało, Laura? – zwrócił się nagle do mnie. – Może zajęłaś się znowu ratowaniem narkomanów przed niezdrowym snem na korytarzu?

Poczułam, jak na moje policzki wpływa rumieniec. Nie byłam pewna, czy to z powodu wina, czy delikatnego uczucia niepokoju, które zawsze mnie nachodziło na myśl o wydarzeniach z tamtego dnia.

– Daj już mi spokój. Nie widziałam go od tamtej pory.

Alan uśmiechnął się przepraszająco.

– No dobrze, nie denerwuj się, przecież żartuję.

– Jak on miał w końcu na imię? – wtrąciła się Ada.

– To tajemnica, którą Laura chyba zabierze do grobu.

– A czemu nie chce jej zdradzić? – dociekała dziewczyna.

– Bo spotykam się z nim potajemnie i nie chcę, żeby ktoś krytykował nasz związek – odparłam znudzona.

Po moich słowach nagle zapadła cisza. Bardzo dziwna, nienaturalna cisza, jakby wszystko zastygło w bezruchu i wstrzymało oddech. Trwało to dosłownie chwilę, ale z jakiegoś powodu krótkie, z pozoru nic nie znaczące gesty wydały mi się niesamowicie przejrzyste. W ciągu tej jednej chwili uśmiech spełzł z twarzy Alana, a on wbił wzrok w stolik. Ada rzuciła krótkie spojrzenie na chłopaka, zrobiła minę, jakby zbierało jej się na płacz po czym zapatrzyła się w przestrzeń. Kolejna sekunda minęła. Atmosfera zgęstniała a ja nie wiedziałam, co się dzieje.

– Przecież żartuję.

– Przecież wiemy – Alan uśmiechnął się zupełnie normalnie.

Wszystko powróciło do normy. Ta jedna, krótka chwila wydała mi się nagle iluzją. Może stałam się nadwrażliwa. Dlaczego za każdym razem, gdy chodzi o tego człowieka, cały świat jest wywracany do góry nogami, a nawet najbardziej banalne rzeczy, jak chociażby podanie czyjegoś imienia, stają się problemami nie do przejścia?

Alan szybko i w naturalny sposób zmienił temat, powracając do swojej beztroskiej i wesołej narracji. Próbowałam rozluźnić się i podtrzymywać z nim rozmowę, jednak nie dawało mi spokoju to, że Ada pozostała nie w humorze. Wydało mi się nagle bardzo głupie, że mogłaby się obrazić o to, że nie podałam jej imienia człowieka, którego nigdy nie spotkała. Zdecydowanie musiało chodzić o coś innego. I zaczęło do mnie docierać, że pewnie czułaby się teraz znacznie lepiej, gdybym wyszła. Chyba tak jak i ja zaczęła znajdować pocieszenie w uśmiechu Alana, jednak najwidoczniej w zupełnie inny sposób.

Poczekałam jeszcze trochę, aż nie będzie oczywiste, że opuszczam ich za wcześnie i wstając poinformowałam ich, że muszę coś jeszcze dzisiaj załatwić. Alan przyjrzał mi się uważnie – on wiedział najlepiej, że zwykle wcale nic do załatwiania nie mam. Najwidoczniej postanowił jednak tego nie komentować.

– Szkoda – powiedziała Ada tak, jakby rzeczywiście było jej przykro. – Ja jeszcze mam trochę wina, więc zostanę tu na razie...

– No to dotrzymam ci towarzystwa – zaproponował chłopak.

Nawet w tak słabo oświetlonym pomieszczeniu zauważyłam, jak Ada się rumieni. Uśmiechnęłam się do nich i wyszłam.



Kiedy przyszłam na uczelnię, Alan i Adrianna siedzieli obok siebie przy stołach na korytarzu. Było jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia zajęć, więc dosiadłam się do nich; byli tak zajęci rozmową, że nawet mnie nie zauważyli.

– Cześć – powiedziałam głośno, mój głos wydał mi się dziwnie nienaturalny.

Prawdopodobnie nie dosłyszeli, bo nie zareagowali. Wydało mi się to dziwne, ale postanowiłam powtórzyć pytanie. I jeszcze raz. Za czwartym razem, prawie krzyknęłam, a oni jakby ocknęli się ze snu.

– O, cześć... Laura... – powiedział Alan, rzucając mi tylko krótkie spojrzenie, a Ada uśmiechnęła się do mnie dziwnie.

Wyglądali oboje na bardzo zadowolonych z życia. Od razu powrócili do rozmowy. Zauważyłam, że Alan nachyla się do dziewczyny i bawi kosmkami jej gęstych włosów. Ada czerwieniła się i uśmiechała, wygląda piękniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Zupełnie mnie ignorowali. Chciało mi się płakać.

– Długo jeszcze siedzieliście w pubie?

Żadnej reakcji. Byłam tak zła, że nie mogłam już powstrzymywać łez. Wtedy Ada spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać. Śmiała się głośno i złośliwie, cała aż trzęsła się ze śmiechu, jej ramiona wznosiły się i opadały. A Alan patrzył w bok. Po dłuższej chwili złowieszczego śmiechu, kiedy Ada zrobiła się całkiem czerwona i zaczęła z trudem łykać powietrze, Alan wstał gwałtownie i odszedł szybkim krokiem. Dziewczyna umilkła i wbiła we mnie spojrzenie pełne satysfakcji.

– Powiedział mi wczoraj, że jesteś męcząca, i już ma dość niańczenia bezbarwnej dziewczyny bez uczuć – mówiła, chichocząc. – Jesteś beznadziejna. Ale dzięki tobie mogłam się do niego zbliżyć i teraz chodzimy ze sobą. Już cię nie potrzebujemy, więc daj nam spokój, dobrze?

Kiedy tylko skończyła mówić, Alan nagle pojawił się za nią i objął ją od tyłu, całując delikatnie czubek jej głowy.

– Nie miej mi tego za złe, Laura, ale potrzebowałem tylko miejsca do spędzania czasu. Teraz już mam inne miejsce. Nie mogłem wytrzymać mojej obojętności, i tego, że patrzyłaś na mnie jak pies na kiełbasę. Nie znoszę takich dziewczyn, zdecyduj się w końcu, czego chcesz. Tylko nie zaćpaj się z Mustafą, nie chcę mieć potem wyrzutów sumienia.

Co on mówi?

