sobota, 15 marca 2014

Rozdział szósty

4 komentarze:
Po odejściu Dominika nie bardzo wiedziałam, co powinnam ze sobą zrobić. Czekał mnie cały wolny dzień, nie mogłam nawet pójść do pracy na kilka godzin, byłam niewyspana, ale wiedziałam, że i tak wszelkie próby odespania pójdą na marne, ponieważ byłam zbyt skołowana. Miałam ochotę porządnie się upić. Zajrzałam do lodówki – chłodziły się w niej cztery butelki ulubionego piwa Alana. Westchnęłam zrezygnowana. Nie dam rady upić się taką ilością alkoholu. Pomyślałam, że warto było skorzystać z okazji i wreszcie coś namalować – czysto teoretycznie malarstwo było moim hobby – ale jak zawsze nie mogłam znaleźć weny. Nachodziła mnie tylko w sytuacjach ekstremalnych, kiedy absolutnie nie miałam wolnego czasu. Ironia losu.

Z braku innych kreatywnych zajęć postanowiłam zająć się trochę zwykłą codziennością. Znalazłam w sobie wielkie pokłady energii, które wykorzystałam na wysprzątanie mojego małego mieszkanka, zrobiłam małe zakupy i ugotowałam obiad na kilka kolejnych dni. Nawet gotowaniu do którego nigdy wcześniej nie przywiązywałam większej wagi, poświęciłam wiele zaangażowania. Zrobiłam kurczaka w sosie słodko–kwaśnym, wcześniej mocząc pokrojone mięso w sosie sojowym z posiekanym czosnkiem i imbirem, wszystkie składniki do sosu odmierzałam z uwagą, nie myśląc przy tym o niczym innym. Dopiero kiedy wszystko było gotowe, a naczynia po gotowaniu pozmywane, otrząsnęłam się i nie mogłam wyjść z podziwu, że udało mi się tak bardzo na czymś skupić. Prawie nigdy mi się to nie udawało, co często bardzo utrudniało mi naukę – chociaż zawsze udawało mi się utrzymywać dobre oceny.

Kwestia mojej koncentracji była zresztą dla mnie sprawą dosyć ciekawą. Czasami zastanawiałam się, gdzie jest granica między zwykłym lenistwem a jakimś zaburzeniem, które nie pozwala mi skoncentrować myśli na czymś zbyt długo – przecież widziałam ludzi, którzy potrafili uczyć się godzinami, w miarę efektownie. A ja nawet, kiedy zależało mi na tym bardzo, jak byłam przyciśnięta do muru – nie mogłam przekroczyć pewnego limitu czasowego mojej koncentracji. Trudno to wytłumaczyć nawet przed samą sobą – po prostu nie mogłam. Jakiś czas temu, prawdopodobnie podczas prób nauki do egzaminów maturalnych, zaczęłam czytać artykuły o zapaleniu opon mózgowych, z których wynikało, że mogą trwale wpłynąć na życie poprzez upośledzenia o różnym nasileniu, problemy ze słuchem, koncentracją i nauką, a nawet depresją. Szukałam skutków tego schorzenia dlatego, że w przedszkolu przez to przechodziłam – kilka tygodni leżałam w szpitalu, dostawałam zastrzyki w rdzeń kręgowy, po których musiałam leżeć płasko na plecach i nie wolno mi było poruszać nogami. Więc od czasu zapoznania się z tymi artykułami zaczęłam tłumaczyć niektóre swoje przypadłości tamtym wydarzeniem z dzieciństwa; być może to głupie tłumaczenie się, ale naprawdę mi to pomagało. To nie tak, że się poddawałam, zakładając z góry, że nie dam rady czegoś zrobić, tylko jak odnosiłam porażki, łatwiej było mi się z nimi pogodzić. Zresztą, każdy chyba potrzebuje jakiejś logiki w swoim życiu, ja ją znalazłam w ten sposób. Na różne sposoby byłam genetycznie obciążona, co motywowało mnie to większych starań. A sukcesy były tym większym powodem do dumy. Tak było zwykle wtedy, gdy nie dopadała mnie moja zwykła, codzienna obojętność.

Po uporządkowaniu przestrzeni wokół siebie poczułam się nagle bardzo spokojna, jakaś część chaosu i absurdu została zniwelowana. Być może to jest dobry dzień, by uporządkować też inne rzeczy – a przynajmniej podjąć próbę uporządkowania.

Kolejne kilka godzin przeznaczyłam na liczne telefony, przeglądanie internetu w poszukiwaniach jakichkolwiek śladów po ostatniej żonie mojego ojca. Niewiele o niej wiedziałam, tyle tylko, jak się nazywa i że ma jeszcze syna z poprzedniego małżeństwa. A jedyne osoby jakie znałam, które mogły mieć z nią jakiś kontakt, to najbliższa rodzina mojego ojca, z którą niestety zbyt dobrych stosunków nie miałam. Babcia w ostatniej rozmowie telefonicznej powiedziała mi, że przeprasza, ale nie ma siły widzieć ani mnie, ani mojego starszego brata; w tamtym momencie przekreśliłam ostatecznie jakiekolwiek nadzieje na bliższe więzi z tą kobietą. Jednak wiedziałam, że muszę odstawić na bok uprzedzenia, jeśli naprawdę chcę coś rozwiązać.

Ostatecznie udało mi się wyciągnąć numer i ostatni znany adres od siostry mojego ojca. Nie miała pytań i nie rozwijała tematu – wspomniała jedynie, że dzwonienie może okazać się bezcelowe, ponieważ od dawna nie dało się do niej dodzwonić. Drzwi również nie otwiera. Podziękowałam za te informacje, potwierdziłam że tak, dobrze mi się żyje w Krakowie, wymieniłyśmy się pozdrowieniami i zakończyłam rozmowę. Kto by pomyślał, że rozmowy telefoniczne z rodziną mogą być tak trudne. Zawsze wielkie, zintegrowane rodziny moich znajomych były dla mnie abstrakcją – dla mnie prawdziwą rodziną była tylko moja mama i mój brat, byłam w stanie podpiąć też pod to moją babcię od strony matki, która jednak od wielu lat pracowała za granicą, więc spędzałam z nią tylko wakacje i święta. Do nowego ojczyma też zdążyłam przywyknąć. Ale nic więcej. Cała reszta była tylko ludźmi, którzy pojawiali się i znikali z mojego życia kiedy tylko im to odpowiadało, ale ja też nie tęskniłam za nimi ani nie pragnęłam spotkań. Wyjątkiem był tylko mój ojciec, do samego końca poza moim zasięgiem; nawet na pogrzebie tak bardzo chciałam ostatni raz zobaczyć jego twarz, ale mogłam tylko patrzeć na małą szkatułę, w której podobno były jego prochy. Nie widziałam go od roku i musiałam się pogodzić z faktem, że naprawdę tak po prostu nagle umarł, że zniknął z tego świata, pozostała po nim tylko garść prochu. I nawet moje życie praktycznie się nie zmieniło po jego odejściu, świat działał nadal, moje życie toczyło się tym samym trybem – tylko dobijała się do mnie z głębi podświadomości myśl, że coś umarło we mnie, już tego nie ma, już nie mam do czego rozpaczliwie wyciągać rąk.

Mimo że zrobiłam już tak wiele, żeby zdobyć informację na temat wdowy po ojcu, teraz zupełnie nie mogłam zmusić się do tego, by spróbować do niej zadzwonić. Nie wiedziałam, co właściwie chciałabym jej powiedzieć, o co spytać – przecież to wcale nie było takie proste. Przez to wszystko miałam wrażenie, że wtrącam się w nieswoje sprawy, mimo że było to absurdalne. Ale przecież miałam tak bardzo ograniczony kontakt z ojcem, przez ostatnie lata prawie całkiem się urwał, a ta kobieta żyła z nim, widziała go na co dzień. Może jej się zwierzał, że przed maturą go ignorowałam, jak chciał nawiązać ze mną kontakt? Może mnie nienawidziła?

Wpatrywałam się w swój telefon, jakby miało mi to w czymś pomóc, kiedy nagle wyświetlacz zrobił się jasny i rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia. Wzdrygnęłam się. Ada. Po chwili wewnętrznej walki, odebrałam.

– Laura, bardzo się nudzisz?

No tak, nikt nie miał złudzeń, że mogłabym robić coś konstruktywnego.

– Umiarkowanie.

– Doskonale. Akurat jestem niedaleko twojego mieszkania, więc pomyślałam, że może byś chciała się ze mną przejść na spacer. Jest śliczna pogoda.

Wyjrzałam przez okno. Mimo że było już po południu, przez cały dzień nie zwróciłam uwagi na to, co dzieje się na zewnątrz; równie dobrze mogła się rozpętać trzecia wojna światowa, a ja tkwiłabym tu nieświadomie.

– W porządku. Gdzie się spotkamy?

– Jestem pod twoim domem.

Ada rozłączyła się, a ja jęknęłam – dziewczyna pierwszy raz wyszła z inicjatywą spotkania, wiec miałam złe przeczucia. Jak zawsze, wszystko musiało dziać się naraz. Nie chciałam, żeby zbyt długo czekała, więc ubrałam się pospiesznie i wyszłam; rzadko zdarzało mi się wychodzić z domu bez delikatnego makijażu ale uznałam tym razem, że świat się może nie zawali – w końcu jeszcze kilka godzin wcześniej z roztarganymi włosami i w piżamie przyjmowałam u siebie całkiem przystojnego chłopaka

Zaczęłam żałować swojego wyboru w momencie, w którym zobaczyłam Adę, jak zawsze zadbaną i śliczną. Teoretycznie średnio mnie zwykle obchodził mój wygląd, ale nawet ja niezbyt lubiłam być szarą myszką, tym bardziej, że po moim nienormalnym śnie miałam mieszane uczucia w stosunku do tej dziewczyny. Spróbowałam się z nią przywitać jak najbardziej naturalnie, jak tylko potrafiłam. Przecież nie zrobiła mi nic złego.

