– Jak zapewne pani wiadomo, poprzedni lekarz wystawił pani, ze
względu na ograniczoną ilość spotkań, dosyć szybką diagnozę.
Dystymia – zamyślił się przez chwilę psychoterapeuta – to
dosyć bezpieczna opcja. Zaburzenie dosyć powszechne, mówi się, że
większość dystymików nie ma pojęcia o tym, że cierpi na coś
takiego. Melancholiczna osobowość, którą traktują po prostu jako
część charakteru, bo tak w ich mniemaniu najwidoczniej po prostu
musi być, tacy są. Zaburzenie przewlekłe, nieleczone mogące trwać
całe życie, wpływając na życie chorego i jego otoczenia, jednak
nie tak intensywnie, jak w przypadku depresji endogennej. Leczenie
dosyć trudne, ale nie niemożliwe. Zdecydowanie mniejsza
umieralność, ale pani jest po niemal skuteczniej próbie
samobójczej; podręczniki tłumaczyłyby to tak zwanym zjawiskiem
podwójnej depresji, gdy samopoczucie gwałtownie spada poniżej
zwykłe, codzienne obniżenie nastroju. Zaleca się psychoterapię z
lekami. Tyle z teorii, co pani o tym sądzi?
Tyle
to zdążyłam przeczytać sama w internecie. Wbiłam
wzrok w okno udając, że głęboko się zastanawiam nad jego
słowami. Prawdę mówiąc, nic mnie to nie obchodziło, zamierzałam
powiedzieć cokolwiek, co przyjdzie mi do głowy. Wiedziałam
przecież dobrze, co u mnie zdiagnozowano, czym to w teorii jest –
a raczej jak bardzo to nie jest niczym konkretnym. Wstyd mi było
czasem się do tego przyznać przed samą sobą, ale po rozmowach z
poprzednim lekarzem, po kilku testach, jakie wypełniłam, miałam
nadzieję, że stwierdzi u mnie jakieś głębokie i groźne dla
otoczenia zaburzenie psychiczne. Nie chodziło mi nawet o to, że tak
bardzo chciałabym trafić znowu do szpitala pod kontrolą
psychiatryczną, ale raczej o to, że takie szaleństwo dałoby
mojemu istnieniu nutkę wyjątkowości, tej romantycznej wizji
człowieka wrażliwszego, który widzi więcej. Niczym mój kochany
Rafał Wojaczek ze swoją obsesją na punkcie wpisanej w papiery
psychopatii.
– Jak każdy porządny dystymik jestem całkiem pogodzona z tą
smutną stroną mojego jestestwa i nie wyobrażam sobie siebie innej
– powiedziałam w końcu, kiedy spojrzenie mężczyzny stało się
naglące.
– Ale przychodzi tu pani, chociaż nikt pani do tego nie zmusza.
– Obiecałam mamie.
– Pani mama nie jest w stanie sprawdzić, czy faktycznie pani
uczęszcza na terapię, bo jest pani pełnoletnia i sama podejmuje za
siebie decyzje. Skoro mieszka pani tak daleko od domu to zakładam,
że nie byłoby dla pani problemem ukrycie faktu, że nie przychodzi
pani wcale.
– To by było bez sensu – mruknęłam. – Wolę poświęcić
trochę czasu ten raz w tygodniu niż tak zmyślać.
Mężczyzna westchnął.
– Powiem teraz szczerze. Na początku sądziłem, że tak jak
większość osób... cierpiących przez smutek, jedynym odpowiednim
wyjściem z sytuacji według pani będą leki. Łatwe, przyjemne, bez
starania się. Ale przychodzi tu pani już kolejny raz i jeszcze
nigdy nie poprosiła pani o przepisanie antydepresantów. Czyli nie
myśli pani o szybkim ulżeniu sobie, ale z drugiej strony widzę
również dużą obojętność do wszystkiego, co się wokół pani
dzieje, chyba wręcz stara się pani pokazać, jak bardzo nie zależy
pani, żeby zrobić ze sobą cokolwiek. Absolutne zobojętnienie,
brak okazywania emocji. A przecież te emocje gdzieś głęboko są w
pani, pewnie zna je pani doskonale. Naprawdę pani nie wierzy, że
nic z nimi nie można zrobić, że nic ani nikt nie może pomóc?
Wzruszyłam ramionami. Takie rzeczy męczyły mnie najbardziej.
– W takim razie przejdźmy dalej, chciałbym podzielić się moim
kolejnym spostrzeżeniem. Z pani opowieści zwróciłem uwagę na
to, jak wielką pani wagę przykłada do wizerunku mężczyzn, mimo
że niewielu ich było w pani życiu. Wydaje mi się, że bardzo pani
idealizuje mężczyzn, nie sądzi pani?
Poczułam
się dziwnie. Nie spodziewałam się takiego
spostrzeżenia. To był pierwszy raz, kiedy ten człowiek czymś mnie
zaskoczył i zmusił do przemyśleń. Idealizacja
mężczyzn...
–
Począwszy od tych pięknych opisów
ojca – kontynuował nie doczekawszy się odpowiedzi. – Nie
powiedziała pani na niego złego słowa, mimo że ma przecież pani
do tego prawo. Odszedł od swoich małych dzieci zostawiając
wszystko na barkach studiującej jeszcze żony, niechętnie przyznała
pani, że kontakt utrzymywał tylko od czasu do czasu, pod naciskiem
pani matki. Nigdy nie płacił alimentów. Często zrywał obietnice.
Nie powiedział pani o tym, że założył nową rodzinę i ma synka.