Patrzyłam przez chwilę, jak całuje dziewczynę delikatnie. Nawet nie wiedziałam co o tym myśleć, jednak z powodu zbyt wielkiego nagromadzenia różnych uczuć naraz wpadłam w panikę i rozpłakałam się. Widzisz, mam uczucia.


Zerwałam się z łóżka z głośnym jęknięciem. Pierwsze, co sobie uświadomiłam, to fakt, że po policzkach nadal spływały mi łzy. Otarłam je, próbując oprzytomnieć. Jaki odrażający sen. Najwidoczniej obudził mnie mój własny płacz. Z jeden strony ten sen wydał mi się nagle niesamowicie głupi, a z drugiej... Na dnie mojego serca, niczym kurz, osiadło jakieś ponure uczucie. Nie chodziło chyba tu nawet o zazdrość, o niechęć oddania komuś Alana – tylko raczej o strach przed tym, że zostanę sama. To jedyni ludzie w tym mieście, z którymi nawiązałam głębszy kontakt; gdyby faktycznie zaczęli się ze sobą umawiać, szybko moja egzystencja zeszłaby na dalszy plan, Alan nie odwiedzałby mnie tak często, jak do tej pory, aż w końcu znalazłabym się w punkcie wyjścia. Nie mogłam przecież zaprzeczyć, że Ada wcale nigdy jakoś szczególnie nie nalegała na moje towarzystwo – przecież to zawsze ja wychodziłam z inicjatywą. I w gruncie rzeczy przez cały ten czas niewiele się o niej dowiedziałam. Więc dla niej zapewne rozluźnienie ze mną kontaktów nie byłaby niczym wielkim. A ja zostałabym znowu sama, zupełnie sama, w towarzystwie jedynie swoich coraz bardziej mętnych myśli. Mogłabym oczywiście znaleźć sobie byle kogo na zastępstwo, ktoś znalazłby się na pewno, ale znając moją zachwianą psychikę, mogłabym wcale nie mieć na to ochoty i zacząć izolować się od ludzi. I historia zatoczyłaby koło.

Przemyłam twarz wodą z kranu. Był wczesny ranek, na zewnątrz nadal było ciemno. Przeglądając się swojemu zmęczonemu odbiciu w lustrze nie mogłam uwierzyć, do jakiego stanu doprowadziło mnie kilka głupich spostrzeżeń. Być może Adzie naprawdę podoba się Alan. Być może on zacznie jej poświęcać więcej czasu – czy jednak naprawdę mogę pozwolić sobie na takie dramatyzowanie? Okropną osobą się stałam. Najchętniej całą jego uwagę zatrzymałabym dla siebie. Gdybym chociaż czuła do niego coś głębszego, to może przynajmniej by mnie to odrobinkę usprawiedliwiało. A teraz wiedziałam, że nie będę miała ochoty widzieć Adrianny, mimo że nie zrobiła mi zupełnie nic złego.

Nalałam sobie do szklanki soku pomarańczowego, kiedy nagle usłyszałam na korytarzu szmery. Na początku ciche, jakby ktoś przechadzał się powoli, szurając. Zbliżyłam się do drzwi, nasłuchując. Coś osunęło się na ziemię. Usłyszałam płakanie.

Serce waliło mi mocno i niespokojnie, ale zdecydowałam się zerknąć przez wizjer. Ktoś siedział pod drzwiami mojego sąsiada, ukrywając twarz w dłoniach. Wiedziałam od razu, że to był Dominik. Widziałam też, jak bardzo nierozsądne byłoby otworzenie w tamtym momencie drzwi i rozpoczęcie rozmowy z nim. Sądząc po wcześniejszych odgłosach nie był trzeźwy. Poza tym to mimo wszystko jeden z bardziej podejrzanych typów, na jakich miałam okazję trafić. A jednak słuchając jego cichego szlochu nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to tylko smutny, opuszczony chłopiec. Taki samotny jak ja.

Nie bacząc na to, że jestem w piżamie, otworzyłam cichutko drzwi i wyszłam boso na chłodny korytarz. Chłopak chyba nic nie usłyszał. Podeszłam do niego i zastanawiałam się, co najlepiej zrobić – w jednej chwili uleciał ze mnie cały strach i niepokój, czułam się raczej jak ktoś, kto chce pocieszyć dziecko, któremu odleciał balonik. Postanowiłam poczekać chwilę, aż się wypłacze; i rzeczywiście, po chwili zaczął się powoli uspokajać.

– Dominik – powiedziałam zdecydowanie, kiedy zapadła cisza.

Wyprostował się i spojrzał na mnie. Mimowolnie się wzdrygnęłam – miał wielkiego siniaka obok oka, a pod nosem ciemne plamy zakrzepłej krwi. A jednak patrzył na mnie wyjątkowo przytomnie. Po chwili przeniósł wzrok na moje stopy.

– Idź do domu, bo zmarzniesz.

– Znowu nie masz kluczy?

Wzruszył ramionami. Z jego nosa zaczęła spływać krew.

– Jezu...! – jęknęłam, i złapałam go mocno za ramię, próbując zmusić do wstania. – Natychmiast masz iść do mnie. Na pewno nie będziesz tu siedział i czekał, aż się wykrwawisz.

Dominik z ociąganiem wstał. Wydawał się zupełnie nie zwracać uwagi na krew kapiącą mu z twarzy, brudzącą mu ubrania. Wepchnęłam go do mieszkania, zatrzasnęłam drzwi i zmusiłam, by usiadł na moim łóżku. Często miałam problemy z krwotokami z nosa i nabrałam przekonania, że najlepiej nie pozwolić, żeby krew spłynęła do gardła, tylko usiąść spokojnie i delikatnie pochylić głowę. Uklęknęłam przed nim i przytknęłam mu do twarzy złapane w biegu papierowe ręczniki. Materiał szybko zabarwił się na czerwono, więc po chwili zmieniłam na czysty.

Trwaliśmy tak w bezruchu dobre kilka minut. Starałam się nie patrzeć w jego zmęczone, bursztynowe oczy, które przez cały czas uważnie mnie obserwowały.

– Chyba wystarczy – mruknął, łapiąc mnie za dłonie i oddalając je od swojej twarzy; rzeczywiście, krew przestała płynąć. – Mogę skorzystać z łazienki? Chciałbym się trochę umyć...