– Przepraszam, że wyciągam cię tak nagle – Ada uśmiechnęła się do mnie. – Może podjedziemy kawałek tramwajem, a potem przejdziemy się w stronę rynku?

Nie miałam ochoty znajdować się teraz wśród ludzi, ale zgodziłam się na jej propozycję. Podróżując komunikacją miejską wymieniłyśmy zaledwie kilka zdawkowych zdań. Ada przyglądała się innym pasażerom a ja usiłowałam wymyślić jakikolwiek temat do rozmowy, nawet nie bardzo rozumiejąc, czemu się tym tak denerwuję. Często spędzając razem czas miałyśmy długie minuty ciszy, zawsze jednak wydawały mi się zupełnie naturalne – czemu tym razem tak nie było?

Jednak widok i klimat starego miasta uspokoił mnie; jak zawsze moje nerwy znalazły ukojenie w otaczającym mnie pięknie – tak bardzo kochałam brukowane ulice, starą architekturę, kamienice, te wszystkie urocze szczegóły, które łączyły się w jedną harmonijną całość. Nawet ludzie tutaj zdawali się być mniej zabiegani.

– Wiesz, Laura... – Ada wyrwała mnie z rozmyślań. – Tak naprawdę, to chciałam z tobą o czymś porozmawiać.

– Domyśliłam się tego. Chcesz gdzieś usiąść i pogadać przy kawie?

– Nie, tak jest lepiej. Jest naprawdę piękna pogoda – odpowiedziała zamyślona.

Po chwili siedziałyśmy na ławce na plantach. Nie było zbyt wielkiego ruchu, było zaskakująco spokojnie i chicho, a Adrianna milczała. Nie wiedziałam, jak ją zachęcić do rozpoczęcia tematu – odkąd usłyszałam, że chce o czymś ze mną porozmawiać, serce biło mi mocno i boleśnie, nie mogłam zebrać myśli; zaczęłam nawet być zła na dziewczynę, że trzyma mnie tak w niepewności.

– Chciałaś o czymś porozmawiać? – zagadnęłam, próbując przybrać beztroski ton głosu.

Ada mruknęła coś, co brzmiało jak potwierdzenie i zapatrzyła się w chodnik. Po chwili jednak najwidoczniej zebrała się w sobie i spojrzała na mnie.

– Co sądzisz o Alanie?

Doprawdy zaskakujące pytanie.

– Nie wiem jeszcze o nim zbyt dużo, ale traktuję go jako coś na kształt przyjaciela – zawahałam się przez chwilę – tak sądzę.

Ada pokiwała głową zamyślona.

– Właściwie, to on mi się podoba – mruknęła. – I byłam przekonana, że was coś już łączy. Dlatego było mi wczoraj strasznie głupio, ale mimo to próbowałam wyciągnąć od Alana coś na jego temat... Na wasz temat. Przepraszam cię za to.

Nie bardzo wiedziałam, jak powinnam zareagować na coś takiego, więc tylko pokręciłam głową. Nawet nie rozumiałam, za co mnie przepraszała.

– I czego się dowiedziałaś?

Dziewczyna uśmiechnęła się, ale nie było w tym geście nic wesołego – jej oczy wypełnione były żalem.

– Że jesteś dla niego jak młodsza siostra.

– Dlaczego akurat młodsza? – zdziwiłam się.

– Spytaj go o to – Ada wzruszyła ramionami i zapatrzyła się w przestrzeń przed sobą. – No ale w każdym razie nie to było takie szczególnie zaskakujące. Dowiedziałam się od niego, że ma dziewczynę, są ze sobą od jakichś trzech lat i bardzo dobrze im się układa.

– Dziewczynę? – powtórzyłam zdezorientowana. – A to niespodzianka. Nie poświęca jej chyba zbyt dużo czasu.

– Jest od nas starsza, studiuje prawo, ma mnóstwo nauki i praktyki w tym momencie, więc rzadko ma wolne. Spotykają się czasem w weekendy.

– Nie miałam o tym pojęcia. Przykro mi, Ada...

Obrzuciła mnie krótkim spojrzeniem.

– Niech ci nie będzie przykro z mojego powodu. Pewnie źle to zabrzmi, ale po tej rozmowie zmieniłam o nim zdanie. Laura – podniosła lekko głos – nie sądzisz, że jak chłopak spędza większość czasu w domu nowo poznanej dziewczyny, nie wspominając nigdy o tym, że jest zajęty, to coś jest z nim nie tak? Miałaś pełne prawo pomyśleć, że on coś do ciebie czuje, bo tak się zachowywał, przynajmniej ja tak to widziałam. No powiedz mi, czy to nie byłoby przykre?!

– Wiesz... To czysto hipotetyczna sytuacja, na szczęście nic sobie nie wyobrażałam, więc nic mi nie jest i trudno mi go w ten sposób oskarżać. Nie chcę go oczerniać z takiego powodu. Też musisz ochłonąć, wiem, że się na nim zawiodłaś, ale najwidoczniej Alan ma swój specyficzny sposób postrzegania świata, prawda?

– Mi jest przykro – mruknęła – nie można zachowywać się w ten sposób.

Westchnęłam ciężko.

– Rzeczywiście w takiej sytuacji wypadałoby wcześniej zasygnalizować, że jest się w związku.

– Ciekawe, czy tej dziewczynie nie przeszkadzają bliskie przyjaciółki Alana, które są dla niego niczym siostry – powiedziała zirytowana. – A może o tym też nie wspomina?

– Kto wie... – odparłam wymijająco.

Sama byłam zszokowana taką informacją, jednak daleko mi było do żalu, jaki musiała odczuwać Adrianna. Ale coś we mnie mimo wszystko było, coś jakby... Rozczarowanie?

– Naprawdę nie jesteś zła, że ci o tym nie powiedział? – spytała mnie nagle.

– Nie wiem.

– Nie wiesz...

Milczałyśmy obie przez dłuższą chwilę. Ja próbowałam ułożyć w głowie jak najbardziej dyplomatyczne odpowiedzi, odkładając na razie na bok interpretację swoich uczuć w tej sprawie. Dziewczyny ze złamanym sercem nie mogą myśleć zbyt rozważnie, zależało mi więc opanowaniu sytuacji. Przyjaciółka najprawdopodobniej w takim momencie przyznałaby, jakim ów chłopak jest bezczelnym kretynem, jak on tak mógł, pozłorzeczyłyby razem kwitując to stwierdzeniem, że wszyscy faceci są tacy sami i nie ma sensu się nimi zajmować. Tak przynajmniej wyobrażałam sobie dziewczęce przyjaźnie. Ale w moim wykonaniu wyszłoby to co najmniej groteskowo.

– Pogadam z nim o tym. Raczej bym nie chciała, żeby mój chłopak prowadził taki beztroski styl bycia, chociaż nie wiem, jakie oni mają relacje. Rozchmurz się – uśmiechnęłam się do niej – z takim Alanem i jego podejściem do życia tylko byś się niepotrzebnie denerwowała.

– Jeju... Naprawdę cię przepraszam! – jęknęła. – W pewnym momencie byłam trochę zła przez to, że byliście tak blisko. Zżerała mnie zazdrość. Dlatego zazwyczaj, jak proponowałaś, bym do ciebie wpadła, odmawiałam. Bałam się, że on wpadnie nagle jak gdyby nigdy nic i będzie się zachowywał, jakby z tobą mieszkał.

Ada ukryła twarz w dłoniach. Problem był w gruncie rzeczy naprawdę błahy – przynajmniej z mojej perspektywy – ale potrafiłam zrozumieć, że ta dziewczyna trochę z tego powodu wycierpiała. Tak samo jak ja martwiąc się, czy nie zostanę przez nich wykluczona... Każdy w swojej małej zawężonej wizji świata boryka się z różnymi dylematami, które z perspektywy absolutu okazałaby się niczym więcej, jak drobiną kurzu; prawdopodobnie właśnie takie patrzenie z góry na nasze życie dałoby nam prawdziwy spokój. Ktoś kiedyś powiedział, że inteligentny człowiek potrafi dostrzec, że to co spotyka jego, spotyka też wielu innych ludzi. Jak bardzo ta biedna dziewczyna zdążyła się zakochać w Alanie? I jak bardzo nie miało to teraz najmniejszego znaczenia...?

Próbowałam przypomnieć sobie wszystkie moje rozmowy z Alanem, jakiekolwiek sytuacje związane z nim – czy kiedyś zasugerował, że ma dziewczynę? Nigdy nie mówił zbyt dużo o sobie, dużo żartował, opowiadał rozmaite historie; jednak bez żadnych konkretów. Nie wiedziałam, jakich ma znajomych poza uczelnią, nie wiedziałam zupełnie nic o jego rodzinie, przeszłości. Nawet jego miejsce zamieszkania nie było dla mnie do końca jasne. Prawdopodobnie określenie naszej znajomości słowem "przyjaciele" jest jednak mocno zawyżone – przecież już nawet więcej wiem o chłopaku z mieszkania obok, z którym rozmawiałam tylko dwa razy. I kto tutaj jest tajemniczy...

– No już, już... – Delikatnie pogłaskałam Adę po włosach. – Jesteśmy już dużymi dziewczynkami. Następnym razem, jak będzie cię coś gryzło, powiedz mi o tym od razu. Pośmiejemy się z tego razem.

Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie.

– Byłabyś naprawdę dobrym facetem – zaśmiała się.

Zmarszczyłam brwi, udając zdenerwowaną.

– Proszę cię, tylko nie to. Nie pierwszy raz to słyszę. Jak w końcu sama zacznę tak myśleć, to będę miała naprawdę poważny problem – zamyśliłam się. – Chociaż może rzeczywiście lepszy byłby ze mnie rycerz, niż księżniczka.