Aż w końcu zabił się tuż przed pani maturą, wymieniać można
by jeszcze pewnie długo. A jednak odniosłem wrażenie, że pani
zatrzymała się przy wizji jego jako idealnego, pięknego faceta o
ładnym głosie, grającego na gitarze przy ognisku. To nie tyczy się
tylko jego, kiedy opowiadała pani o opiekującym się panią
dziadkiem, kiedy zostawała pani w przedszkolu najpóźniej, bo
zasiedział się na piwie z kolegami z parkingu obok, a potem
przedszkolanki nie chciały pani z nim wypuścić, bo ledwo stał na
nogach – nie obwinia go pani, nie czuć od pani niechęci.
Mężczyzna skończył mówić, a ja milczałam. Zupełnie nie
wiedziałam, co na to odpowiedzieć, nie mogłam znaleźć
argumentów, by jakoś zaprzeczyć jego rozumowaniu. Byłam
zdezorientowana – w gruncie rzeczy powiedział same oczywiste
fakty, nic nie powinno mnie zdziwić – a jednak takie ujęcie
problemu było dosyć zaskakujące. Nigdy nie myślałam o tym w ten
sposób. Czy ja kiedykolwiek czułam nienawiść do jakiegoś
mężczyzny? Potrafiłam z pasją gardzić wieloma dziewczynami, ale
rzeczywiście, na złe strony kolegów zazwyczaj przymykałam oko.
Nie miały znaczenia. Mogłam kogoś lubić, lub być do niego
nastawiona obojętnie. Nic poza tym.
– Chciałbym, żeby przemyślała to pani przez nadchodzący
tydzień. Może nawet same się pani nasuną ewentualne przyczyny
tego zjawiska.
Trochę nieprzytomnie zgodziłam się z nim i pożegnałam. W drodze
do domu dręczyły mnie dosyć niepokojące rozmyślania; skoro
idealizuję mężczyzn, czy to nie znaczy, że jestem wobec nich
łatwowierna i bez problemu będą mogli mnie wykorzystać? A może
już się to dzieje? Pomyślałam o częstych wizytach Alana.
Rzeczywiście, nie byłam w stanie pomyśleć o nim nic złego,
pewnie zgodziłabym się bez wahania na większość jego propozycji.
Ale z drugiej strony trudno doszukiwać się w jego czynach jakichś
złych zamiarów... Prawda? A jeszcze niedawno przecież wyraźnie
irytował mnie tajemniczy sąsiad Dominik podczas swojej pierwszej, i
jak sądzę, ostatniej wizyty w mojej kawalerce. Może to działa
tylko przy głębszej relacji? A może najlepiej w ogóle się nad
tym nie zastanawiać, bo z nadmiernego teoretyzowania nigdy nic
dobrego nie wychodzi.
Sprawdziłam godzinę. Zamierzałam pójść pieszo, jednak czas mnie
naglił, więc wsiadłam do nadjeżdżającego tramwaju. Jak zwykle w
godzinach popołudniowych, było dosyć tłoczno. Jakoś zawsze
męczyła mnie jazda komunikacją miejską, te wszystkie znudzone
twarze, ocierające się o siebie ciała, nieprzyjemny zaduch i
urywki głupkowatych rozmów. Autobusy to wylęgarnie plotek i mało
ambitnych opowiastek treści wszelakiej – usłyszenie naprawdę
ciekawej i sensownej rozmowy graniczy z cudem, a we mnie się wzbiera
pogarda do wszechświata. Ciekawe, że spostrzegawczy psychoterapeuta
nie zdiagnozował jeszcze manii wyższości, może za mało się
staram. A może to zbyt typowe.
Kiedy
znalazłam się na miejscu, z ulgą opuściłam pojazd. Zawsze muszę
przez chwilę postać na przystanku, żeby nabrać powietrza i pozbyć
się poczucia niesmaku. Skierowałam się w stronę pubu, w którym
umówiłam się z Alanem i Adrianną. Alan nalegał na to, żeby
wyjść w końcu razem na miasto, a akurat odwołano nam zajęcia z
następnego dnia więc w końcu nadarzyła się okazja. Zaproponował
mu, żebyśmy zabrali też Adę, bo prawie w ogóle nie spędzałam z
nią czasu poza uczelnią i bardzo z tego powodu ubolewałam –
sprawiała wrażenie osoby, która nie lubi się narzucać swoją
obecnością i nigdy nie zaproponowała mi spotkania. Była u mnie
kilka razy, tylko i wyłącznie kiedy zaprosiłam ją na konkretną
godzinę i z konkretnego powodu, ale za każdym razem nagle pojawiał
się Alan i zachowywał, jakby był u siebie i być może to było
powodem tego, że dziewczyna niedługo potem nagle przypominała
sobie o jakiejś sprawie i uciekała. Miałam nadzieje, że wspólne
spotkanie na neutralnym gruncie wyjdzie nam lepiej.
Rozejrzałam się po wnętrzu baru. Tak jak zapowiadał Alan, było
bardzo klimatycznie – w piwnicy z przytłumionym oświetleniem,
dającym efekt przyjemnego, intymnego półmroku. Na ścianach
porozwieszane były czarno–białe fotografie aktorów, poetów i
malarzy, ozdobnymi literami wymalowane wokół nich cytaty, meble
były stare i bardzo różnorodne – od zwykłych krzeseł do
głębokich foteli, na każdym stoliku stały świeczki, a
gdzieniegdzie dało się zauważyć starą maszynę do pisania czy
inne relikwia przeszłości. W tle cichych ludzkich rozmów (nawet w
środku tygodnia w godzinie dosyć wczesnej większość miejsc była
pozajmowana) subtelnie dawała się usłyszeć poezja śpiewana.