Pokiwałam głową. Bez słowa zaprowadziłam go do łazienki i wyjęłam dla niego ręcznik z szafki. Kiedy zamknął za sobą drzwi, zaczęłam się zastanawiać, co zrobię, jeśli zemdleje pod prysznicem. Już pomijając fakt, że z moją psychiką i chronicznym narażaniem się na niebezpieczeństwo stanowczo było coś nie tak. Pewnie Alan, jakby się o tym dowiedział, nakrzyczałby na mnie... Ach, właśnie. Alan.

Zaparzyłam herbatę i starłam plamy krwi z podłogi. Zerknęłam na zegarek. Szósta dwadzieścia. Z łazienki nie dobiegały już żadne dźwięki, więc zaczęłam się niepokoić. Jednak zdecydowanie nie powinnam mu pozwolić na wstawanie z łóżka w tym stanie

Na szczęście chłopak wyszedł z łazienki i rzucił ubranie wierzchnie na krzesło w kuchni, stał teraz w dżinsach i czarnej koszulce, na na jego gęstych włosach widać było jeszcze kropelki wody. Odświeżony nie robił już takiego przerażającego wrażenia, jego przystojną twarz szpecił już tylko siniec wokół oka, ale oprócz tego wyglądał jak nowo narodzony, a nawet uśmiechnął się do mnie delikatnie, kiedy podałam mu kubek z herbatą. Oparł się o blat kuchenny i przyglądał mi się z zainteresowaniem.

– Dlaczego do mnie wyszłaś? – spytał nagle.

– Nie mogłam spać, a potem usłyszałam hałasy na korytarzu, więc wyszłam zobaczyć, co się dzieje – odparłam po prostu.

– I nie pomyślałaś, że jak ktoś hałasuje o tej porze, to może być to jakiś niedobry człowiek? Albo nawet teraz patrząc na mnie, nie sądzisz, że mogę być niedobrym człowiekiem, który tylko wykorzystuje takie miłe dziewczynki? Ile masz lat?

– Dziewiętnaście.

Uśmiechnął się szeroko.

– Po twoim zachowaniu myślałem, że nawet mniej. No ale przynajmniej nie jestem jednak taki stary przy tobie. Mam dwadzieścia trzy.

Pomyślałam, że skoro tym razem był bardziej skłonny do zdradzania informacji o sobie, niż poprzednio, to może wytłumaczyłby mi też kilka ciekawszych rzeczy. Mimo wszystko pomagałam mu już drugi raz.

– Co ci się właściwie stało? – spytałam, a jego ręka, chyba nieświadomie, od razu zaczęła masować okolice podbitego oka.

– Wiesz, hm... – wyglądał na zakłopotanego. – Przepraszam, ale zupełnie nie pamiętam, jak masz na imię.

– Laura, ale to nie jest teraz zbyt istotne, prawda?

– Laura. Wpakowałem się ostatnio w małe kłopoty... Chociaż może nie takie znowu małe. To nie do końca nawet moja wina – plątał się, ale miałam dziwne wrażenie, że naprawdę chce mi o tym opowiedzieć. – W każdym razie, ktoś mi naobiecywał rzeczy niemożliwych, związanych z czymś, na czym zależało mi najbardziej na świecie, naciągnął mnie na dużą sumę pieniędzy, której oczywiście wtedy nie miałem... Ale mówił, że jeśli wszystko wyjdzie, to nie szkodzi, potem spłacę, ważniejszy był cel... Nic nie wyszło, jestem teraz sam, przekonałem się, komu tak naprawdę zaufałem, i teraz... Już nie mam nic zupełnie, oprócz tych ludzi, w kółko próbujących ściągnąć ode mnie dług. Przerwałem studia ale i tak nie jestem w stanie zarabiać tyle, żeby przeżyć i płacić im tyle, ile ode mnie wymagają, więc często robię niezbyt ładne rzeczy – zamilkł na chwilę. – Przepraszam, jestem zmęczony, dlatego o tym mówię. Pewnie nie chciałaś tak dużo wiedzieć.

Byłam w ciężkim szoku, że powiedział mi to wszystko, mimo że niewiele z tego rozumiałam. Do tej pory w życiu dla mnie ze strony finansowej wszystko było logiczne – jak zawiera się z kimś umowę, i jedna strona się z niej nie wywiązuje, to można rozwiązać problem drogą sądową. Sytuacje, których załatwić się w ten sposób nie da, były dla mnie odległą abstrakcją, pojawiającą się tylko w powieściach. A jednak stał przede mną kompletnie zagubiony, poobijany chłopak, zupełnie sam jeden ze swoimi problemami, które najwidoczniej go przerastały. Być może dramatyzował, być może wcale nie było tak źle, a może nawet wszystko zmyślił – ale w tamtej chwili współczułam mu całym sercem i chciałam stać się dla niego oparciem. Mimo że wcale go nie znałam.

– Masz jakąś rodzinę? – spytałam.

Uśmiechnął się.

– Jak skończyłem osiemnaście lat to wyszedłem z domu dziecka.

Nie wiedziałam, co na to powinnam odpowiedzieć. Czułam się zbyt zdezorientowana. Ilość dramatyzmu była stanowczo zbyt duża.

– Już jak miałem jakieś czternaście lat okazało się, że umarł jakiś mój wujaszek, który nigdy się moim losem nie interesował, i zapisał mi w testamencie wszystko, co miał. Nie były to bogactwa, ale miałem dzięki niemu zapewnione mieszkanie nieobciążone żadnymi długami. W gruncie rzeczy naprawdę mi się poszczęściło. – zamyślił się na chwilę. – Ale wracając do pytania – nie mam rodziny, a przynajmniej nikogo nie znam, a jeśli ktoś wie o moim istnieniu, to najwidoczniej nie chce mieć ze mną nic wspólnego.

Przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale najwidoczniej się rozmyślił. Ja poczułam, jak ogarnia mnie senność – źle spałam tej nocy, a teraz zostało mi zaserwowane zbyt wiele dziwnych informacji naraz. Jednak z drugiej strony chciałam wykorzystać sytuację jak najlepiej, dowiedzieć się o tym chłopaku wszystkiego, co tylko możliwe.

– Przepraszam, że nadużywam twojej gościnności, ale czy mogę usiąść na twoim łóżku? – spytał nagle uprzejmie. – Jednak nadal nie najlepiej się czuję.

– Ach... Oczywiście. Może chcesz się przespać?

– Z tobą? Bezpośrednia jesteś. Ale w ramach wdzięczności, czemu nie. Chociaż zwykle to troszkę kosztuje.

– Niesmaczny żart – odparłam zimno, odwracając wzrok.