– Od jakiegoś czasu mnie zastanawia na przykład to, dlaczego zawsze przepuszczasz mnie w drzwiach.

Zaśmiałam się. Cóż za zgrabna zmiana tematu.

– Naprawdę tak robię? Może dlatego, że jesteś taka urocza. Pewnie jestem mentalnie facetem.

Ada pokręciła głową. Była już bardziej rozpromieniona, jakby udało się się zrzucić ze swoich barków coś naprawdę ciężkiego.

– Tłumaczyłabym to raczej twoimi manierami, zachowujesz się czasem jakbyś została wychowana na jakimś dworze szlacheckim. Czasami aż mi wstyd jeść przy tobie, nawet kanapkę jesz tak perfekcyjnie i z gracją, kiedy ja w tym czasie zabrudzę wszystko wokół okruszkami. Jest wokół ciebie aura absolutnej elegancji.

– Tak, tak. Mów mi więcej – mruknęłam, starając się stłumić śmiech.

– No wiesz...! Jestem poważna. 

– To w takim razie może jednak skusisz się na kawę, moja droga? Byłoby mi niezmiernie przykro, gdybym nie mogła poczęstować czymś takiej ślicznej panienki. Nie mam co prawda białego rumaka...

– Teraz się będziesz ze mnie nabijać? Niestety – Ada wstała z ławki i uśmiechnęła się do mnie szeroko – tym razem muszę odmówić. Takie proste dziewki jak ja mają swoje obowiązki. Pranie wzywa. I ćwiczenia zadane na jutrzejszy lektorat również.

Pożegnałyśmy się i każda z nas poszła w swoim kierunku. Czułam się zaskakująco lekko. Postanowiłam przejść jak największy odcinek piechotą, korzystając z ostatnich ciepłych dni tego roku; spacery po ładnych miejscach pomagały zawsze uporządkować mi myśli, znajdowałam w ten sposób spokój.

Alan...

Poczułam lekkie ukłucie w sercu. Do tej pory nie zawracałam sobie tym głowy, kim dla mnie jest. Ani tym bardziej, kim ja jestem dla niego. Nie minęły jeszcze nawet dwa miesiące, odkąd się poznaliśmy, a spędziliśmy razem już tyle czasu, tyle razy poprawił mi humor, w moim mieszkaniu w każdym niemal kącie czuć było jego obecność. A jednak nie wiedziałam na jego temat nic konkretnego. Nie wiedziałam jeszcze jak ustosunkować się do myśli, że ma dziewczynę – cokolwiek bym nie mówiła Adzie, samej siebie nie mogłam do końca oszukać; w całej jego uwadze poświęconej mojej osobie, w tym, jak delikatnie mnie traktował i jak dbał o mój dobry humor, doszukiwałam się czasem wyjaśnienia innego, niż "bo jestem jego przyjaciółką". Chłopcy, których znałam do tej pory (z jakiegoś powodu uważam z określeniem "mężczyzna"), nie zajmowali się tak dziewczynami, które były dla nich tylko koleżankami. Zawsze było coś więcej. To się czuło w powietrzu. W tym przypadku też czasami wydawało mi się, że to czułam; delikatny i dyskretny powiew uczucia, który wolałam spychać gdzieś na peryferia swojej świadomości.

A jednak wyglądało na to, że uczucia Alana do mnie były czyste jak łza. Odnalazł we mnie młodszą siostrę. Obiecałam Adzie, że porozmawiam z nim na ten temat, ale nie wiedziałam, jak się do tego zabrać. Wiedziałam, że najlepiej załatwić to jeszcze dzisiaj, by uniknąć nieprzyjemnych sytuacji na jutrzejszych zajęciach, ale nie było to takie proste – musiałabym do niego zadzwonić i poprosić o spotkanie. Zrobił się z tego mały dramat, ale nadal nie chciałam osaczać tak Alana i dopytywać o sprawy, o których sam nigdy mi nie mówił. Westchnęłam. Dlaczego to się musiało tak skomplikować? Być może miałoby to większy sens dla mnie, gdyby problem w moich oczach był poważniejszy – ja widziałam tu tylko nazbyt beztroskiego chłopaka, który świadomie lub nie zataja fakt o swoim związku i ma same bliskie przyjaciółeczki i dziewczynę, która się w nim zakochała i czuje się teraz pokrzywdzona przez życie.

Przypomniałam sobie moją ostatnią rozmowę z Dominikiem i aż zaśmiałam się głośno z powodu wyraźnego kontrastu między tymi sytuacjami. Próbowałam sobie wyobrazić jego reakcję na opowieść o wielce dramatycznych perypetiach naszej trójki, ale było to jednak stanowczo za bardzo abstrakcyjne; chociaż może dobrze by mu zrobiło pośmianie się z takich błahostek?

Na takich rozmyślaniach minęła mi cała droga i ze zdziwieniem spostrzegłam, że widzę już swój blok. Ten Kraków jest jednak raczej kameralny. Niemal biegiem wspięłam się na pierwsze piętro i ruszyłam w stronę swoich drzwi, jednak na wysokości mieszkania sąsiada zatrzymałam się. Z jakiegoś dziwnego powodu chciałam do niego zapukać, chociaż zupełnie nie wiedziałam, co bym mu miała powiedzieć. "Jak tam twoje oko?", czy "Wyspałeś się?" brzmiały dramatycznie głupio, ale nic bardziej bystrego nie przychodziło mi do głowy. Równie dobrze mogłabym mu upiec ciasto i udawać perfekcyjną sąsiadkę.

Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i gdybym w ostatniej chwili nie zdążyła odskoczyć, to zapewne sama nabawiłabym się jakiegoś uroczego siniaka. Dominik, w luźnej, białej koszulce i czerwonych bokserkach, przyglądał mi się z wyraźnym rozbawieniem.

– Nie otwieraj drzwi tak nagle – jęknęłam, oddychając szybko.

Chłopak uśmiechnął się szeroko.

– Może powinienem cię uprzedzić, że otwieram? Coś w stylu: przepraszam, jeśli ktoś przypadkiem stoi pod moimi drzwiami to niech się odsunie, bo jak odliczę do trzech, to otworzę – zaśmiał się. – Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale od kilku minut stoisz pod moim mieszkaniem i chichoczesz pod nosem. Wbrew pozorom to całkiem nieźle słychać w środku.

Poczułam, jak robi mi się gorąco z zażenowania, moja twarz na pewno przybrała już kolor dojrzałego pomidora. Z jakiegoś powodu przy nim to zawsze ja wychodzę na dziwaczkę.

– Wyglądasz znacznie lepiej, niż wczoraj – zauważyłam, starając się nie myśleć o tym, jakie to jest bezsensowne. 

Chłopak oparł się o framugę .

– Próbowałem trochę zakamuflować pozostałości po wczoraj. Siniaka nie udało się do końca ukryć, ale jestem z siebie całkiem zadowolony.

Ja sama byłam pod wielkim wrażeniem, bo w okolicach jego oka widniała tego lekko ciemniejsza od reszty twarzy plama, nie wyróżniająca się zbytnio. Musiał nałożyć na to jakiś dobry podkład, ale bałam się, że pytanie o to, dlaczego posiada kosmetyki tego typu może dać początek kolejnej absurdalnej rozmowy. Przyglądając mu się teraz musiałam przyznać, aczkolwiek niechętnie, że rzadko widywałam takich przystojnych chłopaków. Do tej pory widywałam go tylko w dosyć krytycznym stanie ciała i ducha, więc nie rzucało się to tak w oczy, ale teraz stała przede mną jakby inna osoba. Przemknęło mi przez myśl, że jednak potwierdzenie faktu, iż opłacają go starsze kobiety, wcale nie byłoby takie zaskakujące.

Postanowiłam jednak wrócić na ziemię i spróbować jakoś wybrnąć z sytuacji, w jaką się wpakowałam, bo Dominik wyglądał, jakby miał wielką ochotę się ze mnie pośmiać.

– Właściwie to nie chciałam od ciebie nic konkretnego, tylko byłam ciekawa, czy już się lepiej czujesz – wymamrotałam. – I nie byłam pewna, czy nie odsypiasz teraz, dlatego...

Nie dokończyłam, bo Dominik nagle złapał mnie za rękę i stanowczym ruchem przyciągnął do siebie zmuszając mnie do przekroczenia progu. Kiedy próbowałam się wyzwolić z jego uścisku, on drugą ręką zamknął za mną drzwi.

– Co robisz? – automatycznie podniosłam głos.

– Spokojnie, nie ma potrzeby rozmawiać na korytarzu – odparł, puszczając moją rękę.

– To nie najlepszy sposób na zapraszanie ludzi. Wychodzę.

Odwróciłam się i chwyciłam za klamkę, ale chłopak chwycił mnie mocno w pasie i przylgnął do mnie całym ciałem. Jego głowa opadła na moje ramię.

– Dominik...?

Zrezygnowałam z próby otworzenia drzwi i próbowałam się odwrócić, silny uścisk chłopaka uniemożliwiał mi to. Czułam na jego włosach zapach mojego szamponu. Odczuwałam z aż nierealną intensywnością ciepło jego ciała i bicie serca. W tamtym momencie najbardziej na świecie pragnęłam odwrócić się i odwzajemnić jego uścisk, utonąć i zagubić się w jego cieple.

– Puszczę cię jeśli mi obiecasz, że zostaniesz tu ze mną na trochę – odezwał się nagle.

– Niech ci będzie.