Idealne miejsce dla mnie.
Dostrzegłam Alana i Adriannę i zaczęłam kierować się w stronę
ich stolika. Alan opowiadał o czymś, a Ada patrzyła na niego z
delikatnym uśmiechem, wyraźnie zasłuchana. O rany. Na ten widok
aż przeszedł mnie dreszcz – czy ona zawsze patrzyła na niego w
ten sposób? Kiedy o tym pomyślałam Alan mnie zauważył, przerwał
swoją wypowiedź i pomachał mi z szerokim uśmiechem.
– Przepraszam, ze jestem tak późno, trochę mi się zeszło –
powiedziałam, siadając przy okrągłym stoliczku. – Długo
czekacie?
– Nie, dopiero przyszliśmy. Już mówiłem Adzie, że mają tutaj
naprawdę pyszne grzane wino, polecam. Skoro już jesteś, to
zamówię.
Skinęłam głową, a Alan odszedł. Uśmiechnęłam się do
Adrianny. Wyglądała bardzo ładnie, swoje gęste, ciemne włosy
spięła z boku a jej delikatny makijaż jak zawsze był nienaganny.
Lubiłam na nią patrzeć, zawsze starannie dobierała ubrania, a
wszystko wyglądało na niej uroczo, bo była dosyć niska i drobna.
Czułam się często przy niej jak wielka ignorantka, jeśli chodzi o
dbanie o wizerunek.
– Byłaś tu już wcześniej? – spytałam, rozglądając się jeszcze raz po pomieszczeniu. – Myślałam, że Alan przesadzał mówiąc, jak tu jest ślicznie. A tu takie miłe zaskoczenie.
Dziewczyna zaśmiała się.
– Wiesz, to naprawdę popularna knajpa. Mieszkasz tu już trzeci
miesiąc i dopiero teraz tu jesteś... Naprawdę powinnaś częściej
wychodzić z domu.
– Sama? – uśmiechnęłam się.
– To może podchodzić pod alkoholizm, więc lepiej nie. Ale w
razie czego jestem do usług.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć Alan postawił na stoliku trzy kufle
z grzanym winem. Poczułam cudowny aromat nasączonych słodkim winem
goździków, cynamonu i pomarańczy. Po moim ciele rozeszło się
dziwne uczucie błogości.
– Pierwszą kolejkę stawiam – oznajmił chłopak wesoło, a gdy
próbowałyśmy się sprzeciwić, uciął krótko – bez dyskusji.
Wytworzyła się tak przyjemna atmosfera, że wszystkie myśli
związane z wizytą o psychoterapeuty odeszły w zapomnienie. Alan
był rozgadany nawet bardziej niż zwykle i swoimi opowieściami
doprowadzał mnie i Adę do łez. A właściwie to ciemnowłosą
nawet bardziej – wymuszenie wspólnego spotkania poza uczelnią i
moim mieszkaniem okazało się strzałem w dziesiątkę, dziewczyna,
zawsze troszkę spięta przy Alanie tym razem zachowywała się
zupełnie naturalnie i wesoło. I wyglądało na to, że całkowicie
zapomniała o mojej obecności, wpatrzona była cały czas w
chłopaka, a on, jak zwykle, gdy jest w centrum uwagi, popisywał się
i rozdawał swoje najbardziej szerokie uśmiechy.
– Co takiego cię właściwie zatrzymało, Laura? – zwrócił się
nagle do mnie. – Może zajęłaś się znowu ratowaniem narkomanów
przed niezdrowym snem na korytarzu?
Poczułam, jak na moje policzki wpływa rumieniec. Nie byłam pewna,
czy to z powodu wina, czy delikatnego uczucia niepokoju, które
zawsze mnie nachodziło na myśl o wydarzeniach z tamtego dnia.
– Daj już mi spokój. Nie widziałam go od tamtej pory.
Alan uśmiechnął się przepraszająco.
– No dobrze, nie denerwuj się, przecież żartuję.
– Jak on miał w końcu na imię? – wtrąciła się Ada.
– To tajemnica, którą Laura chyba zabierze do grobu.
– A czemu nie chce jej zdradzić? – dociekała dziewczyna.
– Bo spotykam się z nim potajemnie i nie chcę, żeby ktoś
krytykował nasz związek – odparłam znudzona.
Po moich słowach nagle zapadła cisza. Bardzo dziwna, nienaturalna
cisza, jakby wszystko zastygło w bezruchu i wstrzymało oddech.
Trwało to dosłownie chwilę, ale z jakiegoś powodu krótkie, z
pozoru nic nie znaczące gesty wydały mi się niesamowicie
przejrzyste. W ciągu tej jednej chwili uśmiech spełzł z twarzy
Alana, a on wbił wzrok w stolik. Ada rzuciła krótkie spojrzenie na
chłopaka, zrobiła minę, jakby zbierało jej się na płacz po czym
zapatrzyła się w przestrzeń. Kolejna sekunda minęła. Atmosfera
zgęstniała a ja nie wiedziałam, co się dzieje.
– Przecież żartuję.
– Przecież wiemy – Alan uśmiechnął się zupełnie normalnie.
Wszystko powróciło do normy. Ta jedna, krótka chwila wydała mi
się nagle iluzją. Może stałam się nadwrażliwa. Dlaczego za
każdym razem, gdy chodzi o tego człowieka, cały świat jest
wywracany do góry nogami, a nawet najbardziej banalne rzeczy, jak
chociażby podanie czyjegoś imienia, stają się problemami nie do
przejścia?