Chłopak nic nie odpowiedział, tylko przeszedł do mojej salono-sypialni i z westchnieniem opadł na moje łóżko. Jednak zupełnie nie wiedziałam, jak powinnam się do niego nastawić. Jakby nie patrzeć, wygląda na porządnego degenerata, do tej pory nie dał mi ani jednego powodu, bym mogła mu zaufać – a jednak w jakiś sposób przyjmowałam jego opowieść niemalże bez zastrzeżeń. Może refleksje przyjdą z czasem. Może naprawdę chcę się zająć czyimś życiem, żeby nie musieć tyle myśleć o swoim własnym, odsunąć od siebie problemy, które powinnam była rozwiązać, by zaznać w końcu spokoju. Tak, to mogła być wygodna alternatywa, zatopić się w problemach kogoś innego. Ale jak mogłam pomóc temu chłopakowi? Nie miałam problemów finansowych, ale na pewno nie stać mnie było na darowizny – a z tego co zrozumiałam, jego dług był naprawdę wysoki. Mogę też bawić się w jego rodzinę; przyjmując, że naprawdę był w domu dziecka, to nie zaznał rodzinnej miłości. Ale czy ja byłam w stanie komuś podarować tego typu ciepło? Czy w ogóle mam coś takiego w sobie? Zaśmiałam się ze swojego absurdalnego pomysłu.

– Mówiłaś, że żart niesmaczny, a jednak się śmiejesz – usłyszałam głos Dominika. – Z opóźnieniem, co prawda, ale jednak. Wygodnie tutaj masz, a to łóżko jest duże, aż żal, że śpisz na nim sama. Czemu nie mieszkasz ze swoim chłopakiem?

– Czemu się tak tego chłopaka uczepiłeś? – westchnęłam, podchodząc do niego.

Leżał w mojej pościeli, z twarzą wtuloną w moją poduszkę. Pod wpływem całego tego absurdu nawet nie wydało mi się to szczególnie nieodpowiednie. Usiadłam na brzegu łóżka. Jakoś nie miałam ochoty rozwijać tematu Alana i naszego pozorowanego związku. Dominik obrócił się nagle na plecy i wbił we mnie wzrok.

– Chciałbym, żebyś coś mi o sobie opowiedziała – powiedział nagle poważnie. – Źle się czuję z tym, że cię tak zasypałem wiadomościami o swoim życiu. Musi być zachowana równowaga we wszechświecie, więc teraz ty mi opowiedz coś – zawiesił nagle głos, po czym dodał ostrożnie – zresztą też nie wyglądasz na zbyt zadowoloną z życia, prawda?

– Będziemy teraz jak przyjaciółeczki, które zwierzają się sobie ze swoich problemów?

– Czemu nie? Lubię cię.

Zatkało mnie.

– Odkąd tu mieszkam mam dziwne szczęście do nadmiernie przyjaznych facetów – mruknęłam, mając przed oczami Alana, tak często siedzącego w tym pokoju. – Wyobraź sobie, że jeszcze nie tak dawno nie zapraszałam do siebie nawet ludzi, których dobrze znałam. A teraz czuję się niemalże, jakbym wcale nie była aspołeczna.

– Rzeczywiście nie sprawiasz wrażenia duszy towarzystwa, ale masz w sobie coś specyficznego, co sprawia, że się można przy tobie odprężyć. Aspołeczna to ty raczej jednak nie jesteś. Myślę, że miałaś zawsze wokół siebie ludzi, którzy do ciebie lgnęli – powiedział zamyślony. – Rozumiem, że mieszkasz tu od niedawna, pewnie przyjechałaś na studia. Tamten blondasek to pewnie kolega ze studiów, raczej mi na parę nie wyglądacie, chociaż on zapewne by tego chciał. Hmm... Co jeszcze... Sprawiasz wrażenie osoby, którą cały czas coś bardzo męczy, ale z drugiej strony nie chcesz nic z tym zrobić, jest ci wszystko jedno, co się z tobą stanie, dlatego bez zastanowienia wpuszczasz do swojego mieszkania obcego faceta i pozwalasz mu spać w swoim łóżku. Tyle mniej więcej mogę o tobie powiedzieć, może coś dodasz? Jest jakiś konkretny powód, dla którego znalazłaś się w tym miejscu, w tym określonym czasie?

Zastanowiłam się przez chwilę nad tym, czy jak chłopak leżąc w moim łóżku mówi mi, że można się przy mnie odprężyć – to czy powinnam to brać za komplement, czy raczej się zupełnie załamać? Zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem całkiem ładna, ale chyba nigdy nie pociągałam facetów. Nawet zaczęłam się z tym godzić, było to coś całkiem naturalnego. Tak widocznie musiało być.

Uśmiechnęłam się lekko. Czemu tak bardzo chcę z nim porozmawiać? Opowiedzieć mu wszystko?

– Po twojej nieprecyzyjnej opowieści moje problemy wydają się głupie. Przyjechałam tutaj, bo nie miałam siły zostać wśród starych znajomych, w kontakcie z rodziną. Mój ojciec popełnił samobójstwo, ja się nie mogłam pozbierać z wieloma rzeczami, tym bardziej, że zaczęły krążyć plotki, że to nie do końca była jego inicjatywa... Chodzi mi o to, że ktoś mógł mu pomóc, jego nowa żona też zachowywała się dziwnie. Niby przytulała mnie na pogrzebie i płakała, ale potem zerwała kontakt nawet z moją babcią, zabraniając jej spotykać się z najmłodszym synkiem mojego ojca. – mówiłam jakoś automatycznie, nie zastanawiając się nad niczym. – Moi znajomi chyba nie wiedzieli, jak się wobec mnie zachować, więc straciłam z nimi kontakt, po maturze odcięłam się od świata, dręczyły mnie sny z udziałem mojego ojca, który błagał mnie o to, bym zadbała o jego synka, Aleksandra... Dlatego złożyłam tutaj papiery, znalazłam mieszkanie, wyjechałam i udaję, że to nie moja sprawa.

– Nie było żadnej sekcji zwłok? Wiesz, żeby wykluczyć zabójstwo, czy coś... Jak się zabił?

– Powiesił się. Zupełnie nikt mnie nie pytał o zdanie w sprawie pogrzebu, został skremowany. Zupełnie nie wiem, czemu, wszystko potoczyło się wtedy bardzo szybko. A teraz jego rodzina tworzy dziwne teorie, że niby jego żonie było to na rękę. Ja widziałam ją przed pogrzebem tylko raz, ale zrobiła na mnie całkiem dobre wrażenie...