W następnej sekundzie odsunął się ode mnie i od razu poszedł do innego pomieszczenia, jakby uciekając. Dało mi to pierwszą szansę, żeby się rozejrzeć – mieszkanie było znacznie większe, od mojego, z obszernego przedpokoju widać było dwa średniej wielkości pokoje, zaraz po prawej stronie od drzwi wejściowych znajdowała się wąska kuchnia, między pokojami za zamkniętymi drzwiami była najprawdopodobniej łazienka. Przeszłam kilka kroków, by zajrzeć do każdego z pomieszczeń – wszystkie urządzone były bardzo gustownie, meble z ciemnego drewna sprawiały wrażenie dosyć starych, w większym pokoju stał nawet ogromny regał zapełniony książkami. Jednak w całym mieszkaniu panował nieład, wszędzie porozrzucane były najróżniejsze rzeczy.

– Prawie wszystko, co tutaj jest, należało do mojego wujka – odezwał się z kuchni Dominik. – Nie przestawiłem mebli nawet o centymetr. Ale staruszek miał niezły gust, prawda? Zobacz, jakie mam fajne łóżko.

Zajrzałam do mniejszego pokoju. Znaczną część jego powierzchni zajmowało imponująco wielkie łoże, na widok którego od razu zrobiłam się śpiąca.

– Nie rozumiem, czemu wolisz sypiać na korytarzu – rzuciłam, wchodząc do kuchni.

Dominik uśmiechnął się pod nosem. Kiedy ja zwiedzałam mieszkanie, on zdążył pokroić na kawałki apetycznie wyglądające ciasto. Wyjął z szafki talerzyki, które mi podał i nic nie mówiąc wszedł razem z ciastem do większego pokoju. Poszłam za nim.

Z wyjątkiem wspaniałego regału, w tym pomieszczeniu znajdowała się brązowa kanapa przy której stał niski stoliczek, w rogu pokoju, pod mosiężną lampą, umieszczony był fotel, na podłodze z jasnego drewna znajdował się duży, owalny dywan. Całość sprawiała, że miało się ochotę wybrać jedną z książek i zatopić się w lekturze na fotelu. Dominik postawił ciasto na stoliku i opadł na kanapę, spojrzeniem nakazując mi pójście jego przykładem.

– Dostałem to ciasto w prezencie, ale nie przepadam za słodyczami – powiedział znużonym głosem, kiedy usiadłam przy nim, zachowując bezpieczną odległość. – Więc jedz.

– Zaciągnąłeś mnie tu bo nie chcesz, żeby się ciasto zmarnowało?

– A jakie to ma znaczenie? – przyglądał mi się przez chwilę. – Wyglądasz, jakbyś lubiła słodycze.

– A ty wyglądasz, jakbyś bardzo chciał zostać tu sam.

Dominik zaśmiał się i nałożył sobie kawałek ciasta. Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę podejrzliwie, po czym najwidoczniej podjął jakąś decyzję i spróbował.

– Nie najgorsze.

– Brzmi zachęcająco – westchnęłam, nadal zastanawiając się nad tym, która część mojego jestestwa zdradza zamiłowanie do słodyczy.

– Może chcesz, żebym cię nakarmił?

W odpowiedzi pospiesznie nałożyłam sobie ciasto, co go najwidoczniej bardzo rozbawiło, bo parsknął śmiechem. Generalnie był w podejrzanie dobrym humorze – Alan zapewne by uznał, że znowu coś brał. Ciasto przełożone było białym kremem, a posypane wiórkami kokosowymi. Po pierwszym kęsie musiałam się mocno powstrzymywać, by nie pożreć całego kawałka naraz. Przez cały czas czułam na sobie drwiące spojrzenie chłopaka.

– Ktoś cię musi bardzo lubić, skoro przynosi ci takie miłe prezenty – zauważyłam, odstawiając pusty talerzyk.

Chłopak wzruszył ramionami i zapatrzył się w jakiś punkt na suficie.

– Równowaga we wszechświecie musi być zachowana: niektórzy dają mi ciasta, a inni po twarzy.

Zastanowiłam się nad tym. W czasie naszego poprzedniego spotkania sam powiedział, że zasłużył na takie potraktowanie, a teraz beztrosko zajada się ciastem. Może dostał je od klientki, której mąż potem się zdenerwował i postanowił go ukarać? Zrobiło mi się niedobrze. Nagle ciasto z wiórkami kokosowymi stało się dla mnie czymś symbolicznym, epicentrum całego brudu świata wobec wielkiego spokoju gwiazd.

– A jeszcze inni lubią stać pod moimi drzwiami, ale jeszcze nie znam ich pozycji we wszechświecie – powiedział, wyrywając mnie z zamyślenia. – I jak tam, zrobiłaś dzisiaj coś ze swoim życiem, Helgo?

– Nawet więcej, niż mogłam się spodziewać. Ale jeśli mówimy o robieniu czegoś – przeniosłam wzrok na jego gołe nogi – to mógłbyś się ubrać. Wiesz, Mustafa, nie powinno się przyjmować gości w samych bokserkach.

Dominik nabrał powietrza, żeby odegrać się jakąś ripostą, ale zamilkł, wyraźnie czegoś nasłuchując. Po chwili ja również usłyszałam. Ktoś przechodził obok mieszkania Dominika i poszedł dalej. Kroki ucichły chwilę później, więc najpewniej zatrzymał się pod moimi drzwiami. Najpierw usłyszeliśmy stłumiony dźwięk szarpania klamką, po czym rozległo się donośne, niecierpliwe pukanie.

– To Alan – z jakiejś nieznanej mi przyczyny zniżyłam głos niemal do szeptu. – Zawsze wchodzi bez pukania.

Wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia.

– Czekaj! – Dominik poszedł za mną i zatrzymał się przy drzwiach, po czym kontynuował szeptem. – Nie będzie na ciebie zły, jak stąd wyjdziesz? Chyba mnie nie polubił.

Westchnęłam. Znając Alana, na pewno będzie się złościł i uzna, że zupełnie na siebie nie uważam i włażę do mieszkania podejrzanych, nieznajomych facetów. Ale z drugiej strony, zwłaszcza po tym, czego się dzisiaj dowiedziałam, jakie on miał prawo do zwracania mi uwagi? A Dominik wyglądał bardziej na rozbawionego, niż zmartwionego moją sytuacją.

Pukanie rozległo się ponownie. 

Zmieniłam szkice postaci w zakładce "Bohaterowie", teraz pozostaje mi jeszcze zaktualizować Laurę i dodać Adę. Ach, dobrze zajmować się rzeczami, które nikomu do niczego nie są potrzebne :D

środa, 29 stycznia 2014

Rozdział piąty

4 komentarze:
– Jak zapewne pani wiadomo, poprzedni lekarz wystawił pani, ze względu na ograniczoną ilość spotkań, dosyć szybką diagnozę. Dystymia – zamyślił się przez chwilę psychoterapeuta – to dosyć bezpieczna opcja. Zaburzenie dosyć powszechne, mówi się, że większość dystymików nie ma pojęcia o tym, że cierpi na coś takiego. Melancholiczna osobowość, którą traktują po prostu jako część charakteru, bo tak w ich mniemaniu najwidoczniej po prostu musi być, tacy są. Zaburzenie przewlekłe, nieleczone mogące trwać całe życie, wpływając na życie chorego i jego otoczenia, jednak nie tak intensywnie, jak w przypadku depresji endogennej. Leczenie dosyć trudne, ale nie niemożliwe. Zdecydowanie mniejsza umieralność, ale pani jest po niemal skuteczniej próbie samobójczej; podręczniki tłumaczyłyby to tak zwanym zjawiskiem podwójnej depresji, gdy samopoczucie gwałtownie spada poniżej zwykłe, codzienne obniżenie nastroju. Zaleca się psychoterapię z lekami. Tyle z teorii, co pani o tym sądzi?

Tyle to zdążyłam przeczytać sama w internecie. Wbiłam wzrok w okno udając, że głęboko się zastanawiam nad jego słowami. Prawdę mówiąc, nic mnie to nie obchodziło, zamierzałam powiedzieć cokolwiek, co przyjdzie mi do głowy. Wiedziałam przecież dobrze, co u mnie zdiagnozowano, czym to w teorii jest – a raczej jak bardzo to nie jest niczym konkretnym. Wstyd mi było czasem się do tego przyznać przed samą sobą, ale po rozmowach z poprzednim lekarzem, po kilku testach, jakie wypełniłam, miałam nadzieję, że stwierdzi u mnie jakieś głębokie i groźne dla otoczenia zaburzenie psychiczne. Nie chodziło mi nawet o to, że tak bardzo chciałabym trafić znowu do szpitala pod kontrolą psychiatryczną, ale raczej o to, że takie szaleństwo dałoby mojemu istnieniu nutkę wyjątkowości, tej romantycznej wizji człowieka wrażliwszego, który widzi więcej. Niczym mój kochany Rafał Wojaczek ze swoją obsesją na punkcie wpisanej w papiery psychopatii.

– Jak każdy porządny dystymik jestem całkiem pogodzona z tą smutną stroną mojego jestestwa i nie wyobrażam sobie siebie innej – powiedziałam w końcu, kiedy spojrzenie mężczyzny stało się naglące.

– Ale przychodzi tu pani, chociaż nikt pani do tego nie zmusza.

– Obiecałam mamie.

– Pani mama nie jest w stanie sprawdzić, czy faktycznie pani uczęszcza na terapię, bo jest pani pełnoletnia i sama podejmuje za siebie decyzje. Skoro mieszka pani tak daleko od domu to zakładam, że nie byłoby dla pani problemem ukrycie faktu, że nie przychodzi pani wcale.

– To by było bez sensu – mruknęłam. – Wolę poświęcić trochę czasu ten raz w tygodniu niż tak zmyślać.

Mężczyzna westchnął.