Alan szybko i w naturalny sposób zmienił temat, powracając do
swojej beztroskiej i wesołej narracji. Próbowałam rozluźnić się
i podtrzymywać z nim rozmowę, jednak nie dawało mi spokoju to, że
Ada pozostała nie w humorze. Wydało mi się nagle bardzo głupie,
że mogłaby się obrazić o to, że nie podałam jej imienia
człowieka, którego nigdy nie spotkała. Zdecydowanie musiało
chodzić o coś innego. I zaczęło do mnie docierać, że pewnie
czułaby się teraz znacznie lepiej, gdybym wyszła. Chyba tak jak i
ja zaczęła znajdować pocieszenie w uśmiechu Alana, jednak
najwidoczniej w zupełnie inny sposób.
Poczekałam jeszcze trochę, aż nie będzie oczywiste, że opuszczam
ich za wcześnie i wstając poinformowałam ich, że muszę coś
jeszcze dzisiaj załatwić. Alan przyjrzał mi się uważnie – on
wiedział najlepiej, że zwykle wcale nic do załatwiania nie mam.
Najwidoczniej postanowił jednak tego nie komentować.
– Szkoda – powiedziała Ada tak, jakby rzeczywiście było jej
przykro. – Ja jeszcze mam trochę wina, więc zostanę tu na
razie...
– No to dotrzymam ci towarzystwa – zaproponował chłopak.
Nawet w tak słabo oświetlonym pomieszczeniu zauważyłam, jak Ada
się rumieni. Uśmiechnęłam się do nich i wyszłam.
Kiedy przyszłam na uczelnię, Alan i Adrianna siedzieli obok siebie
przy stołach na korytarzu. Było jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia
zajęć, więc dosiadłam się do nich; byli tak zajęci rozmową, że
nawet mnie nie zauważyli.
– Cześć – powiedziałam głośno, mój głos wydał mi się
dziwnie nienaturalny.
Prawdopodobnie nie dosłyszeli, bo nie zareagowali. Wydało mi się
to dziwne, ale postanowiłam powtórzyć pytanie. I jeszcze raz. Za
czwartym razem, prawie krzyknęłam, a oni jakby ocknęli się ze
snu.
– O, cześć... Laura... – powiedział Alan, rzucając mi tylko
krótkie spojrzenie, a Ada uśmiechnęła się do mnie dziwnie.
Wyglądali oboje na bardzo zadowolonych z życia. Od razu powrócili
do rozmowy. Zauważyłam, że Alan nachyla się do dziewczyny i bawi
kosmkami jej gęstych włosów. Ada czerwieniła się i uśmiechała,
wygląda piękniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Zupełnie mnie
ignorowali. Chciało mi się płakać.
– Długo jeszcze siedzieliście w pubie?
Żadnej reakcji. Byłam tak zła, że nie mogłam już powstrzymywać
łez. Wtedy Ada spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać. Śmiała
się głośno i złośliwie, cała aż trzęsła się ze śmiechu,
jej ramiona wznosiły się i opadały. A Alan patrzył w bok. Po
dłuższej chwili złowieszczego śmiechu, kiedy Ada zrobiła się
całkiem czerwona i zaczęła z trudem łykać powietrze, Alan wstał
gwałtownie i odszedł szybkim krokiem. Dziewczyna umilkła i wbiła
we mnie spojrzenie pełne satysfakcji.
– Powiedział mi wczoraj, że jesteś męcząca, i już ma dość
niańczenia bezbarwnej dziewczyny bez uczuć – mówiła,
chichocząc. – Jesteś beznadziejna. Ale dzięki tobie mogłam się
do niego zbliżyć i teraz chodzimy ze sobą. Już cię nie
potrzebujemy, więc daj nam spokój, dobrze?
Kiedy tylko skończyła mówić, Alan nagle pojawił się za nią i
objął ją od tyłu, całując delikatnie czubek jej głowy.
– Nie miej mi tego za złe, Laura, ale potrzebowałem tylko miejsca
do spędzania czasu. Teraz już mam inne miejsce. Nie mogłem
wytrzymać mojej obojętności, i tego, że patrzyłaś na mnie jak
pies na kiełbasę. Nie znoszę takich dziewczyn, zdecyduj się w
końcu, czego chcesz. Tylko nie zaćpaj się z Mustafą, nie chcę
mieć potem wyrzutów sumienia.
Co
on mówi?
Patrzyłam przez chwilę, jak całuje dziewczynę delikatnie. Nawet
nie wiedziałam co o tym myśleć, jednak z powodu zbyt wielkiego
nagromadzenia różnych uczuć naraz wpadłam w panikę i rozpłakałam
się. Widzisz, mam uczucia.