– Ze smutku wymyśla się różne rzeczy – powiedział Dominik, siadając. – Może ta kobieta zrobiła to, co ty. Uciekła. Nie mogła wytrzymać pretensji, obwiniania jej o to. Ale wiesz, jeśli nie skontaktujesz się z nią, nie zobaczysz tego Aleksandra, to nie da ci to nigdy spokoju. A ojciec będzie ci się śnił, nie uciekniesz od swojej podświadomości. Chociaż możesz też założyć, że matka nie zrobi krzywdy własnemu dziecku.

– Masz rację – westchnęłam. – I doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego powiedziałam, że to jest głupie. Sama mogłabym rozwiązać swoje problemy, ale się sama przed sobą tłumaczę, że nie mam siły. Nawet jeszcze nie czytałam jego listu pożegnalnego, bo się boję, że tego nie wytrzymam.

– Myślę że wszystko zrobisz w swoim czasie. Chociaż to bardzo banalne stwierdzenie.

Milczeliśmy oboje przez dłuższą chwilę, patrząc na siebie. Byłam ciekawa, czy on też w tamtej chwili zastanawiał się nad tym, dlaczego nagle dwie zupełnie sobie obce osoby znalazły się razem, na swój sposób sobie zaufały i powiedziały rzeczy, których zwykle nikomu nie mówią. Dla mnie było to niesamowite zjawisko. Na swój sposób bardzo wzruszające.

– A może powiesz mi, dlaczego jesteś dzisiaj w takim stanie? – zaryzykowałam.

Dominik uśmiechnął się i potarł okolice swojego podbitego oka.

– Zupełnie zapomniałem, że nie wyglądam zbyt pociągająco dzisiaj, więc może spróbuję cię uwieść następnym razem. Z drugiej strony całkiem mi ulżyło, bo już zdążyłem wpaść w depresję, że nie chcesz ze mną spać.

– Aha, czyli zaczynasz swoje żarciki za każdym razem, kiedy chcesz uniknąć niewygodnego tematu?

– Skąd ten pomysł? – zaśmiał się głośno. – Należało mi się, uwierz mi. Gdybym był w sytuacji tamtego faceta, też zapewne dałbym komuś po mordzie. Nieważne zresztą.

Milczał przez chwilę, patrząc na mnie z rozbrajającym uśmiechem.

– Ale wyglądasz tak uroczo w tej piżamce, od razu poczułbym się lepiej, jakbyś dała mi się przytulić. Przecież nie jestem taki odrażający. – musiałam zrobić dziwną minę, bo zaśmiał się szczerze. – Żartuję przecież. Taka porządna dziewczynka nie powinna dotykać facetów tak łatwo, prawda? A zwłaszcza takich jak ja. Powinnaś dać szansę blondaskowi. Tymczasem...

Cały czas uśmiechając się szeroko zaczął grzebać w kieszeni swoich spodni. Po chwili wyjął coś, co zadźwięczało głośno.

Klucze.

– Spotkamy się pewnie jeszcze niedługo, będę pilnował, żebyś nie uciekała od problemów. A ty w zamian przypilnujesz mnie. No i... – kontynuował, zbierając się do wyjścia. – Nie wierz we wszystko, co ci mówią nieznajomi. Nigdy nie wiesz, kto chce sobie z ciebie zażartować.

niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział czwarty

5 komentarzy:
Jak to się właściwie stało?

Stałam we własnym mieszkaniu z poczuciem coraz bardziej rozprzestrzeniającego się absurdu. Zresztą, stałam to raczej złe określenie – opierałam się o kuchenny blat i patrzyłam bezmyślnie na czarne zmierzwione włosy osobnika, który rozłożył się na mojej kanapie, jakby było to dla niego najbardziej naturalne miejsce z możliwych. Próbowałam zebrać myśli i podjąć próby powiedzenia do niego czegokolwiek, ale z jakiegoś dziwnego powodu sama czułam się jak nieproszony gość. Chłopak wypił łyk zrobionej przeze mnie herbaty i z westchnieniem odstawił kubek na stolik. Znowu zapadła cisza.

Muszę tam podejść, zamiast patrzeć na niego z tyłu – myślałam, ale z drugiej strony nie widziałam w tym najmniejszego sensu. Zerknęłam na swój telefon; do zapowiedzianego przyjścia Alana zostało jeszcze trochę czasu. Chyba za bardzo zaczęłam na nim polegać i liczyć na to, że rozwiąże za mnie problemy. A tym razem sama się w to wplątałam, teraz odpokutowuję za moją nadmierną ciekawość. Ciekawość, która sprawiła, że mój tajemniczy sąsiad siedzi na mojej kanapie, pije herbatkę z mojego kubka i czuje się zupełnie jak u siebie w domu, całkowicie mnie ignorując.

Mógłbym ją jeszcze dosłodzić? – usłyszałam nagle.

... Co?

Chłopak odwrócił się i obrzucił mnie bardzo zdziwionym spojrzeniem

Herbatę. Lubię słodką.

Wzdrygnęłam się. No tak. To nie wymagało wyjaśnienia. Zaniosłam mu cukierniczkę z wielką ostrożnością, bo tego dnia miałam wrażenie, że wszystko się może wydarzyć, jeśli chociażby przez krótką chwilę nie będę skupiona. Chłopak wsypał do herbaty kilka łyżeczek cukru, mimo że już wcześniej była słodzona. Naprawdę lubi słodką.

Dzięki. – patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, po czym spytał. – Czemu nie usiądziesz?

Ta absurdalna atmosfera zmusiła mnie do poddania się jego spojrzeniu w stylu dobrodusznego gospodarza – usiadłam obok niego, w bezpiecznej odległości, śmiejąc się z siebie samej w duchu. Dzień zaczął się całkiem normalnie – wyszłam rano na uczelnię, zaliczyłam wszystkie wykłady, wracałam z Alanem (który wyjątkowo, akurat dzisiaj, miał coś do załatwienia i nie wprosił się do mnie) – aż do momentu, w którym weszłam na swoje piętro i zobaczyłam, że pod sąsiednimi drzwiami ktoś sobie smacznie śpi. I tutaj popełniłam niewybaczalny błąd, który przewrócił mój spokojny, cudownie przeciętny dzień do góry nogami; zamiast zignorować niecodzienny widok i schować się czym prędzej za swoimi drzwiami, ja zatrzymałam się przy śpiącym chłopaku, co więcej! Kucnęłam przy nim, by z bliska przyjrzeć się jego twarzy. Było na co patrzeć, bo mimo dziwacznie rozczochranych, trochę za długich włosów i sińców pod oczami, był naprawdę przystojny. Przynajmniej takie odniosłam wtedy wrażenie, oglądając go niczym ciekawe zjawisko przyrodnicze. Trudno było mi ocenić jego wiek, ale nie odbiegał chyba za bardzo od mojego. Zarówno jego twarz jak i budowa ciała sprawiały wrażenie znacznie bardziej męskich od delikatnego Alana, do którego widoku tak ostatnio przywykłam. A jednak spał głęboko, jak dziecko, rozczochrany i cały jakby wygnieciony.