– Powiem teraz szczerze. Na początku sądziłem, że tak jak większość osób... cierpiących przez smutek, jedynym odpowiednim wyjściem z sytuacji według pani będą leki. Łatwe, przyjemne, bez starania się. Ale przychodzi tu pani już kolejny raz i jeszcze nigdy nie poprosiła pani o przepisanie antydepresantów. Czyli nie myśli pani o szybkim ulżeniu sobie, ale z drugiej strony widzę również dużą obojętność do wszystkiego, co się wokół pani dzieje, chyba wręcz stara się pani pokazać, jak bardzo nie zależy pani, żeby zrobić ze sobą cokolwiek. Absolutne zobojętnienie, brak okazywania emocji. A przecież te emocje gdzieś głęboko są w pani, pewnie zna je pani doskonale. Naprawdę pani nie wierzy, że nic z nimi nie można zrobić, że nic ani nikt nie może pomóc?

Wzruszyłam ramionami. Takie rzeczy męczyły mnie najbardziej.

– W takim razie przejdźmy dalej, chciałbym podzielić się moim kolejnym spostrzeżeniem. Z pani opowieści zwróciłem uwagę na to, jak wielką pani wagę przykłada do wizerunku mężczyzn, mimo że niewielu ich było w pani życiu. Wydaje mi się, że bardzo pani idealizuje mężczyzn, nie sądzi pani?

Poczułam się dziwnie. Nie spodziewałam się takiego spostrzeżenia. To był pierwszy raz, kiedy ten człowiek czymś mnie zaskoczył i zmusił do przemyśleń. Idealizacja mężczyzn...

Począwszy od tych pięknych opisów ojca – kontynuował nie doczekawszy się odpowiedzi. – Nie powiedziała pani na niego złego słowa, mimo że ma przecież pani do tego prawo. Odszedł od swoich małych dzieci zostawiając wszystko na barkach studiującej jeszcze żony, niechętnie przyznała pani, że kontakt utrzymywał tylko od czasu do czasu, pod naciskiem pani matki. Nigdy nie płacił alimentów. Często zrywał obietnice. Nie powiedział pani o tym, że założył nową rodzinę i ma synka. Aż w końcu zabił się tuż przed pani maturą, wymieniać można by jeszcze pewnie długo. A jednak odniosłem wrażenie, że pani zatrzymała się przy wizji jego jako idealnego, pięknego faceta o ładnym głosie, grającego na gitarze przy ognisku. To nie tyczy się tylko jego, kiedy opowiadała pani o opiekującym się panią dziadkiem, kiedy zostawała pani w przedszkolu najpóźniej, bo zasiedział się na piwie z kolegami z parkingu obok, a potem przedszkolanki nie chciały pani z nim wypuścić, bo ledwo stał na nogach – nie obwinia go pani, nie czuć od pani niechęci.

Mężczyzna skończył mówić, a ja milczałam. Zupełnie nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć, nie mogłam znaleźć argumentów, by jakoś zaprzeczyć jego rozumowaniu. Byłam zdezorientowana – w gruncie rzeczy powiedział same oczywiste fakty, nic nie powinno mnie zdziwić – a jednak takie ujęcie problemu było dosyć zaskakujące. Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Czy ja kiedykolwiek czułam nienawiść do jakiegoś mężczyzny? Potrafiłam z pasją gardzić wieloma dziewczynami, ale rzeczywiście, na złe strony kolegów zazwyczaj przymykałam oko. Nie miały znaczenia. Mogłam kogoś lubić, lub być do niego nastawiona obojętnie. Nic poza tym.

– Chciałbym, żeby przemyślała to pani przez nadchodzący tydzień. Może nawet same się pani nasuną ewentualne przyczyny tego zjawiska.

Trochę nieprzytomnie zgodziłam się z nim i pożegnałam. W drodze do domu dręczyły mnie dosyć niepokojące rozmyślania; skoro idealizuję mężczyzn, czy to nie znaczy, że jestem wobec nich łatwowierna i bez problemu będą mogli mnie wykorzystać? A może już się to dzieje? Pomyślałam o częstych wizytach Alana. Rzeczywiście, nie byłam w stanie pomyśleć o nim nic złego, pewnie zgodziłabym się bez wahania na większość jego propozycji. Ale z drugiej strony trudno doszukiwać się w jego czynach jakichś złych zamiarów... Prawda? A jeszcze niedawno przecież wyraźnie irytował mnie tajemniczy sąsiad Dominik podczas swojej pierwszej, i jak sądzę, ostatniej wizyty w mojej kawalerce. Może to działa tylko przy głębszej relacji? A może najlepiej w ogóle się nad tym nie zastanawiać, bo z nadmiernego teoretyzowania nigdy nic dobrego nie wychodzi.

Sprawdziłam godzinę. Zamierzałam pójść pieszo, jednak czas mnie naglił, więc wsiadłam do nadjeżdżającego tramwaju. Jak zwykle w godzinach popołudniowych, było dosyć tłoczno. Jakoś zawsze męczyła mnie jazda komunikacją miejską, te wszystkie znudzone twarze, ocierające się o siebie ciała, nieprzyjemny zaduch i urywki głupkowatych rozmów. Autobusy to wylęgarnie plotek i mało ambitnych opowiastek treści wszelakiej – usłyszenie naprawdę ciekawej i sensownej rozmowy graniczy z cudem, a we mnie się wzbiera pogarda do wszechświata. Ciekawe, że spostrzegawczy psychoterapeuta nie zdiagnozował jeszcze manii wyższości, może za mało się staram. A może to zbyt typowe.

Kiedy znalazłam się na miejscu, z ulgą opuściłam pojazd. Zawsze muszę przez chwilę postać na przystanku, żeby nabrać powietrza i pozbyć się poczucia niesmaku. Skierowałam się w stronę pubu, w którym umówiłam się z Alanem i Adrianną. Alan nalegał na to, żeby wyjść w końcu razem na miasto, a akurat odwołano nam zajęcia z następnego dnia więc w końcu nadarzyła się okazja. Zaproponował mu, żebyśmy zabrali też Adę, bo prawie w ogóle nie spędzałam z nią czasu poza uczelnią i bardzo z tego powodu ubolewałam – sprawiała wrażenie osoby, która nie lubi się narzucać swoją obecnością i nigdy nie zaproponowała mi spotkania. Była u mnie kilka razy, tylko i wyłącznie kiedy zaprosiłam ją na konkretną godzinę i z konkretnego powodu, ale za każdym razem nagle pojawiał się Alan i zachowywał, jakby był u siebie i być może to było powodem tego, że dziewczyna niedługo potem nagle przypominała sobie o jakiejś sprawie i uciekała. Miałam nadzieje, że wspólne spotkanie na neutralnym gruncie wyjdzie nam lepiej.

Rozejrzałam się po wnętrzu baru. Tak jak zapowiadał Alan, było bardzo klimatycznie – w piwnicy z przytłumionym oświetleniem, dającym efekt przyjemnego, intymnego półmroku. Na ścianach porozwieszane były czarno–białe fotografie aktorów, poetów i malarzy, ozdobnymi literami wymalowane wokół nich cytaty, meble były stare i bardzo różnorodne – od zwykłych krzeseł do głębokich foteli, na każdym stoliku stały świeczki, a gdzieniegdzie dało się zauważyć starą maszynę do pisania czy inne relikwia przeszłości. W tle cichych ludzkich rozmów (nawet w środku tygodnia w godzinie dosyć wczesnej większość miejsc była pozajmowana) subtelnie dawała się usłyszeć poezja śpiewana. Idealne miejsce dla mnie.

Dostrzegłam Alana i Adriannę i zaczęłam kierować się w stronę ich stolika. Alan opowiadał o czymś, a Ada patrzyła na niego z delikatnym uśmiechem, wyraźnie zasłuchana. O rany. Na ten widok aż przeszedł mnie dreszcz – czy ona zawsze patrzyła na niego w ten sposób? Kiedy o tym pomyślałam Alan mnie zauważył, przerwał swoją wypowiedź i pomachał mi z szerokim uśmiechem.

– Przepraszam, ze jestem tak późno, trochę mi się zeszło – powiedziałam, siadając przy okrągłym stoliczku. – Długo czekacie?

– Nie, dopiero przyszliśmy. Już mówiłem Adzie, że mają tutaj naprawdę pyszne grzane wino, polecam. Skoro już jesteś, to zamówię.

Skinęłam głową, a Alan odszedł. Uśmiechnęłam się do Adrianny. Wyglądała bardzo ładnie, swoje gęste, ciemne włosy spięła z boku a jej delikatny makijaż jak zawsze był nienaganny. Lubiłam na nią patrzeć, zawsze starannie dobierała ubrania, a wszystko wyglądało na niej uroczo, bo była dosyć niska i drobna. Czułam się często przy niej jak wielka ignorantka, jeśli chodzi o dbanie o wizerunek.

– Byłaś tu już wcześniej? – spytałam, rozglądając się jeszcze raz po pomieszczeniu. – Myślałam, że Alan przesadzał mówiąc, jak tu jest ślicznie. A tu takie miłe zaskoczenie.

Dziewczyna zaśmiała się.

– Wiesz, to naprawdę popularna knajpa. Mieszkasz tu już trzeci miesiąc i dopiero teraz tu jesteś... Naprawdę powinnaś częściej wychodzić z domu.

– Sama? – uśmiechnęłam się.

– To może podchodzić pod alkoholizm, więc lepiej nie. Ale w razie czego jestem do usług.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć Alan postawił na stoliku trzy kufle z grzanym winem. Poczułam cudowny aromat nasączonych słodkim winem goździków, cynamonu i pomarańczy. Po moim ciele rozeszło się dziwne uczucie błogości.

– Pierwszą kolejkę stawiam – oznajmił chłopak wesoło, a gdy próbowałyśmy się sprzeciwić, uciął krótko – bez dyskusji.