Zerwałam się z łóżka z głośnym jęknięciem. Pierwsze, co
sobie uświadomiłam, to fakt, że po policzkach nadal spływały mi
łzy. Otarłam je, próbując oprzytomnieć. Jaki odrażający
sen. Najwidoczniej obudził mnie mój własny płacz. Z jeden
strony ten sen wydał mi się nagle niesamowicie głupi, a z
drugiej... Na dnie mojego serca, niczym kurz, osiadło jakieś ponure
uczucie. Nie chodziło chyba tu nawet o zazdrość, o niechęć
oddania komuś Alana – tylko raczej o strach przed tym, że zostanę
sama. To jedyni ludzie w tym mieście, z którymi nawiązałam
głębszy kontakt; gdyby faktycznie zaczęli się ze sobą umawiać,
szybko moja egzystencja zeszłaby na dalszy plan, Alan nie
odwiedzałby mnie tak często, jak do tej pory, aż w końcu
znalazłabym się w punkcie wyjścia. Nie mogłam przecież
zaprzeczyć, że Ada wcale nigdy jakoś szczególnie nie nalegała na
moje towarzystwo – przecież to zawsze ja wychodziłam z
inicjatywą. I w gruncie rzeczy przez cały ten czas niewiele się o
niej dowiedziałam. Więc dla niej zapewne rozluźnienie ze mną
kontaktów nie byłaby niczym wielkim. A ja zostałabym znowu sama,
zupełnie sama, w towarzystwie jedynie swoich coraz bardziej mętnych
myśli. Mogłabym oczywiście znaleźć sobie byle kogo na
zastępstwo, ktoś znalazłby się na pewno, ale znając moją
zachwianą psychikę, mogłabym wcale nie mieć na to ochoty i zacząć
izolować się od ludzi. I historia zatoczyłaby koło.
Przemyłam twarz wodą z kranu. Był wczesny ranek, na zewnątrz
nadal było ciemno. Przeglądając się swojemu zmęczonemu odbiciu w
lustrze nie mogłam uwierzyć, do jakiego stanu doprowadziło mnie
kilka głupich spostrzeżeń. Być może Adzie naprawdę podoba się
Alan. Być może on zacznie jej poświęcać więcej czasu – czy
jednak naprawdę mogę pozwolić sobie na takie dramatyzowanie?
Okropną osobą się stałam. Najchętniej całą jego uwagę
zatrzymałabym dla siebie. Gdybym chociaż czuła do niego coś
głębszego, to może przynajmniej by mnie to odrobinkę
usprawiedliwiało. A teraz wiedziałam, że nie będę miała ochoty
widzieć Adrianny, mimo że nie zrobiła mi zupełnie nic złego.
Nalałam sobie do szklanki soku pomarańczowego, kiedy nagle
usłyszałam na korytarzu szmery. Na początku ciche, jakby ktoś
przechadzał się powoli, szurając. Zbliżyłam się do drzwi,
nasłuchując. Coś osunęło się na ziemię. Usłyszałam płakanie.
Serce waliło mi mocno i niespokojnie, ale zdecydowałam się zerknąć
przez wizjer. Ktoś siedział pod drzwiami mojego sąsiada, ukrywając
twarz w dłoniach. Wiedziałam od razu, że to był Dominik.
Widziałam też, jak bardzo nierozsądne byłoby otworzenie w tamtym
momencie drzwi i rozpoczęcie rozmowy z nim. Sądząc po
wcześniejszych odgłosach nie był trzeźwy. Poza tym to mimo
wszystko jeden z bardziej podejrzanych typów, na jakich miałam
okazję trafić. A jednak słuchając jego cichego szlochu nie mogłam
oprzeć się wrażeniu, że to tylko smutny, opuszczony chłopiec.
Taki samotny jak ja.
Nie bacząc na to, że jestem w piżamie, otworzyłam cichutko drzwi
i wyszłam boso na chłodny korytarz. Chłopak chyba nic nie
usłyszał. Podeszłam do niego i zastanawiałam się, co najlepiej
zrobić – w jednej chwili uleciał ze mnie cały strach i niepokój,
czułam się raczej jak ktoś, kto chce pocieszyć dziecko, któremu
odleciał balonik. Postanowiłam poczekać chwilę, aż się
wypłacze; i rzeczywiście, po chwili zaczął się powoli uspokajać.
– Dominik – powiedziałam zdecydowanie, kiedy zapadła cisza.
Wyprostował się i spojrzał na mnie. Mimowolnie się wzdrygnęłam – miał wielkiego siniaka obok oka, a pod nosem ciemne plamy zakrzepłej krwi. A jednak patrzył na mnie wyjątkowo przytomnie. Po chwili przeniósł wzrok na moje stopy.
– Idź do domu, bo zmarzniesz.
– Znowu nie masz kluczy?
Wzruszył ramionami. Z jego nosa zaczęła spływać krew.
– Jezu...! – jęknęłam, i złapałam go mocno za ramię,
próbując zmusić do wstania. – Natychmiast masz iść do mnie. Na
pewno nie będziesz tu siedział i czekał, aż się wykrwawisz.
Dominik z ociąganiem wstał. Wydawał się zupełnie nie zwracać
uwagi na krew kapiącą mu z twarzy, brudzącą mu ubrania.
Wepchnęłam go do mieszkania, zatrzasnęłam drzwi i zmusiłam, by
usiadł na moim łóżku. Często miałam problemy z krwotokami z
nosa i nabrałam przekonania, że najlepiej nie pozwolić, żeby krew
spłynęła do gardła, tylko usiąść spokojnie i delikatnie
pochylić głowę. Uklęknęłam przed nim i przytknęłam mu do
twarzy złapane w biegu papierowe ręczniki. Materiał szybko
zabarwił się na czerwono, więc po chwili zmieniłam na czysty.
Trwaliśmy tak w bezruchu dobre kilka minut. Starałam się nie
patrzeć w jego zmęczone, bursztynowe oczy, które przez cały czas
uważnie mnie obserwowały.
– Chyba wystarczy – mruknął, łapiąc mnie za dłonie i
oddalając je od swojej twarzy; rzeczywiście, krew przestała
płynąć. – Mogę skorzystać z łazienki? Chciałbym się trochę
umyć...
Pokiwałam głową. Bez słowa zaprowadziłam go do łazienki i
wyjęłam dla niego ręcznik z szafki. Kiedy zamknął za sobą
drzwi, zaczęłam się zastanawiać, co zrobię, jeśli zemdleje pod
prysznicem. Już pomijając fakt, że z moją psychiką i chronicznym
narażaniem się na niebezpieczeństwo stanowczo było coś nie tak.