Kiedy przez kolejny głupi impuls wyciągnęłam powoli rękę, by dotknąć kosmka tych jego ciemnych, gęstych włosów – chłopak nagle otworzył oczy i spojrzał na mnie tak przytomnie, jakby przez cały ten czas tylko czuwał i czekał na odpowiedni moment. Cofnęłam rękę gwałtownie, przez co straciłam równowagę, zachwiałam się do tyłu i chcąc ratować się przed upadkiem złapałam chłopaka za ramię. Zobaczyłam na jego twarzy całkowicie zrozumiałą dezorientację, a po chwili to ja byłam kurczowo trzymana za ramiona, a jego twarz przysunęła się bardzo blisko mojej, przyglądając mi się uważnie. Wtedy te oczy, szeroko otwarte ze zdziwienia, skojarzyły mi się z bursztynem.

Potrzebujesz czegoś? – spytał.

Nie... Ja tylko... – spróbowałam się uwolnić z jego uścisku, ale on nie zamierzał chyba mi na to pozwolić. – Chciałam tylko sprawdzić, czy nic ci nie jest. W końcu spałeś pod drzwiami, i...

Dotykasz każdego nieznajomego? – zaciekawił się, nadal mnie nie puszczając.

Zaczęłam odczuwać lekką irytację. Z twarzy chłopaka nie mogłam wyczytać nic, oprócz zwyczajnego zdziwienia. I dlaczego nagle to ja w tej sytuacji wyszłam na dziwną?

Nie odwracaj kota ogonem – mruknęłam niezadowolona. – Nie każdy śpi wczesnym popołudniem na korytarzu, pod drzwiami. W środku tygodnia. Chyba miałam prawo się zainteresować?

Chłopak zamyślił się na chwilę, kiwnął głową, po czym wreszcie zdjął ręce z moich ramion. Od razu wstałam i zrobiłam krok w stronę mojego mieszkania. Coś mnie jednak zatrzymało. Ta beznadziejna ciekawość.

Czekasz na kogoś? Sąsiad – wskazałam na drzwi, pod którymi siedział – chyba rzadko wraca do domu.

Dzisiaj wróciłem.

Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, więc zmusiłam się tylko do beznamiętnego "aha". Ten człowiek zupełnie mijał się z moimi wyobrażeniami na temat tajemniczego sąsiada. Może i był dość przystojny, ale oprócz tego sprawiał wrażenie względnie normalnego, przeciętnego chłopaka. Byłam troszkę tym faktem rozczarowana. Było mi szkoda, że drzwi sąsiadujące z moimi bezpowrotnie stracą magię ukrytej za nimi zagadki.

Z rozmyślań wyrwał mnie chłopak, który nagle spytał, czy zaproszę go do siebie, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie. Powiedział coś mętnie o zostawionych u kogoś kluczach do mieszkania. Właściwie to poczułam się raczej poinformowana, że do mnie przyjdzie. Podczas tej rozmowy coś stało się ze światem, wszystko było na opak, to co było wcześniej absurdem stało się nagle niepodważalną prawdą, a rzeczy logiczne straciły jakiekolwiek znaczenie. Wpuściłam chłopaka do swojego mieszkania, zrobiłam mu herbatę, o którą poprosił, a teraz siedziałam obok niego zupełnie nie wiedząc, co dalej robić. Wcześniej, kiedy dotarło do mnie, że do mieszkania, w którym żyję całkiem sama zaprosiłam nieznajomego faceta śpiącego pod drzwiami, spanikowałam i napisałam do Alana z prośbą o pomoc. Liczyłam na to, że jego obecność sprawi, że świat wejdzie z powrotem w swoje orbity.

Jak masz na imię? – spytałam, chcąc po prostu przerwać jakoś ciszę.

Chłopak milczał przez chwilę.

Abdullah.

Spojrzałam na niego. Zarówno ton głosu, jak i jego obojętna mina wcale nie wskazywały na to, że żartował. Z powagą wypił jeszcze jeden łyk herbaty, po czym uśmiechnął się lekko.

Tak miałem mieć na imię. Ale ostatecznie padło na Bartolomeo. Jednak chyba wolę Abdullah, więc możesz tak do mnie mówić.

Westchnęłam.

Uznajmy, że nie pytałam.

Od początku zauważyłam, że był dosyć niegrzeczny jak na kogoś, kogo tak uprzejmie potraktowano. Odniosłam wrażenie, że całkowicie wykorzystał sytuację tak, by było mu wygodnie, i nic więcej poza tym go nie interesowało. Siedział zupełnie rozluźniony i patrzył w jakiś tylko mu znany punkt przed sobą. Przyjrzałam mu się ukradkiem – teraz, gdy nie był pogrążony w spokojnym, dziecięcym śnie, wyglądał na bardzo zmęczonego, tak, jakby od wielu dni słabo sypiał i męczyły go jakieś stresy. Zarówno na twarzy jak i na rękach miał liczne, chociaż niepozorne, zadrapania i siniaki. Zmęczony, wygłodzony, poobijany. Niczym bezpański pies. A do tego zupełnie niewdzięczny.

Mieszkasz tu sama? – kiedy skinęłam głową, kontynuował. – Emmanuel to całkiem ładne imię. Albo Samuel. Jeśli umiesz gotować, to możesz czasem zaprosić mnie na obiad. A ty jak masz na imię?

Helga.

Dosyć pospolicie – zasmucił się. – Chętnie bym się przespał.

Mhm... Kiedy odzyskasz klucze do swojego mieszkania? Nie chcę wyjść na niegościnną, ale nie mam za bardzo możliwości, by proponować ci tutaj nocleg.

Chłopak spojrzał mi prosto w oczy i uśmiechnął się.