Wytworzyła się tak przyjemna atmosfera, że wszystkie myśli związane z wizytą o psychoterapeuty odeszły w zapomnienie. Alan był rozgadany nawet bardziej niż zwykle i swoimi opowieściami doprowadzał mnie i Adę do łez. A właściwie to ciemnowłosą nawet bardziej – wymuszenie wspólnego spotkania poza uczelnią i moim mieszkaniem okazało się strzałem w dziesiątkę, dziewczyna, zawsze troszkę spięta przy Alanie tym razem zachowywała się zupełnie naturalnie i wesoło. I wyglądało na to, że całkowicie zapomniała o mojej obecności, wpatrzona była cały czas w chłopaka, a on, jak zwykle, gdy jest w centrum uwagi, popisywał się i rozdawał swoje najbardziej szerokie uśmiechy.

– Co takiego cię właściwie zatrzymało, Laura? – zwrócił się nagle do mnie. – Może zajęłaś się znowu ratowaniem narkomanów przed niezdrowym snem na korytarzu?

Poczułam, jak na moje policzki wpływa rumieniec. Nie byłam pewna, czy to z powodu wina, czy delikatnego uczucia niepokoju, które zawsze mnie nachodziło na myśl o wydarzeniach z tamtego dnia.

– Daj już mi spokój. Nie widziałam go od tamtej pory.

Alan uśmiechnął się przepraszająco.

– No dobrze, nie denerwuj się, przecież żartuję.

– Jak on miał w końcu na imię? – wtrąciła się Ada.

– To tajemnica, którą Laura chyba zabierze do grobu.

– A czemu nie chce jej zdradzić? – dociekała dziewczyna.

– Bo spotykam się z nim potajemnie i nie chcę, żeby ktoś krytykował nasz związek – odparłam znudzona.

Po moich słowach nagle zapadła cisza. Bardzo dziwna, nienaturalna cisza, jakby wszystko zastygło w bezruchu i wstrzymało oddech. Trwało to dosłownie chwilę, ale z jakiegoś powodu krótkie, z pozoru nic nie znaczące gesty wydały mi się niesamowicie przejrzyste. W ciągu tej jednej chwili uśmiech spełzł z twarzy Alana, a on wbił wzrok w stolik. Ada rzuciła krótkie spojrzenie na chłopaka, zrobiła minę, jakby zbierało jej się na płacz po czym zapatrzyła się w przestrzeń. Kolejna sekunda minęła. Atmosfera zgęstniała a ja nie wiedziałam, co się dzieje.

– Przecież żartuję.

– Przecież wiemy – Alan uśmiechnął się zupełnie normalnie.

Wszystko powróciło do normy. Ta jedna, krótka chwila wydała mi się nagle iluzją. Może stałam się nadwrażliwa. Dlaczego za każdym razem, gdy chodzi o tego człowieka, cały świat jest wywracany do góry nogami, a nawet najbardziej banalne rzeczy, jak chociażby podanie czyjegoś imienia, stają się problemami nie do przejścia?

Alan szybko i w naturalny sposób zmienił temat, powracając do swojej beztroskiej i wesołej narracji. Próbowałam rozluźnić się i podtrzymywać z nim rozmowę, jednak nie dawało mi spokoju to, że Ada pozostała nie w humorze. Wydało mi się nagle bardzo głupie, że mogłaby się obrazić o to, że nie podałam jej imienia człowieka, którego nigdy nie spotkała. Zdecydowanie musiało chodzić o coś innego. I zaczęło do mnie docierać, że pewnie czułaby się teraz znacznie lepiej, gdybym wyszła. Chyba tak jak i ja zaczęła znajdować pocieszenie w uśmiechu Alana, jednak najwidoczniej w zupełnie inny sposób.

Poczekałam jeszcze trochę, aż nie będzie oczywiste, że opuszczam ich za wcześnie i wstając poinformowałam ich, że muszę coś jeszcze dzisiaj załatwić. Alan przyjrzał mi się uważnie – on wiedział najlepiej, że zwykle wcale nic do załatwiania nie mam. Najwidoczniej postanowił jednak tego nie komentować.

– Szkoda – powiedziała Ada tak, jakby rzeczywiście było jej przykro. – Ja jeszcze mam trochę wina, więc zostanę tu na razie...

– No to dotrzymam ci towarzystwa – zaproponował chłopak.

Nawet w tak słabo oświetlonym pomieszczeniu zauważyłam, jak Ada się rumieni. Uśmiechnęłam się do nich i wyszłam.



Kiedy przyszłam na uczelnię, Alan i Adrianna siedzieli obok siebie przy stołach na korytarzu. Było jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia zajęć, więc dosiadłam się do nich; byli tak zajęci rozmową, że nawet mnie nie zauważyli.

– Cześć – powiedziałam głośno, mój głos wydał mi się dziwnie nienaturalny.

Prawdopodobnie nie dosłyszeli, bo nie zareagowali. Wydało mi się to dziwne, ale postanowiłam powtórzyć pytanie. I jeszcze raz. Za czwartym razem, prawie krzyknęłam, a oni jakby ocknęli się ze snu.

– O, cześć... Laura... – powiedział Alan, rzucając mi tylko krótkie spojrzenie, a Ada uśmiechnęła się do mnie dziwnie.

Wyglądali oboje na bardzo zadowolonych z życia. Od razu powrócili do rozmowy. Zauważyłam, że Alan nachyla się do dziewczyny i bawi kosmkami jej gęstych włosów. Ada czerwieniła się i uśmiechała, wygląda piękniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Zupełnie mnie ignorowali. Chciało mi się płakać.

– Długo jeszcze siedzieliście w pubie?

Żadnej reakcji. Byłam tak zła, że nie mogłam już powstrzymywać łez. Wtedy Ada spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać. Śmiała się głośno i złośliwie, cała aż trzęsła się ze śmiechu, jej ramiona wznosiły się i opadały. A Alan patrzył w bok. Po dłuższej chwili złowieszczego śmiechu, kiedy Ada zrobiła się całkiem czerwona i zaczęła z trudem łykać powietrze, Alan wstał gwałtownie i odszedł szybkim krokiem. Dziewczyna umilkła i wbiła we mnie spojrzenie pełne satysfakcji.

– Powiedział mi wczoraj, że jesteś męcząca, i już ma dość niańczenia bezbarwnej dziewczyny bez uczuć – mówiła, chichocząc. – Jesteś beznadziejna. Ale dzięki tobie mogłam się do niego zbliżyć i teraz chodzimy ze sobą. Już cię nie potrzebujemy, więc daj nam spokój, dobrze?

Kiedy tylko skończyła mówić, Alan nagle pojawił się za nią i objął ją od tyłu, całując delikatnie czubek jej głowy.

– Nie miej mi tego za złe, Laura, ale potrzebowałem tylko miejsca do spędzania czasu. Teraz już mam inne miejsce. Nie mogłem wytrzymać mojej obojętności, i tego, że patrzyłaś na mnie jak pies na kiełbasę. Nie znoszę takich dziewczyn, zdecyduj się w końcu, czego chcesz. Tylko nie zaćpaj się z Mustafą, nie chcę mieć potem wyrzutów sumienia.

Co on mówi?

Patrzyłam przez chwilę, jak całuje dziewczynę delikatnie. Nawet nie wiedziałam co o tym myśleć, jednak z powodu zbyt wielkiego nagromadzenia różnych uczuć naraz wpadłam w panikę i rozpłakałam się. Widzisz, mam uczucia.


Zerwałam się z łóżka z głośnym jęknięciem. Pierwsze, co sobie uświadomiłam, to fakt, że po policzkach nadal spływały mi łzy. Otarłam je, próbując oprzytomnieć. Jaki odrażający sen. Najwidoczniej obudził mnie mój własny płacz. Z jeden strony ten sen wydał mi się nagle niesamowicie głupi, a z drugiej... Na dnie mojego serca, niczym kurz, osiadło jakieś ponure uczucie. Nie chodziło chyba tu nawet o zazdrość, o niechęć oddania komuś Alana – tylko raczej o strach przed tym, że zostanę sama. To jedyni ludzie w tym mieście, z którymi nawiązałam głębszy kontakt; gdyby faktycznie zaczęli się ze sobą umawiać, szybko moja egzystencja zeszłaby na dalszy plan, Alan nie odwiedzałby mnie tak często, jak do tej pory, aż w końcu znalazłabym się w punkcie wyjścia. Nie mogłam przecież zaprzeczyć, że Ada wcale nigdy jakoś szczególnie nie nalegała na moje towarzystwo – przecież to zawsze ja wychodziłam z inicjatywą. I w gruncie rzeczy przez cały ten czas niewiele się o niej dowiedziałam. Więc dla niej zapewne rozluźnienie ze mną kontaktów nie byłaby niczym wielkim. A ja zostałabym znowu sama, zupełnie sama, w towarzystwie jedynie swoich coraz bardziej mętnych myśli. Mogłabym oczywiście znaleźć sobie byle kogo na zastępstwo, ktoś znalazłby się na pewno, ale znając moją zachwianą psychikę, mogłabym wcale nie mieć na to ochoty i zacząć izolować się od ludzi. I historia zatoczyłaby koło.

Przemyłam twarz wodą z kranu. Był wczesny ranek, na zewnątrz nadal było ciemno. Przeglądając się swojemu zmęczonemu odbiciu w lustrze nie mogłam uwierzyć, do jakiego stanu doprowadziło mnie kilka głupich spostrzeżeń. Być może Adzie naprawdę podoba się Alan. Być może on zacznie jej poświęcać więcej czasu – czy jednak naprawdę mogę pozwolić sobie na takie dramatyzowanie? Okropną osobą się stałam. Najchętniej całą jego uwagę zatrzymałabym dla siebie. Gdybym chociaż czuła do niego coś głębszego, to może przynajmniej by mnie to odrobinkę usprawiedliwiało. A teraz wiedziałam, że nie będę miała ochoty widzieć Adrianny, mimo że nie zrobiła mi zupełnie nic złego.