Pewnie Alan, jakby się o tym dowiedział, nakrzyczałby na mnie...
Ach, właśnie. Alan.
Zaparzyłam herbatę i starłam plamy krwi z podłogi. Zerknęłam na
zegarek. Szósta dwadzieścia. Z łazienki nie dobiegały już żadne
dźwięki, więc zaczęłam się niepokoić. Jednak zdecydowanie nie
powinnam mu pozwolić na wstawanie z łóżka w tym stanie
Na szczęście chłopak wyszedł z łazienki i rzucił ubranie wierzchnie na krzesło w kuchni, stał teraz w dżinsach i czarnej koszulce, na na jego gęstych włosach widać było jeszcze kropelki wody. Odświeżony nie robił już takiego przerażającego wrażenia, jego przystojną twarz szpecił już tylko siniec wokół oka, ale oprócz tego wyglądał jak nowo narodzony, a nawet uśmiechnął się do mnie delikatnie, kiedy podałam mu kubek z herbatą. Oparł się o blat kuchenny i przyglądał mi się z zainteresowaniem.
– Dlaczego do mnie wyszłaś? – spytał nagle.
– Nie mogłam spać, a potem usłyszałam hałasy na korytarzu,
więc wyszłam zobaczyć, co się dzieje – odparłam po prostu.
– I nie pomyślałaś, że jak ktoś hałasuje o tej porze, to może
być to jakiś niedobry człowiek? Albo nawet teraz patrząc na mnie,
nie sądzisz, że mogę być niedobrym człowiekiem, który tylko
wykorzystuje takie miłe dziewczynki? Ile masz lat?
– Dziewiętnaście.
Uśmiechnął się szeroko.
– Po twoim zachowaniu myślałem, że nawet mniej. No ale
przynajmniej nie jestem jednak taki stary przy tobie. Mam dwadzieścia
trzy.
Pomyślałam, że skoro tym razem był bardziej skłonny do
zdradzania informacji o sobie, niż poprzednio, to może
wytłumaczyłby mi też kilka ciekawszych rzeczy. Mimo wszystko
pomagałam mu już drugi raz.
– Co ci się właściwie stało? – spytałam, a jego ręka, chyba
nieświadomie, od razu zaczęła masować okolice podbitego oka.
– Wiesz, hm... – wyglądał na zakłopotanego. – Przepraszam,
ale zupełnie nie pamiętam, jak masz na imię.
– Laura, ale to nie jest teraz zbyt istotne, prawda?
– Laura. Wpakowałem się ostatnio w małe kłopoty... Chociaż
może nie takie znowu małe. To nie do końca nawet moja wina –
plątał się, ale miałam dziwne wrażenie, że naprawdę chce mi o
tym opowiedzieć. – W każdym razie, ktoś mi naobiecywał rzeczy
niemożliwych, związanych z czymś, na czym zależało mi
najbardziej na świecie, naciągnął mnie na dużą sumę pieniędzy,
której oczywiście wtedy nie miałem... Ale mówił, że jeśli
wszystko wyjdzie, to nie szkodzi, potem spłacę, ważniejszy był
cel... Nic nie wyszło, jestem teraz sam, przekonałem się, komu tak
naprawdę zaufałem, i teraz... Już nie mam nic zupełnie, oprócz
tych ludzi, w kółko próbujących ściągnąć ode mnie dług.
Przerwałem studia ale i tak nie jestem w stanie zarabiać tyle, żeby
przeżyć i płacić im tyle, ile ode mnie wymagają, więc często
robię niezbyt ładne rzeczy – zamilkł na chwilę. –
Przepraszam, jestem zmęczony, dlatego o tym mówię. Pewnie nie
chciałaś tak dużo wiedzieć.
Byłam w ciężkim szoku, że powiedział mi to wszystko, mimo że
niewiele z tego rozumiałam. Do tej pory w życiu dla mnie ze strony
finansowej wszystko było logiczne – jak zawiera się z kimś
umowę, i jedna strona się z niej nie wywiązuje, to można
rozwiązać problem drogą sądową. Sytuacje, których załatwić
się w ten sposób nie da, były dla mnie odległą abstrakcją,
pojawiającą się tylko w powieściach. A jednak stał przede mną
kompletnie zagubiony, poobijany chłopak, zupełnie sam jeden ze
swoimi problemami, które najwidoczniej go przerastały. Być może
dramatyzował, być może wcale nie było tak źle, a może nawet
wszystko zmyślił – ale w tamtej chwili współczułam mu całym
sercem i chciałam stać się dla niego oparciem. Mimo że wcale go
nie znałam.
– Masz jakąś rodzinę? – spytałam.
Uśmiechnął się.
– Jak skończyłem osiemnaście lat to wyszedłem z domu dziecka.
Nie wiedziałam, co na to powinnam odpowiedzieć. Czułam się zbyt
zdezorientowana. Ilość dramatyzmu była stanowczo zbyt duża.
– Już jak miałem jakieś czternaście lat okazało się, że
umarł jakiś mój wujaszek, który nigdy się moim losem nie
interesował, i zapisał mi w testamencie wszystko, co miał. Nie
były to bogactwa, ale miałem dzięki niemu zapewnione mieszkanie
nieobciążone żadnymi długami. W gruncie rzeczy naprawdę mi się
poszczęściło. – zamyślił się na chwilę. – Ale wracając do
pytania – nie mam rodziny, a przynajmniej nikogo nie znam, a jeśli
ktoś wie o moim istnieniu, to najwidoczniej nie chce mieć ze mną
nic wspólnego.
Przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale
najwidoczniej się rozmyślił. Ja poczułam, jak ogarnia mnie
senność – źle spałam tej nocy, a teraz zostało mi zaserwowane
zbyt wiele dziwnych informacji naraz. Jednak z drugiej strony
chciałam wykorzystać sytuację jak najlepiej, dowiedzieć się o
tym chłopaku wszystkiego, co tylko możliwe.
– Przepraszam, że nadużywam twojej gościnności, ale czy mogę
usiąść na twoim łóżku? – spytał nagle uprzejmie. – Jednak nadal
nie najlepiej się czuję.
– Ach... Oczywiście. Może chcesz się przespać?
– Z tobą? Bezpośrednia jesteś. Ale w ramach wdzięczności,
czemu nie. Chociaż zwykle to troszkę kosztuje.
– Niesmaczny żart – odparłam zimno, odwracając wzrok.
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko przeszedł do mojej
salono-sypialni i z westchnieniem opadł na moje łóżko. Jednak
zupełnie nie wiedziałam, jak powinnam się do niego nastawić.
Jakby nie patrzeć, wygląda na porządnego degenerata, do tej pory
nie dał mi ani jednego powodu, bym mogła mu zaufać – a jednak w
jakiś sposób przyjmowałam jego opowieść niemalże bez
zastrzeżeń. Może refleksje przyjdą z czasem. Może naprawdę chcę
się zająć czyimś życiem, żeby nie musieć tyle myśleć o swoim
własnym, odsunąć od siebie problemy, które powinnam była
rozwiązać, by zaznać w końcu spokoju. Tak, to mogła być wygodna
alternatywa, zatopić się w problemach kogoś innego. Ale jak mogłam
pomóc temu chłopakowi? Nie miałam problemów finansowych, ale na
pewno nie stać mnie było na darowizny – a z tego co zrozumiałam,
jego dług był naprawdę wysoki. Mogę też bawić się w jego
rodzinę; przyjmując, że naprawdę był w domu dziecka, to nie
zaznał rodzinnej miłości. Ale czy ja byłam w stanie komuś
podarować tego typu ciepło? Czy w ogóle mam coś takiego w sobie?
Zaśmiałam się ze swojego absurdalnego pomysłu.
– Mówiłaś, że żart niesmaczny, a jednak się śmiejesz –
usłyszałam głos Dominika. – Z opóźnieniem, co prawda, ale
jednak. Wygodnie tutaj masz, a to łóżko jest duże, aż żal, że
śpisz na nim sama. Czemu nie mieszkasz ze swoim chłopakiem?
– Czemu się tak tego chłopaka uczepiłeś? – westchnęłam,
podchodząc do niego.
Leżał w mojej pościeli, z twarzą wtuloną w moją poduszkę. Pod wpływem całego tego absurdu nawet nie wydało mi się to szczególnie nieodpowiednie. Usiadłam na brzegu łóżka. Jakoś nie miałam ochoty rozwijać tematu Alana i naszego pozorowanego związku. Dominik obrócił się nagle na plecy i wbił we mnie wzrok.
– Chciałbym, żebyś coś mi o sobie opowiedziała – powiedział
nagle poważnie. – Źle się czuję z tym, że cię tak zasypałem
wiadomościami o swoim życiu. Musi być zachowana równowaga we
wszechświecie, więc teraz ty mi opowiedz coś – zawiesił nagle
głos, po czym dodał ostrożnie – zresztą też nie wyglądasz na
zbyt zadowoloną z życia, prawda?
– Będziemy teraz jak przyjaciółeczki, które zwierzają się
sobie ze swoich problemów?
– Czemu nie? Lubię cię.
Zatkało mnie.
– Odkąd tu mieszkam mam dziwne szczęście do nadmiernie
przyjaznych facetów – mruknęłam, mając przed oczami Alana, tak
często siedzącego w tym pokoju. – Wyobraź sobie, że jeszcze nie
tak dawno nie zapraszałam do siebie nawet ludzi, których dobrze
znałam. A teraz czuję się niemalże, jakbym wcale nie była
aspołeczna.
– Rzeczywiście nie sprawiasz wrażenia duszy towarzystwa, ale masz
w sobie coś specyficznego, co sprawia, że się można przy tobie
odprężyć. Aspołeczna to ty raczej jednak nie jesteś. Myślę, że
miałaś zawsze wokół siebie ludzi, którzy do ciebie lgnęli –
powiedział zamyślony. – Rozumiem, że mieszkasz tu od niedawna,
pewnie przyjechałaś na studia. Tamten blondasek to pewnie kolega ze
studiów, raczej mi na parę nie wyglądacie, chociaż on zapewne by
tego chciał. Hmm... Co jeszcze... Sprawiasz wrażenie osoby, którą
cały czas coś bardzo męczy, ale z drugiej strony nie chcesz nic z
tym zrobić, jest ci wszystko jedno, co się z tobą stanie, dlatego
bez zastanowienia wpuszczasz do swojego mieszkania obcego faceta i
pozwalasz mu spać w swoim łóżku. Tyle mniej więcej mogę o tobie
powiedzieć, może coś dodasz? Jest jakiś konkretny powód, dla
którego znalazłaś się w tym miejscu, w tym określonym czasie?