Po rozłożeniu ta kanapa jest pewnie dosyć duża. Zmieścimy się, bez obaw. – Chyba zauważył panikę w moich oczach, bo roześmiał się. – Spokojnie, do wieczora się stąd wyniosę. Spałem ostatnio u... znajomej, i zostawiłem tam trochę rzeczy, w tym najwidoczniej klucze. Już do niej dzwoniłem. Jak skończy pracę, to mi je odda. Dziękuję, że pozwoliłaś mi tu poczekać.

Tak jakbym miała jakiś wybór.... Zastanowiłam się chwilę nad pauzą, jaką zrobił przed słowem znajomej, tak jakby albo nie bardzo chciał o tym mówić, albo sam nie był pewny jego relacji z tą osobą. W ciągu zaledwie miesiąca mieszkania tutaj widziałam kilka różnych dziewczyn kręcących się wokół jego drzwi. Widziałam nawet dojrzałą kobietę, pewnie koło czterdziestki, piękną i dystyngowaną, jednak w jakiś sposób drapieżną. Wszystkie czekały na niego cierpliwie, często miały ze sobą torby z zakupami, i wszystkie rzucały mi podobne spojrzenia – pełne czegoś złośliwego i bardzo niepokojącego. Zupełnie nie mogłam rozszyfrować, kim one są i czemu tu przychodzą.

Nagle na korytarzu rozległ się głos szybkich kroków, i po chwili drzwi do mojego mieszkania otworzyły się.

Laura...! – jęknął Alan na progu. – Mówiłem ci, żebyś zamykała drzwi od środka. Wiesz dobrze, jacy tu podejrzani ludzie się kręcą. A ty jeszcze zapraszasz takich do siebie.

Mówiąc to stanął przed nami i patrzył na mojego gościa bardzo podejrzliwie. Oddychał szybko, jakby przebiegł duży dystans, i miał, jak na niego, wyjątkowo rozgniewaną minę. Najwidoczniej musiałam go zdenerwować sms–em, w którym poinformowałam, że tajemniczy sąsiad wprosił się do mnie na herbatę i nie mam pojęcia, co z nim zrobić. Zrobiło mi się wstyd, że przeszkodziłam Alanowi w załatwianiu jego spraw. Przecież mówił, że to ważne, a ja zmusiłam go do rzucenia wszystkiego. Wstałam i podeszłam do niego, żeby go przeprosić, ale całkowicie mnie zignorował, wpatrując się cały czas w chłopaka.

Kim jesteś? – spytał oschle.

Mustafa.

Jesteś nienormalny! – nie wytrzymałam.

A ty niemiła, Helgo. A twój chłopak patrzy na mnie jak na kryminalistę. Aż zrobiło mi się przykro. To ty przecież mnie obudziłaś, prawda?

Już nabrałam powietrza, żeby wylać na niego swoją frustrację, ale Alan uspokajająco położył rękę na moim ramieniu. Odetchnął głęboko, po czym usiadł na podłodze, opierając się o przeciwległą do kanapy ścianę. Gość przyglądał nam się wyraźnie rozbawiony, jego zmęczone, bursztynowe oczy trochę się rozjaśniły. Alan po chwili też się rozpogodził a z jego twarzy znikł ten zupełnie niepasujący do niego, niezadowolony grymas.

Dlaczego na moją piękną Laurę mówisz Helga?

Na kogo?

Chłopak ziewnął i zerknął na swój telefon, prawdopodobnie sprawdzając godzinę. Potem obaj mierzyli się spojrzeniami, z których nie mogłam do końca wyczytać, czy są wrogie, czy raczej po prostu zaciekawione.

Laura, mogłabyś mi przynieść piwo? – spytał nagle Alan zmęczonym głosem.

Spojrzałam na niego zdziwiona. Przyzwyczaiłam się, że lubił korzystać ze swoich zapasów alkoholowych zgromadzonych w mojej lodówce o każdej porze dnia, ale zwykle obsługiwał się zupełnie sam, nie mieszając mnie w to. Z racji tego, że nadal miałam wyrzuty sumienia związane ze ściągnięciem tu go, stłumiłam w sobie irytację i zrobiłam, o co mnie prosił. Gość spojrzał tęsknie na butelkę.

– Ty nie dostaniesz, póki się nie zdecydujesz, jak masz na imię – powiedziałam do niego. – Zresztą nie chcę, żebyś tu zaraz zasnął.

Chłopak wzruszył ramionami.

– Chyba jednak nie mam ochoty.

– Słyszałem, że szukają cię tu często bardzo interesujący ludzie. Tak dużo masz przyjaciół? – spytał Alan, po czym ostentacyjnie pociągnął łyka z butelki.

– Słyszałem, że zbyt wścibscy ludzie kiepsko kończą – odparł chłopak, uśmiechając się szeroko jednym z tych uśmiechów, które wyglądają ładnie, ale są tylko na pokaz. – Mam pracę, która wymaga kontaktu z ludźmi i jeżdżenia w rożne miejsca, dlatego często mam gości i dlatego też nie zawsze zastają mnie w domu. Przykro mi, jeśli zakłóciłem spokój Helgi. Obiecuję, że jak tylko dostanę klucze to wyjdę, i nie będę już twojej dziewczyny męczył. Naprawdę nie musisz być taki podejrzliwy.

To była do tej pory najdłuższa jego wypowiedź, tym bardziej, że mówił powoli, jakby z wysiłkiem. Czułam się dziwnie będąc kolejny raz nazywana dziewczyną Alana, ale najwidoczniej żadne z nas nie czuło potrzeby wyprowadzania kłopotliwego gościa z błędu. Alan zresztą chyba dobrze wczuł się w rolę martwiącego się chłopaka. Pierwszy raz był taki małomówny i najwidoczniej wcale nie było mu do śmiechu. Chyba jednak nadal był zły, mimo że starał się przybrać swoją zwykłą, beztroską minę.

W pokoju rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Chłopak nie spiesząc się podniósł swoją komórkę, przyjrzał się dokładnie ekranowi, po czym odebrał. Rozmawiał przez chwilę, używając samych równoważników zdań, rozłączył się i wstał.

– Klucze czekają już pod moimi drzwiami – wyjaśnił, kierując się do wyjścia. – Dzięki za herbatkę.

Alan skinął głową i nie ruszył się z miejsca, kończąc swoje piwo, a ja po chwili podeszłam do drzwi i oparłam się o nie, patrząc na zbierającego się do wyjścia gościa. Chłopak patrzył chwilę na mnie trochę nieprzytomnym wzrokiem. Westchnął i nachylił się do mnie tak blisko, że czułam jego oddech na swoim uchu.