Nalałam sobie do szklanki soku pomarańczowego, kiedy nagle usłyszałam na korytarzu szmery. Na początku ciche, jakby ktoś przechadzał się powoli, szurając. Zbliżyłam się do drzwi, nasłuchując. Coś osunęło się na ziemię. Usłyszałam płakanie.

Serce waliło mi mocno i niespokojnie, ale zdecydowałam się zerknąć przez wizjer. Ktoś siedział pod drzwiami mojego sąsiada, ukrywając twarz w dłoniach. Wiedziałam od razu, że to był Dominik. Widziałam też, jak bardzo nierozsądne byłoby otworzenie w tamtym momencie drzwi i rozpoczęcie rozmowy z nim. Sądząc po wcześniejszych odgłosach nie był trzeźwy. Poza tym to mimo wszystko jeden z bardziej podejrzanych typów, na jakich miałam okazję trafić. A jednak słuchając jego cichego szlochu nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to tylko smutny, opuszczony chłopiec. Taki samotny jak ja.

Nie bacząc na to, że jestem w piżamie, otworzyłam cichutko drzwi i wyszłam boso na chłodny korytarz. Chłopak chyba nic nie usłyszał. Podeszłam do niego i zastanawiałam się, co najlepiej zrobić – w jednej chwili uleciał ze mnie cały strach i niepokój, czułam się raczej jak ktoś, kto chce pocieszyć dziecko, któremu odleciał balonik. Postanowiłam poczekać chwilę, aż się wypłacze; i rzeczywiście, po chwili zaczął się powoli uspokajać.

– Dominik – powiedziałam zdecydowanie, kiedy zapadła cisza.

Wyprostował się i spojrzał na mnie. Mimowolnie się wzdrygnęłam – miał wielkiego siniaka obok oka, a pod nosem ciemne plamy zakrzepłej krwi. A jednak patrzył na mnie wyjątkowo przytomnie. Po chwili przeniósł wzrok na moje stopy.

– Idź do domu, bo zmarzniesz.

– Znowu nie masz kluczy?

Wzruszył ramionami. Z jego nosa zaczęła spływać krew.

– Jezu...! – jęknęłam, i złapałam go mocno za ramię, próbując zmusić do wstania. – Natychmiast masz iść do mnie. Na pewno nie będziesz tu siedział i czekał, aż się wykrwawisz.

Dominik z ociąganiem wstał. Wydawał się zupełnie nie zwracać uwagi na krew kapiącą mu z twarzy, brudzącą mu ubrania. Wepchnęłam go do mieszkania, zatrzasnęłam drzwi i zmusiłam, by usiadł na moim łóżku. Często miałam problemy z krwotokami z nosa i nabrałam przekonania, że najlepiej nie pozwolić, żeby krew spłynęła do gardła, tylko usiąść spokojnie i delikatnie pochylić głowę. Uklęknęłam przed nim i przytknęłam mu do twarzy złapane w biegu papierowe ręczniki. Materiał szybko zabarwił się na czerwono, więc po chwili zmieniłam na czysty.

Trwaliśmy tak w bezruchu dobre kilka minut. Starałam się nie patrzeć w jego zmęczone, bursztynowe oczy, które przez cały czas uważnie mnie obserwowały.

– Chyba wystarczy – mruknął, łapiąc mnie za dłonie i oddalając je od swojej twarzy; rzeczywiście, krew przestała płynąć. – Mogę skorzystać z łazienki? Chciałbym się trochę umyć...

Pokiwałam głową. Bez słowa zaprowadziłam go do łazienki i wyjęłam dla niego ręcznik z szafki. Kiedy zamknął za sobą drzwi, zaczęłam się zastanawiać, co zrobię, jeśli zemdleje pod prysznicem. Już pomijając fakt, że z moją psychiką i chronicznym narażaniem się na niebezpieczeństwo stanowczo było coś nie tak. Pewnie Alan, jakby się o tym dowiedział, nakrzyczałby na mnie... Ach, właśnie. Alan.

Zaparzyłam herbatę i starłam plamy krwi z podłogi. Zerknęłam na zegarek. Szósta dwadzieścia. Z łazienki nie dobiegały już żadne dźwięki, więc zaczęłam się niepokoić. Jednak zdecydowanie nie powinnam mu pozwolić na wstawanie z łóżka w tym stanie

Na szczęście chłopak wyszedł z łazienki i rzucił ubranie wierzchnie na krzesło w kuchni, stał teraz w dżinsach i czarnej koszulce, na na jego gęstych włosach widać było jeszcze kropelki wody. Odświeżony nie robił już takiego przerażającego wrażenia, jego przystojną twarz szpecił już tylko siniec wokół oka, ale oprócz tego wyglądał jak nowo narodzony, a nawet uśmiechnął się do mnie delikatnie, kiedy podałam mu kubek z herbatą. Oparł się o blat kuchenny i przyglądał mi się z zainteresowaniem.

– Dlaczego do mnie wyszłaś? – spytał nagle.

– Nie mogłam spać, a potem usłyszałam hałasy na korytarzu, więc wyszłam zobaczyć, co się dzieje – odparłam po prostu.

– I nie pomyślałaś, że jak ktoś hałasuje o tej porze, to może być to jakiś niedobry człowiek? Albo nawet teraz patrząc na mnie, nie sądzisz, że mogę być niedobrym człowiekiem, który tylko wykorzystuje takie miłe dziewczynki? Ile masz lat?

– Dziewiętnaście.

Uśmiechnął się szeroko.

– Po twoim zachowaniu myślałem, że nawet mniej. No ale przynajmniej nie jestem jednak taki stary przy tobie. Mam dwadzieścia trzy.

Pomyślałam, że skoro tym razem był bardziej skłonny do zdradzania informacji o sobie, niż poprzednio, to może wytłumaczyłby mi też kilka ciekawszych rzeczy. Mimo wszystko pomagałam mu już drugi raz.

– Co ci się właściwie stało? – spytałam, a jego ręka, chyba nieświadomie, od razu zaczęła masować okolice podbitego oka.

– Wiesz, hm... – wyglądał na zakłopotanego. – Przepraszam, ale zupełnie nie pamiętam, jak masz na imię.

– Laura, ale to nie jest teraz zbyt istotne, prawda?

– Laura. Wpakowałem się ostatnio w małe kłopoty... Chociaż może nie takie znowu małe. To nie do końca nawet moja wina – plątał się, ale miałam dziwne wrażenie, że naprawdę chce mi o tym opowiedzieć. – W każdym razie, ktoś mi naobiecywał rzeczy niemożliwych, związanych z czymś, na czym zależało mi najbardziej na świecie, naciągnął mnie na dużą sumę pieniędzy, której oczywiście wtedy nie miałem... Ale mówił, że jeśli wszystko wyjdzie, to nie szkodzi, potem spłacę, ważniejszy był cel... Nic nie wyszło, jestem teraz sam, przekonałem się, komu tak naprawdę zaufałem, i teraz... Już nie mam nic zupełnie, oprócz tych ludzi, w kółko próbujących ściągnąć ode mnie dług. Przerwałem studia ale i tak nie jestem w stanie zarabiać tyle, żeby przeżyć i płacić im tyle, ile ode mnie wymagają, więc często robię niezbyt ładne rzeczy – zamilkł na chwilę. – Przepraszam, jestem zmęczony, dlatego o tym mówię. Pewnie nie chciałaś tak dużo wiedzieć.

Byłam w ciężkim szoku, że powiedział mi to wszystko, mimo że niewiele z tego rozumiałam. Do tej pory w życiu dla mnie ze strony finansowej wszystko było logiczne – jak zawiera się z kimś umowę, i jedna strona się z niej nie wywiązuje, to można rozwiązać problem drogą sądową. Sytuacje, których załatwić się w ten sposób nie da, były dla mnie odległą abstrakcją, pojawiającą się tylko w powieściach. A jednak stał przede mną kompletnie zagubiony, poobijany chłopak, zupełnie sam jeden ze swoimi problemami, które najwidoczniej go przerastały. Być może dramatyzował, być może wcale nie było tak źle, a może nawet wszystko zmyślił – ale w tamtej chwili współczułam mu całym sercem i chciałam stać się dla niego oparciem. Mimo że wcale go nie znałam.

– Masz jakąś rodzinę? – spytałam.

Uśmiechnął się.

– Jak skończyłem osiemnaście lat to wyszedłem z domu dziecka.

Nie wiedziałam, co na to powinnam odpowiedzieć. Czułam się zbyt zdezorientowana. Ilość dramatyzmu była stanowczo zbyt duża.

– Już jak miałem jakieś czternaście lat okazało się, że umarł jakiś mój wujaszek, który nigdy się moim losem nie interesował, i zapisał mi w testamencie wszystko, co miał. Nie były to bogactwa, ale miałem dzięki niemu zapewnione mieszkanie nieobciążone żadnymi długami. W gruncie rzeczy naprawdę mi się poszczęściło. – zamyślił się na chwilę. – Ale wracając do pytania – nie mam rodziny, a przynajmniej nikogo nie znam, a jeśli ktoś wie o moim istnieniu, to najwidoczniej nie chce mieć ze mną nic wspólnego.

Przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale najwidoczniej się rozmyślił. Ja poczułam, jak ogarnia mnie senność – źle spałam tej nocy, a teraz zostało mi zaserwowane zbyt wiele dziwnych informacji naraz. Jednak z drugiej strony chciałam wykorzystać sytuację jak najlepiej, dowiedzieć się o tym chłopaku wszystkiego, co tylko możliwe.

– Przepraszam, że nadużywam twojej gościnności, ale czy mogę usiąść na twoim łóżku? – spytał nagle uprzejmie. – Jednak nadal nie najlepiej się czuję.

– Ach... Oczywiście. Może chcesz się przespać?

– Z tobą? Bezpośrednia jesteś. Ale w ramach wdzięczności, czemu nie. Chociaż zwykle to troszkę kosztuje.