Zastanowiłam się przez chwilę nad tym, czy jak chłopak leżąc w
moim łóżku mówi mi, że można się przy mnie odprężyć – to
czy powinnam to brać za komplement, czy raczej się zupełnie
załamać? Zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem całkiem ładna,
ale chyba nigdy nie pociągałam facetów. Nawet zaczęłam się z
tym godzić, było to coś całkiem naturalnego. Tak widocznie
musiało być.
Uśmiechnęłam się lekko. Czemu tak bardzo chcę z nim porozmawiać?
Opowiedzieć mu wszystko?
– Po twojej nieprecyzyjnej opowieści moje problemy wydają się
głupie. Przyjechałam tutaj, bo nie miałam siły zostać wśród
starych znajomych, w kontakcie z rodziną. Mój ojciec popełnił
samobójstwo, ja się nie mogłam pozbierać z wieloma rzeczami, tym
bardziej, że zaczęły krążyć plotki, że to nie do końca była
jego inicjatywa... Chodzi mi o to, że ktoś mógł mu pomóc, jego
nowa żona też zachowywała się dziwnie. Niby przytulała mnie na
pogrzebie i płakała, ale potem zerwała kontakt nawet z moją
babcią, zabraniając jej spotykać się z najmłodszym synkiem
mojego ojca. – mówiłam jakoś automatycznie, nie zastanawiając
się nad niczym. – Moi znajomi chyba nie wiedzieli, jak się wobec
mnie zachować, więc straciłam z nimi kontakt, po maturze odcięłam
się od świata, dręczyły mnie sny z udziałem mojego ojca, który
błagał mnie o to, bym zadbała o jego synka, Aleksandra... Dlatego
złożyłam tutaj papiery, znalazłam mieszkanie, wyjechałam i
udaję, że to nie moja sprawa.
– Nie było żadnej sekcji zwłok? Wiesz, żeby wykluczyć
zabójstwo, czy coś... Jak się zabił?
– Powiesił się. Zupełnie nikt mnie nie pytał o zdanie w sprawie
pogrzebu, został skremowany. Zupełnie nie wiem, czemu, wszystko
potoczyło się wtedy bardzo szybko. A teraz jego rodzina tworzy
dziwne teorie, że niby jego żonie było to na rękę. Ja widziałam
ją przed pogrzebem tylko raz, ale zrobiła na mnie całkiem dobre
wrażenie...
– Ze smutku wymyśla się różne rzeczy – powiedział Dominik,
siadając. – Może ta kobieta zrobiła to, co ty. Uciekła. Nie
mogła wytrzymać pretensji, obwiniania jej o to. Ale wiesz, jeśli
nie skontaktujesz się z nią, nie zobaczysz tego Aleksandra, to nie
da ci to nigdy spokoju. A ojciec będzie ci się śnił, nie
uciekniesz od swojej podświadomości. Chociaż możesz też założyć,
że matka nie zrobi krzywdy własnemu dziecku.
– Masz rację – westchnęłam. – I doskonale zdaję sobie z
tego sprawę. Dlatego powiedziałam, że to jest głupie. Sama
mogłabym rozwiązać swoje problemy, ale się sama przed sobą
tłumaczę, że nie mam siły. Nawet jeszcze nie czytałam jego listu
pożegnalnego, bo się boję, że tego nie wytrzymam.
– Myślę że wszystko zrobisz w swoim czasie. Chociaż to bardzo
banalne stwierdzenie.
Milczeliśmy oboje przez dłuższą chwilę, patrząc na siebie.
Byłam ciekawa, czy on też w tamtej chwili zastanawiał się nad
tym, dlaczego nagle dwie zupełnie sobie obce osoby znalazły się
razem, na swój sposób sobie zaufały i powiedziały rzeczy, których
zwykle nikomu nie mówią. Dla mnie było to niesamowite zjawisko. Na
swój sposób bardzo wzruszające.
– A może powiesz mi, dlaczego jesteś dzisiaj w takim stanie? –
zaryzykowałam.
Dominik uśmiechnął się i potarł okolice swojego podbitego oka.
– Zupełnie zapomniałem, że nie wyglądam zbyt pociągająco
dzisiaj, więc może spróbuję cię uwieść następnym razem. Z
drugiej strony całkiem mi ulżyło, bo już zdążyłem wpaść w
depresję, że nie chcesz ze mną spać.
– Aha, czyli zaczynasz swoje żarciki za każdym razem, kiedy
chcesz uniknąć niewygodnego tematu?
– Skąd ten pomysł? – zaśmiał się głośno. – Należało mi
się, uwierz mi. Gdybym był w sytuacji tamtego faceta, też zapewne
dałbym komuś po mordzie. Nieważne zresztą.
Milczał przez chwilę, patrząc na mnie z rozbrajającym uśmiechem.
– Ale wyglądasz tak uroczo w tej piżamce, od razu poczułbym się
lepiej, jakbyś dała mi się przytulić. Przecież nie jestem taki
odrażający. – musiałam zrobić dziwną minę, bo zaśmiał się
szczerze. – Żartuję przecież. Taka porządna dziewczynka nie
powinna dotykać facetów tak łatwo, prawda? A zwłaszcza takich
jak ja. Powinnaś dać szansę blondaskowi. Tymczasem...
Cały czas uśmiechając się szeroko zaczął grzebać w kieszeni
swoich spodni. Po chwili wyjął coś, co zadźwięczało głośno.
Klucze.
– Spotkamy się pewnie jeszcze niedługo, będę pilnował, żebyś
nie uciekała od problemów. A ty w zamian przypilnujesz mnie. No
i... – kontynuował, zbierając się do wyjścia. – Nie wierz we
wszystko, co ci mówią nieznajomi. Nigdy nie wiesz, kto chce sobie z
ciebie zażartować.