– Dominik – wyszeptał.

Otwierając mu drzwi z jakiejś niewyjaśnionej przyczyny czułam niepokój, dziwne uczucie odkładające się na dnie serca i nadające mu dodatkowego ciężaru. Miałam wrażenie, że coś jest nie w porządku. Może nie powinnam go wypuszczać? A może wręcz przeciwnie, może on nigdy nie powinien był się tu znaleźć. Zostawiłam za nim lekko uchylone drzwi, przez które mogłam zobaczyć dziewczynę po sąsiednim mieszkaniem – widziałam ją po raz pierwszy. Tak jak inne, ubrana była ładnie i porządnie, sprawiała wrażenie zamożnej i znacznie ode mnie starszej. Chłopak zatrzymał się przed nią bez słowa, a ona dotknęła jego ramienia i pocałowała w szyję. Zamknęłam drzwi.

Stałam chwilę nieruchomo i patrzyłam w przestrzeń. Co to za okropne uczucie? Jakoś wcale nie czułam ulgi, że pozbyłam się niegrzecznego sąsiada, wręcz przeciwnie – miałam ochotę wybiec i wciągnąć go tu z powrotem, dać mu coś do jedzenia, położyć spać. Przecież nie musi tego robić... Zaraz, nie robić czego? Nie mogłam sprecyzować swoich własnych myśli, nieznośny niepokój wyprowadzał mnie z równowagi, coś na kształt bardzo złych przeczuć.

– Hej, Laura... – Alan stał przede mną i patrzył na mnie smutno. – Nie przejmuj się. Ten ćpun właśnie pewnie zarabia na kolejną działkę. Całego świata nie ocalisz.

Poczułam się, jakby uderzył mnie w twarz.

– O czym ty mówisz?

Widziałam zakłopotanie na jego twarzy. Pociągnął mnie delikatnie za rękę i zdecydowanym ruchem zmusił do zajęcia miejsca na kanapie. Usiadł obok mnie i delikatnie odgarnął włosy z mojej twarzy. Zupełnie nie rozumiałam, co się działo.

– Przepraszam, powinienem być delikatniejszy. Nic nie zauważyłaś, prawda? – pokręciłam głową, a on kontynuował, bawiąc się moimi włosami. – Nie zauważyłaś, jakie miał oczy? I spowolnione ruchy, ten dziwny sposób mówienia, kurczę... Nie, żebym był znawcą, ale stawiam na heroinę. No, chyba że to jakieś silne leki antydepresyjne. A te wszystkie kobiety, o których mówiłaś... Wiesz, być może mu płacą, może być przecież całkiem ładną zabawką dla znudzonych mężatek. Dla towaru robi się różne rzeczy. On ledwo żył... Laura, nie patrz tak na mnie! Twoje oczy spaniela nic tu nie dadzą, nawet nie wiesz, jaki jestem na ciebie wściekły...

Odsunął się ode mnie i schylając się lekko, ukrył twarz w dłoniach. Westchnął głośno.

– Przepraszam, byłeś zajęty, a ja...

– Nie o to mi chodzi! – Przerwał mi, prostując się. – Nic nie rozumiesz. Tyle razy opowiadałaś mi o ludziach przychodzących do tego chłopaka, sama mówiłaś, że cię to niepokoi. A ja tyle razy zwracałem ci uwagę na to, że nie zamykasz tego pieprzonego zamka po powrocie do domu. Dzisiaj zostawiłem cię na chwilę i co? Dostaję wiadomość, że wpuściłaś tego ćpuna do środka. Wiesz... nie zawsze będę w pobliżu, a na świecie są źli ludzie i robią takim miłym dziewczynkom jak ty naprawdę niedobre rzeczy.

Przerwał i patrzył na mnie dziwnie.

– Teraz będę tak się martwił, że nie będę mógł spać po nocach. Musisz mi to jakoś wynagrodzić.

Uśmiechnął się wreszcie, a ja odwzajemniłam jego uśmiech. Nie byłam pewna, czy to nie jest zbyt ryzykowny w tym momencie temat, ale jednak byłam zbyt zaciekawiona, czułam, że oskarżenia Alana trochę pokrywają się z niepokojem, który zagnieździł się w moim sercu.

– Nie sądzisz, że trochę za wcześnie go oceniasz? Moim zdaniem był po prostu bardzo niewyspany...

– Jakoś mi wcale nie zależy na tym, żeby się o tym przekonać – uciął. – Ach, i jakbyś miała z nim jeszcze styczność, czego ci nie radzę, to dla niego jestem twoim chłopakiem. Bez dyskusji. Może to go powstrzyma przed dobieraniem się do ciebie.

Roześmiałam się. To uczucie, że ktoś się o mnie martwi i troszczy było na swój sposób niesamowicie miłe. Tak za tym tęskniłam jeszcze niedawno, jak pogrążałam się w depresji coraz bardziej, jak umierałam powoli, zatapiałam się w ciemności... I pragnęłam śmierci, marzyłam o niej, o przejściu przez drzwi do wieczności – a raczej o tym, żeby ktoś w ostatniej chwili złapał mnie za rękę, nakrzyczał na mnie i wydrwił moją głupotę, a potem siedział i płakał ze mną, ze szczęścia, że jednak nadszedł kolejny dzień, słońce kolejny raz pojawiło się na niebie, a świat nie wyszedł z orbit. W tamtej chwili tak bardzo kochałam Alana za te słowa, za jego obrażoną minę, chciałam go przytulić i mu to powiedzieć, ale nie potrafiłam. Nie byłam w stanie go dotknąć. Dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy ostatni raz widziałam swojego ojca... Nienawidziłam tej swojej blokady uczuciowej.

Alan niedługo później wyszedł, załatwić swoje sprawy, którymi nie dane mu było wcześniej się zająć, a ja siedziałam i myślałam o tajemniczym sąsiedzie. Dominik... Wcześniej myślałam, że tajemnica została rozwiązana, a jednak okazało się, że teraz wszystko stało się tylko bardziej zagmatwane.

Usłyszałam na korytarzu głos kobiety. Za bardzo stłumiony, by rozróżnić jakieś słowa.

Drzwi trzasnęły.

Na korytarzu rozległ się głośny stukot jej wysokich obcasów.

Tup, tup, tup. A każdy krok jakby wstrzykiwał w moje serce kolejną dawkę niepokoju.
© Agata | WS | 1, 2.