Tamten
dzień był duszny i nierealny. Wszystko wokół jakby zastygło,
wstrzymało oddech i czekało na wybuch. Ja również czekałam; na
wielką burzę, która mogłaby rozładować zawieszone w powietrzu
uczucia i dać ulgę swoim gwałtownym deszczem. Burza nadeszła –
największa, jaką widziałam, ale zbyt wielka jednocześnie, by była
widzialna dla wszystkich.
Wtedy
mnie nie było. Istniała tylko zrodzona tamtego popołudnia
dziewczyna, której myśli i uczucia zastygły razem z rozgrzanym
powietrzem. Dlatego nie mam właściwie wspomnień z tego dnia –
pamiętam tylko przelotne momenty, obserwowane z głębi tej osoby,
jakbym była uwięziona na dnie głębokiej studni. Do końca życia
zapamiętam jednak właśnie te krótkie urywki, mechaniczne niemal
czynności wykonywane przez obce dla mnie ciało – a najważniejsze
– czym one poskutkowały.
Jakie
miejsca wtedy odwiedziłam?
Z
kim rozmawiałam?
O
czym myślałam?
Trudno
było złapać oddech, pochyliłam się nad wanną i patrzyłam, jak
gorąca woda zalewa jej dno. Pod sufitem kłębiła się biała para,
osadzała się na lustrze czyniąc te małe, zamknięte pomieszczenie
mleczną krainą. Ja bujałam się delikatnie, w przód i w tył, z
zupełną pustką w głowie.
Jakiś
impuls zmusił moje ciało do zanurzenia się w wodzie. Biel została
zmącona ciemnymi barwami moich ubrań. Zakręciłam kurek,
zanurzyłam się po szyję i wpatrywałam w sufit.
Kap,
kap, kap.
Wszystko
robiło się coraz bardziej białe.
Kap,
kap, kap.
Skierowałam
swój wzrok w dół. Woda przybrała czerwoną barwę. Przez zasłonę
obojętności zaczął się do mnie przebijać promyk bólu w
nadgarstkach, jednak nie miałam siły wyjąć rąk spod tafli
gorącej wody.
Kap,
kap, kap.
Całą
biel szczelnie przykryła gęsta ciemność. I po niej świat się
skończył. Poza nią nie było już niczego. Ciało umarło; ta
bezuczuciowa dziewczyna przestała istnieć – a może to byłam ja?
Wiem, że mój komentarz może być "płytki", ale muszę to napisać. Skłaniasz do refleksji i rozmyślań nad ludzką psychiką. Dziękuję ...
OdpowiedzUsuń