– Niesmaczny żart – odparłam zimno, odwracając wzrok.

Chłopak nic nie odpowiedział, tylko przeszedł do mojej salono-sypialni i z westchnieniem opadł na moje łóżko. Jednak zupełnie nie wiedziałam, jak powinnam się do niego nastawić. Jakby nie patrzeć, wygląda na porządnego degenerata, do tej pory nie dał mi ani jednego powodu, bym mogła mu zaufać – a jednak w jakiś sposób przyjmowałam jego opowieść niemalże bez zastrzeżeń. Może refleksje przyjdą z czasem. Może naprawdę chcę się zająć czyimś życiem, żeby nie musieć tyle myśleć o swoim własnym, odsunąć od siebie problemy, które powinnam była rozwiązać, by zaznać w końcu spokoju. Tak, to mogła być wygodna alternatywa, zatopić się w problemach kogoś innego. Ale jak mogłam pomóc temu chłopakowi? Nie miałam problemów finansowych, ale na pewno nie stać mnie było na darowizny – a z tego co zrozumiałam, jego dług był naprawdę wysoki. Mogę też bawić się w jego rodzinę; przyjmując, że naprawdę był w domu dziecka, to nie zaznał rodzinnej miłości. Ale czy ja byłam w stanie komuś podarować tego typu ciepło? Czy w ogóle mam coś takiego w sobie? Zaśmiałam się ze swojego absurdalnego pomysłu.

– Mówiłaś, że żart niesmaczny, a jednak się śmiejesz – usłyszałam głos Dominika. – Z opóźnieniem, co prawda, ale jednak. Wygodnie tutaj masz, a to łóżko jest duże, aż żal, że śpisz na nim sama. Czemu nie mieszkasz ze swoim chłopakiem?

– Czemu się tak tego chłopaka uczepiłeś? – westchnęłam, podchodząc do niego.

Leżał w mojej pościeli, z twarzą wtuloną w moją poduszkę. Pod wpływem całego tego absurdu nawet nie wydało mi się to szczególnie nieodpowiednie. Usiadłam na brzegu łóżka. Jakoś nie miałam ochoty rozwijać tematu Alana i naszego pozorowanego związku. Dominik obrócił się nagle na plecy i wbił we mnie wzrok.

– Chciałbym, żebyś coś mi o sobie opowiedziała – powiedział nagle poważnie. – Źle się czuję z tym, że cię tak zasypałem wiadomościami o swoim życiu. Musi być zachowana równowaga we wszechświecie, więc teraz ty mi opowiedz coś – zawiesił nagle głos, po czym dodał ostrożnie – zresztą też nie wyglądasz na zbyt zadowoloną z życia, prawda?

– Będziemy teraz jak przyjaciółeczki, które zwierzają się sobie ze swoich problemów?

– Czemu nie? Lubię cię.

Zatkało mnie.

– Odkąd tu mieszkam mam dziwne szczęście do nadmiernie przyjaznych facetów – mruknęłam, mając przed oczami Alana, tak często siedzącego w tym pokoju. – Wyobraź sobie, że jeszcze nie tak dawno nie zapraszałam do siebie nawet ludzi, których dobrze znałam. A teraz czuję się niemalże, jakbym wcale nie była aspołeczna.

– Rzeczywiście nie sprawiasz wrażenia duszy towarzystwa, ale masz w sobie coś specyficznego, co sprawia, że się można przy tobie odprężyć. Aspołeczna to ty raczej jednak nie jesteś. Myślę, że miałaś zawsze wokół siebie ludzi, którzy do ciebie lgnęli – powiedział zamyślony. – Rozumiem, że mieszkasz tu od niedawna, pewnie przyjechałaś na studia. Tamten blondasek to pewnie kolega ze studiów, raczej mi na parę nie wyglądacie, chociaż on zapewne by tego chciał. Hmm... Co jeszcze... Sprawiasz wrażenie osoby, którą cały czas coś bardzo męczy, ale z drugiej strony nie chcesz nic z tym zrobić, jest ci wszystko jedno, co się z tobą stanie, dlatego bez zastanowienia wpuszczasz do swojego mieszkania obcego faceta i pozwalasz mu spać w swoim łóżku. Tyle mniej więcej mogę o tobie powiedzieć, może coś dodasz? Jest jakiś konkretny powód, dla którego znalazłaś się w tym miejscu, w tym określonym czasie?

Zastanowiłam się przez chwilę nad tym, czy jak chłopak leżąc w moim łóżku mówi mi, że można się przy mnie odprężyć – to czy powinnam to brać za komplement, czy raczej się zupełnie załamać? Zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem całkiem ładna, ale chyba nigdy nie pociągałam facetów. Nawet zaczęłam się z tym godzić, było to coś całkiem naturalnego. Tak widocznie musiało być.

Uśmiechnęłam się lekko. Czemu tak bardzo chcę z nim porozmawiać? Opowiedzieć mu wszystko?

– Po twojej nieprecyzyjnej opowieści moje problemy wydają się głupie. Przyjechałam tutaj, bo nie miałam siły zostać wśród starych znajomych, w kontakcie z rodziną. Mój ojciec popełnił samobójstwo, ja się nie mogłam pozbierać z wieloma rzeczami, tym bardziej, że zaczęły krążyć plotki, że to nie do końca była jego inicjatywa... Chodzi mi o to, że ktoś mógł mu pomóc, jego nowa żona też zachowywała się dziwnie. Niby przytulała mnie na pogrzebie i płakała, ale potem zerwała kontakt nawet z moją babcią, zabraniając jej spotykać się z najmłodszym synkiem mojego ojca. – mówiłam jakoś automatycznie, nie zastanawiając się nad niczym. – Moi znajomi chyba nie wiedzieli, jak się wobec mnie zachować, więc straciłam z nimi kontakt, po maturze odcięłam się od świata, dręczyły mnie sny z udziałem mojego ojca, który błagał mnie o to, bym zadbała o jego synka, Aleksandra... Dlatego złożyłam tutaj papiery, znalazłam mieszkanie, wyjechałam i udaję, że to nie moja sprawa.

– Nie było żadnej sekcji zwłok? Wiesz, żeby wykluczyć zabójstwo, czy coś... Jak się zabił?

– Powiesił się. Zupełnie nikt mnie nie pytał o zdanie w sprawie pogrzebu, został skremowany. Zupełnie nie wiem, czemu, wszystko potoczyło się wtedy bardzo szybko. A teraz jego rodzina tworzy dziwne teorie, że niby jego żonie było to na rękę. Ja widziałam ją przed pogrzebem tylko raz, ale zrobiła na mnie całkiem dobre wrażenie...

– Ze smutku wymyśla się różne rzeczy – powiedział Dominik, siadając. – Może ta kobieta zrobiła to, co ty. Uciekła. Nie mogła wytrzymać pretensji, obwiniania jej o to. Ale wiesz, jeśli nie skontaktujesz się z nią, nie zobaczysz tego Aleksandra, to nie da ci to nigdy spokoju. A ojciec będzie ci się śnił, nie uciekniesz od swojej podświadomości. Chociaż możesz też założyć, że matka nie zrobi krzywdy własnemu dziecku.

– Masz rację – westchnęłam. – I doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego powiedziałam, że to jest głupie. Sama mogłabym rozwiązać swoje problemy, ale się sama przed sobą tłumaczę, że nie mam siły. Nawet jeszcze nie czytałam jego listu pożegnalnego, bo się boję, że tego nie wytrzymam.

– Myślę że wszystko zrobisz w swoim czasie. Chociaż to bardzo banalne stwierdzenie.

Milczeliśmy oboje przez dłuższą chwilę, patrząc na siebie. Byłam ciekawa, czy on też w tamtej chwili zastanawiał się nad tym, dlaczego nagle dwie zupełnie sobie obce osoby znalazły się razem, na swój sposób sobie zaufały i powiedziały rzeczy, których zwykle nikomu nie mówią. Dla mnie było to niesamowite zjawisko. Na swój sposób bardzo wzruszające.

– A może powiesz mi, dlaczego jesteś dzisiaj w takim stanie? – zaryzykowałam.

Dominik uśmiechnął się i potarł okolice swojego podbitego oka.

– Zupełnie zapomniałem, że nie wyglądam zbyt pociągająco dzisiaj, więc może spróbuję cię uwieść następnym razem. Z drugiej strony całkiem mi ulżyło, bo już zdążyłem wpaść w depresję, że nie chcesz ze mną spać.

– Aha, czyli zaczynasz swoje żarciki za każdym razem, kiedy chcesz uniknąć niewygodnego tematu?

– Skąd ten pomysł? – zaśmiał się głośno. – Należało mi się, uwierz mi. Gdybym był w sytuacji tamtego faceta, też zapewne dałbym komuś po mordzie. Nieważne zresztą.

Milczał przez chwilę, patrząc na mnie z rozbrajającym uśmiechem.

– Ale wyglądasz tak uroczo w tej piżamce, od razu poczułbym się lepiej, jakbyś dała mi się przytulić. Przecież nie jestem taki odrażający. – musiałam zrobić dziwną minę, bo zaśmiał się szczerze. – Żartuję przecież. Taka porządna dziewczynka nie powinna dotykać facetów tak łatwo, prawda? A zwłaszcza takich jak ja. Powinnaś dać szansę blondaskowi. Tymczasem...

Cały czas uśmiechając się szeroko zaczął grzebać w kieszeni swoich spodni. Po chwili wyjął coś, co zadźwięczało głośno.

Klucze.

– Spotkamy się pewnie jeszcze niedługo, będę pilnował, żebyś nie uciekała od problemów. A ty w zamian przypilnujesz mnie. No i... – kontynuował, zbierając się do wyjścia. – Nie wierz we wszystko, co ci mówią nieznajomi. Nigdy nie wiesz, kto chce sobie z ciebie zażartować.

© Agata | WS | 1, 2.